– Urodziłam się w Rosji, wychowałam na Białorusi, a mieszkam w Polsce – mówi Svietlana Rosliakova. W rozmowie z Mademoiselle opowiada o przyczynach swojej emigracji, trudnym życiu na Białorusi i różnicach między Polkami a Białorusinkami.
Mówi się, że Polakom mentalnie i kulturowo najbliżej do Białorusinów.
Na pewno Białorusinom bliżej jest do Polaków niż do innych narodowości. Myślę, że wynika to przede wszystkim z historii, kiedy byliśmy jednym państwem. Często łączą nas wspólne zwyczaje, potrawy, korzenie.
Twoje korzenie też są polskie?
Niestety nie. Mam pochodzenie rosyjskie.
Obstawiałam inaczej, bo świetnie mówisz po polsku.
Żyję w Polsce już osiem lat. Najpierw mieszkałam w Łodzi, później w Opolu, wreszcie trafiłam do Gdańska. W Łodzi uczyłam się języka polskiego w szkole dla obcokrajowców, ale to właśnie w Opolu zaczęłam rozmawiać po polsku, bo nie miałam wokół siebie nikogo, kto mówiłby po rosyjsku czy angielsku. Na studiach byłam jedyną osobą z zagranicy na całym wydziale. Ten okres nie należał do łatwych, bo w Opolu nie działały żadne organizacje pomagające imigrantom. Sama starałam się integrować z Polakami, założyłam nawet w tym celu klub studencki. Stąd tak duże było moje zaskoczenie, gdy przyjechałam do Gdańska i dowiedziałam się, że funkcjonują tu centra i programy wsparcia dla imigrantów. Byłam w szoku, że ktoś się nami zajmuje.
Dlaczego zdecydowałaś się zamieszkać w Polsce?
Moja historia jest dosyć nietypowa i można powiedzieć, że stanowię pewien wyjątek wśród imigrantów z Białorusi. Przyjechałam tutaj ze względów politycznych. W 2010 r. udzielałam się w kampanii wyborczej po stronie opozycyjnego kandydata na prezydenta. Zostałam za to skazana na 10 dni aresztu i represjonowana. Miałam problemy na uczelni, a po jej ukończeniu trudności ze znalezieniem pracy. Zostałam niejako zmuszona do wyjazdu, zwłaszcza że po tych wydarzeniach nie chciałam służyć systemowi, z którym się nie zgadzam. Z wykształcenia jestem psychologiem, a na Białorusi wszystkie placówki psychologiczne są państwowe.
Masz poczucie, że drzwi na Białoruś wciąż są przed Tobą zamknięte?
Nie, ale ja nie chcę już tam wracać. Po pierwsze, w Polsce żyje się na dużo wyższym poziomie. Po drugie, jestem osobą, która ceni sobie wolność i niezależność. Nie mogłabym tam żyć, nie walcząc z władzą. A jeśli bym walczyła, to – podobnie jak poprzednio, poniosłabym dotkliwe konsekwencje. Choć, prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy zdołałabym po raz drugi tak otwarcie przeciwstawić się systemowi. To było dla mnie duże obciążenie emocjonalne, które nie przyniosło żadnych efektów.
Jakie przejawy ograniczania wolności odczuwałaś na co dzień na Białorusi?
Po ulicach chodziło bardzo dużo milicjantów. Przed wejściem do metra sprawdzali walizki, torebki. Wciąż miało się świadomość, że można zostać zatrzymanym. Był nawet czas, kiedy zakazano poruszania się po mieście w większych grupach niż trzy osoby. Dla kogoś, kto nie chce się podporządkowywać władzy, życie na Białorusi jest trudne.
A jak się żyje kobietom na Białorusi?
Wychowywałam się wśród kobiet samotnie wychowujących dzieci, które mogły liczyć wyłącznie na siebie. Na Białorusi jest ich wiele. Ich mężowie często wyjeżdżają do Rosji do pracy, a do domu wracają jedynie na weekendy. Zdarza się, że w niektórych wioskach mężczyzn nie ma wcale. To sprawia, że na Białorusi kobiety żyją albo całkiem samotnie, bez partnera i dzieci, albo stoją na czele rodziny i dbają o cały dom. Są przez to zadaniowe, samodzielne i zaradne zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej.
W jaki sposób mężczyźni traktują kobiety na Białorusi?
Białorusini często wyrażają dbałość o kobiety poprzez otwieranie przed nimi drzwi czy podawanie im ręki przy wysiadaniu z autobusu. Poza tym lubią, kiedy kobieta pięknie wygląda, a jako że są w większości, to korzystają z przywileju wyboru żony spośród wielu kandydatek. Białorusinki bardzo dbają o swój wygląd, ubiór, fryzurę, makijaż. Na pewno przywiązują do tego większą wagę niż Polki. Pamiętam, gdy kiedyś odwiedził mnie mój kolega z Białorusi i z żalem stwierdził, że w Polsce tak mało kobiet nosi sukienki.
Wspomniałaś wcześniej o zaradności zawodowej Białorusinek. Jak wygląda ich sytuacja na rynku pracy?
Sytuacja polityczna i ekonomiczna nie stwarza kobietom przestrzeni do rozwoju i realizowania pomysłów zawodowych. Oczywiście są kobiety, które sobie z tym radzą. Sama znam osobiście kilka biznesmenek prowadzących własne firmy. Ich sukces jest jednak okupiony ogromnym wysiłkiem, który przynosi znacznie mniejsze rezultaty niż w Polsce. Dla przykładu Białorusinka prowadząca tutaj swój salon fryzjerski będzie żyła na dużo wyższym poziomie społecznym i ekonomicznym, niż gdyby prowadziła tę samą działalność na Białorusi.
To właśnie perspektywa lepszych zarobków najbardziej przyciąga Białorusinów do Polski?
Białorusini rzadziej przyjeżdżają do Polski w celu zgromadzenia oszczędności, bo trudno im tutaj to zrobić. Raz, że sami muszą się utrzymać, dwa – na Białorusi ceny produktów żywnościowych są takie same, a ubrań nawet jeszcze wyższe. Z tego powodu raczej przenoszą się do Polski z zamiarem zamieszkania tu na stałe. Często są to całe rodziny, które chcą zapewnić swoim dzieciom lepsze perspektywy rozwoju w przyszłości. Jakość życia w Polsce i na Białorusi jest bowiem nieporównywalna. Dlatego jeśli młoda osoba raz wyjedzie za granicę, choć na krótki czas, nierzadko po powrocie poważnie myśli o tym, żeby wyemigrować.
Zdarzyły Ci się przypadki dyskryminacji ze strony Polaków?
Jestem tą szczęściarą, która spotyka na swojej drodze wyłącznie dobrych ludzi – pomocnych, wspierających. Pamiętam w zasadzie tylko jedno, negatywne zdarzenie. To było jeszcze na studiach w Łodzi. Jedna z profesorek po egzaminie z anatomii wybiegła za mną z gabinetu i krzyczała, że mój poziom inteligencji jest dużo niższy niż studentów z Polski i wcale nie powinnam tu studiować. To było bardzo przykre, zwłaszcza że później okazało się, że jako jedyna zaliczyłam ten egzamin. Myślę, że moje dobre doświadczenie w kontaktach z Polakami wynika z szacunku do tutejszej tradycji, przepisów prawa. Nie mam postawy roszczeniowej, nie staram się narzucać innym swojej kultury czy mentalności. Wydaje mi się zresztą, że to typowe dla Białorusinów.
Czym charakteryzuje się kultura białoruska?
Trudno mówić o kulturze czy nawet narodowości białoruskiej, bo Białorusini mają bardzo małą świadomość swojej kultury. Jesteśmy przesiąknięci kulturą rosyjską, w 90% posługujemy się językiem rosyjskim. Przychodzą mi do głowy jedynie pewne typowe dla nas cechy, takie jak otwartość czy gościnność, ale przecież to samo można powiedzieć o Polakach.
Czujesz się zatem w Polsce jak w domu?
Tak. Bardzo dobrze czuję się w Gdańsku i traktuję to miasto jak mój dom. Co nie oznacza, że wcześniej nie miewałam kryzysów i nie rozważałam powrotu. Teraz jednak nie ciągnie mnie już na Białoruś. Ostatni raz byłam tam dwa lata temu, aby odwiedzić rodziców. Poza nimi nie mam już w zasadzie do kogo wracać. Swoje obecne życie zbudowałam w Polsce. Tutaj mam pracę i przyjaciół.