Ta dziewczyna jest szalona! I to w bardzo pozytywnym sensie. Bo czy przejście 1000 kilometrów piechotą szlakiem Camino del Norte, aby promować ideę oddawania szpiku kostnego to nie czyste szaleństwo w najlepszym wydaniu? Szalona Fiona udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych, a pomaganie może stać się życiową misją.
Postanowiła: 1000 kilometrów na własnych nogach. Prosto do celu. Idea była wielka, więc nawet ogromny plecak nie ciążył tak bardzo w tej pieszej wędrówce. Całą trasę przeszła na własnych nogach. Raz jedyny zdarzyło się tylko, że jej plecak pojechał 7 kilometrów taksówką. I chociaż nowo poznani znajomi namawiali ją, żeby wskoczyła do taksówki razem z plecakiem, nie ugięła się. Piechotą to piechotą – musi być 1000 kilometrów.
– Wyszło nawet lepiej niż zakładałam, bo przez błędy w przewodnikach okazało się, że pokonałam nie 1000, ale 1267 kilometrów – mówi Natalia Chrustowska.
Pomysł na tę wędrówkę narodził się w lutym 2016 roku, kiedy to Natalia oddała szpik kostny 3-letniemu chłopcu, ratując mu życie.
– W tamtym momencie uświadomiłam sobie, jak niewiele trzeba, żeby uratować komuś życie. Chciałam być żywym przykładem, że warto zarejestrować się w bazie. Skoro młoda dziewczyna, 4 miesiące po oddaniu szpiku kostnego może przejść na własnych nogach 1000 kilometrów to znaczy, że zabieg nie ogranicza nas w żadnym zakresie – dodaje Natalia.
Ta dziewczyna kocha pomagać
Miłość do podróży to jedno. Natalia nie ukrywa, że poznawanie nowych miejsc i kultur sprawia jej ogromną satysfakcję. Dzięki temu nieustannie się rozwija. Z każdej podróży wraca mądrzejsza, dojrzalsza, bardziej świadoma. Gdyby postawić przed nią wybór – nowy samochód czy podróż w nieznane, zapewne bez chwili wahania wybrałaby to drugie. Podróże stanowią sens jej życia, a dzięki nim odkryła swoje powołanie.
– Będę lekarzem. W końcu, po kilku niedanych próbach dostałam się na medycynę. Ta dobra wiadomość przyszła do mnie na szlaku Camino del Norte, więc myślę, że to dobry znak. Mam misję. Byłam kiedyś wolontariuszem, widziałam dzieci cierpiące na nowotwory. Chcę im pomagać, chcę leczyć innych moją wiedzą i doświadczeniem – dodaje Natalia.
Nad biurkiem zawiesiła zdjęcie przedstawiające lekarkę w luźnym t-shircie, która daje zastrzyk dziecku z Afryki. Taka właśnie chciałaby być. Ta wizja towarzyszy jej od 14 roku życia.
– Po studiach chciałabym pracować na misjach. Pomagać najbardziej potrzebującym. Czuję, że moje obecne podróże przybliżają mnie do tego celu – mówi Natalia.
Samotność na szlaku
Dużą część pieszej wędrówki Natalia pokonała sama. Samotność jest dobrym doświadczeniem. Zaczyna doskwierać dopiero po tygodniu bez towarzystwa. Całe szczęście, że nie jest się na nią skazanym. Na szlaku można poznać ludzi podobnych do siebie. Każdy jest inny, ale wszystkich łączy ta sama pasja i poczucie wspólnej misji.
– Podróżowałam przez tydzień z Francuzem, którego poznałam na szlaku. Idąc z kimś obcym po 150 kilometrów dzień w dzień, człowiek szybko się zaprzyjaźnia. Poza tym, w towarzystwie jest zawsze bezpieczniej. Nawet, gdy jesteś kobietą i podróżujesz z grupą trzech obcych mężczyzn. Nie odczuwa się strachu, bo ludzi łączy coś więcej niż kilometry – dodaje Natalia.
Dzisiaj Natalia jest w Bangkoku. Tym razem nie jest samotna, ponieważ pojechała z koleżanką Zosią. Gdy skończą się wakacje, wróci na studia. W głowie jednak kiełkuje już myśl o kolejnej wyprawie. Tym razem z chłopakiem. Najprawdopodobniej do Ameryki Południowej.
– Z każdego wyjazdu wracam odważniejsza i lepiej rozumiem świat. Podróże traktuję jako najlepszą inwestycję w siebie. Napełniają mnie od wewnątrz. A jeżeli człowiek jest pełny doświadczeń, może dzielić się nimi ze światem. Szlak nauczył mnie, że warto słuchać swojej wewnętrznej intuicji i nigdy się nie poddawać. Warto podróżować, bo świat jest przepiękny. Polecam to każdemu – podsumowuje Natalia.