Secret Avenue – miejsce z dobrą energią

W Secret Avenue zadbasz o ciało i duszę. Ten wyjątkowy instytut urody w swojej ofercie ma nie tylko rzęsy w stylu Joanny Krupy, stylizację paznokci, powiększanie ust czy zabiegi odmładzające na twarz i wyszczuplające na ciało. Tutaj dostajesz gratis kompleksowe podejście, prawdę i bardzo dobrą energię. O Secret Avenue rozmawiamy z jedną z jego „sekretek”, a jednocześnie managerką, kosmetolog i szkoleniowcem tego miejsca – Sandrą Ruszkowską.

Co definiuje kobietę jako piękną?

Aura, charakter, energia, dbałość o siebie… Piękno ma różne oblicza. Każda z nas jest inna. Każda z nas jest piękna. Jedna jest bardziej ekstrawagancka, inna bardziej naturalna. Z każdej kobiety można wydobyć piękno, co nieustannie udowadniamy w Secret Avenue.

O Secret Avenue mówicie jako o miejscu wyjątkowym, podkreślając jednocześnie, że nie jest to salon piękności.

Bardzo nie lubimy tego określenia. Bliżej nam do instytutu urody. Bo piękno to pojęcie bardzo złożone i dla każdego oznacza coś zupełnie innego.

W Secret Avenue zawieszone są portrety ważnych dla kultury kobiet. Po mojej prawej widzę Audrey Hepburn, na dole uśmiecha się Marilyn Monroe. Obie piękne, choć tak bardzo różne…

To są ikony kobiecości, ikony naszej małej, kobiecej świątyni. Pokazują, że nie ma uniwersalnego kanonu kobiecej urody. Czasami przychodzą do nas klientki z własną wizją piękna. Są zainspirowane dziewczynami, które widziały na Instagramie, własnymi koleżankami albo aktorkami z pierwszych stron gazet. Długo z nimi rozmawiamy, staramy się wytłumaczyć, że piękno tkwi w indywidualności, w naszych niepowtarzalnych cechach, że nie warto upodabniać się do innych. Ostatecznie, piękno tkwi w pewności siebie. W energii, jaką roztaczamy wokół…

Czym jest ta energia?

Bardzo lubimy to słowo. Każda z nas ma swoją niepowtarzalną aurę. Ona czasami jest uśpiona ze względu na dramatyczne sytuacje z przeszłości albo zmęczenie. Drużyna Secret Avenue to kobiety silne, ale jednocześnie wrażliwe na wewnętrzną energię. Wyczuwamy ją, wiemy, jak ją uwolnić. Wiesz, że nazywamy siebie „sekretkami” (śmiech)?

Sekretki, które pomagają kobietom odkryć ich wewnętrzną moc?

Tak (śmiech). Nawet rekrutację zespołu mamy nietypową, bo pierwszym, na co zwracamy uwagę podczas rozmów o pracę, jest właśnie energia. Nie zatrudnimy kogoś, z kim nie czujemy pozytywnej wibracji. Dzięki temu jesteśmy fajnym, zgranym, lubiącym się zespołem, a do pracy chodzimy w podskokach. Klientki też to czują. Dostajemy mnóstwo podziękowań, słyszymy, że zmieniłyśmy im życie, że jesteśmy aniołami. A to wszystko dlatego, że lubimy ludzi, chcemy im pomagać holistycznie, a nie tylko robić kosmetyczne korekty. Gdy przychodzi do nas kobieta, która chce np. powiększyć usta, najpierw długo rozmawiamy. I to nigdy nie jest stracony czas. Dowiadujemy się wówczas, jakie są jej motywy i preferencje. Czasami okazuje się, że nie usta, ale zupełnie inna część twarzy jest do poprawy. Innym razem wystarczy zadbać jedynie o skórę, bo usta czy nos są ładne, ale obwarowane wieloletnimi kompleksami. Nie robimy zabiegów na siłę, tylko dlatego, że klientka sobie tego życzy. Często udaje nam się odwieść kobiety od różnych poprawek albo zmniejszamy ich skalę. Dzięki temu, że jesteśmy autentyczne i szczere, mamy z klientkami bardzo dobre, czasami nawet przyjacielskie relacje. Oczywiście, nie zagadujemy nikogo na siłę (śmiech). To trzeba wyczuć. Z niektórymi możemy pomilczeć. Zasada jest jedna. Co dzieje się w gabinecie, zostaje w gabinecie.

Widzę, że macie zamiłowanie psychologiczne.

Razem z Adą (dop. red. Adriana Panfil, właścicielka Secret Avenue) mamy hopla na tym punkcie. Ada jest osobą spontaniczną i bardzo otwartą. Lubi dawać ludziom dobro. Z klientkami spędza zawsze o wiele więcej czasu niż podręcznikowy czas trwania zabiegu. Wiesz, że Ada wprowadziła darmowy makijaż permanentny brwi dla osób po chemioterapii? Dwa razy w miesiącu przyjmuje dwie osoby, którym robi zabieg zupełnie za darmo.

Piękna inicjatywa.

A to wszystko przez dobrą wymianę energii. Staramy się dawać ludziom dobro, a ono do nas wraca. Nasz salon ma długą, niemal 12-letnią historię. Wcześniej działałyśmy pod innym brandem. Pomysł na nową markę wyszedł nie od nas, ale od naszych klientek. To one zainspirowały nas do działania. Mówiły, że jesteśmy niesamowite i powinnyśmy działać na własny rachunek. Bez nich nie byłoby Secret Avenue, nie byłoby drugiego piętra, dziesięciu sal zabiegowych i nowoczesnego sprzętu do pielęgnacji ciała.

Czy coś się zmieniło po rebrandingu? Na przykład ceny?

Zmieniłyśmy wszystko – nazwę, miejsce, wystrój, wielkość i jakość, ale ceny pozostały takie same. Chcemy, aby każda kobieta korzystająca z naszych usług czuła się jak księżniczka, jak prawdziwa Mademoiselle. Ma do tego prawo. Co więcej, mamy politykę uczciwych cen. Nigdy ich sztucznie nie zawyżamy, nie naciągamy na niepotrzebne zabiegi. Jeżeli zabieg nie jest konieczny, odradzamy go.

A jaka jest granica medycyny estetycznej prawdziwych Mademoiselle?

Granica dobrego smaku. Medycyna estetyczna ma upiększać, a nie szpecić. Zawsze najpierw słucham klientek, a później zaczynam tłumaczyć. W 99% przypadków klientki rozumieją, że chcemy dla nich dobrze. Później nam dziękują. Zdarza się, że przychodzą z kompleksem nosa, który towarzyszy im od młodzieńczych lat. Bo kiedyś usłyszały, że mają brzydki nos albo porównały się z inną koleżanką. A ich nosy są przepięknie! Zdarza się, że to nie nos, ale inna partia twarzy jest do poprawki. Nie boimy się o tym mówić.

To nieprawdopodobne, że potrafimy wmawiać sobie nieuzasadnione kompleksy.

Na przykład piegi. Przychodzą dziewczyny na wybielanie laserem, bo ktoś kiedyś powiedział do nich „piegus”. A przecież piegi są piękne, niektóre dziewczyny je sobie wręcz dorysowują. Zdarza się i tak, że to mężczyzna jest źródłem naszych kompleksów. Przychodzi taki ze swoją kobietą i mówi, co chciałby poprawić…

Zamiast nosa trzeba wymienić mężczyznę…

Tak, ale najpierw trzeba uwierzyć w siebie. Dlatego rozmowa jest dla nas bardzo ważna. Jest wiele klientek, które mogłyby powiedzieć, że miałyśmy wpływ na zmianę ich życia.

Tak pięknie opowiadasz o pracy. Widać, że kochasz to, co robisz.

Moje życie to moja praca. Mam mało czasu na prywatność. Przeszłam długą drogę, aby znaleźć się w tym miejscu. Z wykształcenia jestem biotechnologiem, ale wybrałam karierę kosmetologa. Najpierw były rzęsy, później poważniejsze zabiegi. Aktualnie jestem również managerem instytutu oraz szkoleniowcem. Doceniam to, co przyniosło mi życie, ale wiem, że muszę nauczyć się odpoczywać. Ada uczy mnie spontaniczności i umiejętności wyluzowania (śmiech).

Jesteś bardzo przedsiębiorcza.

Tak zostałam wychowana. Ciepło, ale z zasadami. Od najmłodszych lat lubiłam się uczyć i byłam bardzo pracowita. Jako piegowaty rudzielec miałam oczywiście masę kompleksów, z których wyleczyłam się dopiero w liceum. Dzięki temu rozumiem kobiety, które nie wierzą w siebie. Wiem, jak im pomóc.

Jak im pomóc?

Poprzez mówienie prawdy. Prawda jest najważniejsza.

Z jednej strony mówi się o tym, że akceptacja siebie jest najważniejsza. Z drugiej, że w poprawianiu nie ma nic złego. Czy jedno z drugim się nie wyklucza?

Wszystko zależy od nas samych. Są klientki, które po nieinwazyjnym zabiegu odmładzania poczują się znacznie lepiej. I to im wystarczy. A niektóre potrzebują delikatnej korekty ust czy nosa. Jedno drugiego nie wyklucza. Ważne, żeby zachować swój naturalny wygląd i zdrowy rozsądek.

Waszą ambasadorką jest Joanna Krupa – piękna, silna, niezależna.

Joanna bardzo pasuje do tego miejsca. Poza tymi cechami, które wymieniłaś, ma pasję, wrażliwość i miłość do zwierząt. To bardzo miła, normalna i pracowita kobieta. Może być dla nas inspiracją. Podobnie jak Ada, która codziennie inspiruje mnie swoją odwagą i spontanicznością. Chyba każda z nas ma w sobie coś, co może inspirować innych. I tutaj znowu wracamy do słowa dobra „energia”.

Nawet na otwarciu salonu postanowiłyście przekazywać tę energię dalej, zbierając pieniądze dla zwierząt w schronisku „Promyk”.

Zrobiliśmy licytacje: sukienki Joanny Krupy „Sissi” i rękawic Dariusza Michalczewskiego. Dochód z licytacji przekazaliśmy zwierzętom. Klientki kupowały również bony na zabiegi, z których każde 20% trafiało do schroniska. Otwarcie było głośne i uroczyste. Poza promocją miejsca, chciałyśmy przekazać tę dobrą energię dalej…

W ofercie proponujecie m.in. rzęsy „hypnotizing” sygnowane nazwiskiem waszej ambasadorki.

Przypominają nam o tym, że mamy w drużynie tak mądrą, silną i wrażliwą kobietę. To rzęsy od Secret Lashes. Mam je dzisiaj na oczach. Są bardzo wygodne, wyglądają naturalnie, a jednocześnie pięknie podkreślają nasze spojrzenie. To idealne rozwiązanie dla kobiet, które nie lubią efektu sztucznych rzęs.

Z jakich zabiegów w Secret Avenue sama chętnie korzystasz?

Poza rzęsami mam delikatnie wypełnione usta. Zależało mi na naturalnym efekcie. Taki zresztą polecam również moim klientkom. Regularnie dbam o skórę, robię peelingi oraz nawilżam produktami Dermalogica. Jeżeli czas pozwala, staram się korzystać również z ujędrniającej i wyszczuplającej endermologii. Jako pierwsi w Trójmieście wprowadziliśmy nowoczesne urządzenie – Endermologia LPG Alliance. Po wielu godzinach stania na nogach, zabieg pomaga mi zlikwidować obrzęk.

Wiem, że posiadacie świetną alternatywę dla makijażu permanentnego. Zabieg nazywa się Secret Ideal Skin & Contour. Na czym polega?

Ten zabieg upiększa naszą cerę za pomocą transparentnej pigmentacji, ale zdecydowanie bardziej delikatnej od makijażu permanentnego. W pierwszej części zabiegu skupiamy się na ujednoliceniu koloru skóry. To działa jak krem BB! Gdy uzyskamy dokładniejsze krycie, przechodzimy do delikatnego konturowania twarzy. W zależności od potrzeb możemy zwęzić nos albo uwydatnić kości policzkowe.

Brzmi jak idealny makijaż dzienny.

I właśnie o to chodzi. Z makijażem Secret Ideal Skin & Contour możesz wyglądać pięknie od razu po wstaniu z łóżka. Zabieg trwa około 90 minut i jest wykonywany pod znieczuleniem, a efekt utrzymuje się aż do 6 miesięcy. To nasz autorski zabieg, z którego jesteśmy szalenie dumne. Nie chcemy go jednak zatrzymać tylko dla siebie. Naszą wiedzę chętnie przekażemy przyszłym kosmetologom w naszej Secret Academy.

Odnoszę wrażenie, że Secret Avenue to nie tylko wasza praca, ale przede wszystkim misja.

Dobrze to ujęłaś! Chcemy, żeby kobiety czuły się piękne każdego dnia. Chcemy, żeby emanowały swoją niepowtarzalną energią. Żeby czerpały radość i przekazywały tę radość dalej. Chcemy pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują. I tutaj wracamy do początku naszej rozmowy. Właśnie dlatego nie chcemy o sobie mówić, że jesteśmy salonem piękności. Jesteśmy instytutem urody, w którym zadbasz o duszę i ciało, w którym poczujesz się lepiej. I w którym być może zmienisz swoje życie…

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *