Patrycja Jaskot – odwaga w sercu i rozsądek w plecaku

Patrycja Jaskot
Fot. Piotr Żagiell

Ta dziewczyna ma siłę! Gdy pakuje plecak, uwzględniając, co jeszcze może przydać się podczas samotnej podróży do Rio, albo gdy biegnie kilkunastą godzinę za uczestnikami programu Azja Express, dokumentując każdy ich krok. Z Patrycją Jaskot rozmawiamy o jej blogu travelover.pl, o kulisach pracy w telewizji oraz niezwykłym spotkaniu z Julią Roberts.

Patrycjo, prowadzisz bloga o podróżach, ale jesteś również moją koleżanką z branży. Co tak pasjonującego dojrzałaś w dziennikarstwie, że postanowiłaś związać się z nim zawodowo?

Fot. Piotr Żagiell

Od zawsze czułam, że dziennikarstwo to moja przyszłość. Właściwie niczego innego w moim dorosłym życiu nie robiłam. Tuż po maturze zaczęłam pracę w radio, a później w telewizji. I tak już zostało. Chciałam docierać do wielu ludzi, dawać im informacje, inspiracje, mówić o rzeczach, o których być może nigdy wcześniej nie słyszeli. To jest moc tego zawodu – mieć wpływ na czyjeś myśli. Przygodę z pracą reporterską zaczęłam w Katowicach, ale wiedziałam, że nie skończy się na oddziale regionalnym. Chciałam pracować w Warszawie. Dziś w stolicy zajmuję się realizacją i reżyserią programów. Wciąż się rozwijam i wiele uczę, choć dusza reportera będzie we mnie drzemać już zawsze.

Jak łączysz dwa skrajne światy – opiniotwórczą blogosferę i obiektywne dziennikarstwo? Oddzielasz te dwie formy grubą kreską?

Zarówno na blogu, jak i w dziennikarstwie zachowuję maksymalną rzetelność. Tym, co odróżnia blogosferę od dziennikarstwa jest inny ciężar odpowiedzialności. Materiał telewizyjny dociera do większego grona odbiorców, ale nad tobą stoi producent i cały sztab ludzi. Na blogu masz mniejszą publiczność, ale za wszystkie treści ponosisz 100 proc. odpowiedzialność. To twoje małe miejsce w sieci, gdzie jesteś panem sytuacji, jednocześnie wystawiając się na bezpośrednią krytykę. Ludzie zaglądają na bloga, bo chcą się dobrze bawić, pooglądać zdjęcia, innym razem szukają praktycznych informacji i pomysłów na wyjazd. Kiedyś myślałam, że w dobie wszechogarniających nas social mediów, ludzie potrzebują przede wszystkim szybkich i krótkich treści. Dzisiaj już wiem, że często poszukują w sieci również bratniej duszy, która napisze do nich coś od serca.

Chyba rozumiem, dlaczego założyłaś blog. W dziennikarstwie uczą nas, aby słuchać innych. Na blogu możesz z kolei zostać wysłuchaną. Znamy się od kilku chwil, a już widzę, że jesteś bardzo komunikatywna i… lubisz opowiadać.

Masz rację (śmiech). W dziennikarstwie najważniejsze jest słuchanie rozmówcy. Na blogu najważniejsze jest to, co ty masz do powiedzenia. Lubię ludzi, lubię z nimi rozmawiać, oni dają mi energię. Jednak moja główna motywacja do stworzenia bloga była na początku zupełnie inna. Założyłam go, bo zaczęłam zapominać. Kiedy wracałam z moich podróży, znajomi zasypywali mnie pytaniami. Chętnie dzieliłam się radami, dawałam im wskazówki. W pewnym momencie zorientowałam się, że nie pamiętam już nazwy hostelu, w którym spałam albo dokładnego przebiegu trasy, którą przeszłam. Założyłam więc blog, aby już niczego więcej nie zapominać.

Początkowo był to blog dla znajomych, ale zasięgi zaczęły się zwiększać…

Blogosfera wciąż jest dla mnie nieprzewidywalna. Trudno określić co się spodoba, a co nie, czy na tle dużej konkurencji ktoś wejdzie akurat na twoją stronę. Od początku chciałam, by mój blog był dobry jakościowo. O ile treści i fotografie nie stanowiły dla mnie problemu, to kwestie techniczne już tak. Musiałam wiele się nauczyć. Właściwie wciąż poznaję nowe możliwości. Wkładam w prowadzenie bloga całe moje serce, staram się być systematyczna. Ot cała tajemnica.

Dobre jakościowo treści, dziennikarska rzetelność, systematyczność – czego jeszcze nie może zabraknąć, jeżeli chcemy osiągnąć sukces w blogosferze?

Autentyczności. Czytelnicy szukają prawdziwej i szczerej osoby, takiego synonimu dobrej koleżanki, z którą masz ochotę wypić kawę. Liczą się nie tylko rzetelne treści i estetyczna forma, ale osobowość autora i charyzma. Jeśli nie kreujesz na siłę nowej, wymyślonej siebie, orientujesz się, że ludzie lubią cię za to jaka jesteś naprawdę.

Nie bałaś się tej autentyczności? Żeby być autentycznym trzeba się otworzyć. Na blogu otwierasz się przed kimś, kogo kompletnie nie znasz.

Przyznam, że miałam dylemat przy jednym z moich ostatnich tekstów na blogu. Wtedy zaczęłam się zastanawiać dokładnie nad tym, co zawarłaś w pytaniu. Tytuł brzmiał: „Jak podróżować w związku i się nie pozabijać.” Poprosiłam partnera, aby wypowiedział się o nas w tekście. Chciałam pokazać związek z dwóch perspektyw – jego i mojej. Tekst spotkał się z ogromnym zainteresowaniem, a mi przeszło przez myśl, czy przypadkiem nie opisałam zbyt wiele. Jeden z fragmentów był bardzo intymny, bo dotyczył seksu w podróży. Moi czytelnicy docenili jednak naszą szczerość i zaangażowanie mojego partnera. Feedback był bardzo pozytywny. To też dało mi do myślenia. Ludzie chcą wiedzieć nie tylko gdzie polecieć i jak upolować tani bilet, chcą wiedzieć kim jestem i jak wygląda moje życie.

Na blogu opisujesz sytuacje z pracy zawodowej. Dzięki niej masz możliwość nawiązywania relacji z fantastycznymi ludźmi, do których niewielu ludzi ma dostęp. Przykładem jest chociażby krótkie, ale jakże wymowne spotkanie z Julią Roberts, o którym pisałaś na swoim blogu.

Tak, spotkanie z Julią Roberts było jednym z tych nagrań, o którym będę opowiadać swoim dzieciom. Kosztowało mnie ono jednocześnie wiele stresu. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy w ogóle wywiad się odbędzie. Wciąż tylko dochodziły do mnie informacje o zakazach, restrykcjach, a na każdym rogu wyłaniali się ochroniarze. Cała otoczka potęgowała nerwy. W końcu wzięłam sprawy w swoje ręce i myśląc „teraz albo nigdy”, przecisnęłam się przez tłum menedżerek i ochroniarzy. W chwili, gdy podałam rękę Julii Roberts, poczułam ciepło na sercu. Jej spojrzenie i serdeczny uśmiech ukoiły cały stres. Ta kobieta ma w sobie bijący na kilometr czar i charyzmę. Mimo bardzo prostej i skromnej sukienki, w jakiej się zaprezentowała, powaliła publiczność na kolana.

Byłaś świadkiem niecodziennej sytuacji pomiędzy Julią Roberts oraz Anną i Robertem Lewandowskimi.

To było spotkanie w Weronie, w ramach kampanii znanej marki, którą promuje Julia Roberts, a Anna Lewandowska jest jej polską ambasadorką. Dziennikarze i gwiazdy wieczoru przebywali w strefie VIP, gdzie media z całego świata przeprowadzały nagrania. Nagle zza złotej kotary wyłonił się syn Julii. Zobaczył Roberta Lewandowskiego, którego jest wielkim fanem i poprosił o wspólne zdjęcie z piłkarzem. Zauważyła to Julia, która chcąc sprawić synowi przyjemność przerwała wywiad, wyciągnęła telefon i zaczęła robić zdjęcia pamiątkowe. Po chwili Anna, Robert i Julia z synem wyściskali się i zaczęli rozmowę. Organizatorzy zakazali operatorowi kamery filmować ten moment, bo uznali spotkanie gwiazd za prywatne. Kamera stała wyłączona, za to ja wyciągnęłam szybko telefon i zrobiłam kilka zdjęć. Na prośbę Ani Lewandowskiej przesłałam zdjęcia na jej telefon, a po chwili fotki podbiły serca fanów Ani na Instagramie.

Przejdźmy do polskiego showbiznesu. Znasz go od kuchni. Jak tam jest?

Dla mnie celebryci to normalni ludzie, z kilkoma wyjątkami (śmiech). Są rozpoznawalni i zarabiają pieniądze, ale mają dokładnie takie same problemy, jak każdy z nas. Posyłają dziecko do przedszkola, czasami mają problemy z cerą, muszą posprzątać mieszkanie, zrobić śniadanie. Zakochują się i rozstają, płaczą ze szczęścia i przez porażki.

Czy zauważyłaś jedną cechę, która łączy nasze rodzime gwiazdy showbiznesu?

Bez względu na osobiste sympatie i antypatie – każda z tych osób niesamowicie ciężko pracuje i jest szalenie ambitna. Kto nie haruje i nie jest ambitny, ten nie osiągnie sukcesu. Wspiąć się na tę drabinę to ciężki kawałek chleba. Gdy już na niej jesteś masz trochę z górki, ale wciąż musisz ciężko pracować.

Nie urodziłaś się w Warszawie. Pochodzisz z Katowic. Twoja aktualna praca jest spełnieniem wyśnionego w dzieciństwie snu?

To nie był sen, to był plan. Czułam, że Warszawa jest mi pisana. Gdy zaczęłam pracę w katowickim oddziale TVN to wiedziałam, że nie zostanę tam na zawsze. Chciałam maksymalnie dużo się nauczyć, aby startować do stolicy z pewnym bagażem doświadczeń. Tego zawodu można się nauczyć tylko w praktyce. W Warszawie jest trudniej niż w innych regionach. Nieustanny wyścig i presja są tutaj wyraźnie odczuwalne. Trzeba mieć stalowe nerwy, ale również wiedzę i doświadczenie. Dzięki pracy w ośrodku regionalnym czułam się pewniejsza siebie, ale jednocześnie miałam w sobie pokorę.

Dzisiaj realizujesz różne programy, głównie podróżnicze. Byłaś w ekipie realizacyjnej programu Azja Express. Jak było?

Tak, pracowałam jako reporterka przy drugiej edycji programu. Biegałam z operatorem kamery po Sri Lance za Dorotą Gardias i Kasią Domarecką. Uwielbiam ten stan, gdy mogę zarzucić wielki plecak na plecy i iść w nieznane. Dlatego program Azja Express był wielką przygodą nie tylko dla uczestników, ale również dla całej ekipy. Gdyby ktoś nakręcił odcinek o ludziach z ekipy, to byłby hit! Na ekranie widzimy zaledwie 1 proc. tego, co zarejestrowały kamery. A my przecież godzinami biegaliśmy za uczestnikami. Gdy dziewczyny szukały noclegu pięć godzin, my chodziliśmy za nimi krok w krok przez te pięć godzin. Wszystkie przygody przeżywaliśmy razem z nimi, tyle że po drugiej stronie obiektywu. Do dziś, gdy spotykam Dorotę Gardias, wspominamy niektóre momenty.

Jaka była twoja największa przygoda w Azji Express?

Cały program był jedną wielką przygodą. Każdy dzień na Sri Lance dostarczał mi tak wielu emocji, że nie sposób wymienić jedną sytuację. Pamiętam moment, gdy po ponad godzinie chodzenia z adrenaliną w upale, dziewczynom udało się w końcu złapać stopa. Kilkanaście kilometrów całą ekipą na pace jechaliśmy malowniczą i krętą drogą. To była pierwsza taka chwila, w której nie trzeba było biec, więc mogliśmy złapać oddech. Wcześniej nie było na to czasu. Zaczęliśmy się rozglądać. Wokół roztaczały się piękne pola herbaty. Wszyscy milczeliśmy. Nagle Kasi zaczęły cieknąć łzy. Chwilę potem płakałyśmy we trzy. To był wzruszający moment, gdy w tej całej gonitwie zdaliśmy sobie sprawę w jak pięknym miejscu jesteśmy i w czym bierzemy udział. Kilka minut później znów zaczął się bieg.

Patrycja Jaskot

Fot. Piotr Żagiell

Całodzienne kardio, jak na siłowni. Na dodatek w upale.

Dokładnie. Nie każdy nadaje się, żeby tam pojechać. Na ten czas wyłączasz codzienność i włączasz tryb Azja. Mocno zżywasz się z ekipą produkcyjną i doświadczasz chwil, które ciężko oddać w opowieściach po przyjeździe do Polski.

Związek na tym cierpi?

Nie, bo w związku czasami warto pobyć chwilę osobno.

Jak radzić sobie z tęsknotą?

Gdy się pojawia to przynajmniej wiesz, że chcesz do kogoś wracać. Pamiętam miesięczny wyjazd służbowy na Bałkany. Reżyserowałam kulinarno–podróżniczy program w czterech różnych krajach. Nagrywaliśmy dziesięć odcinków, a pracy było tak dużo, że nie miałam nawet chwili, aby porozmawiać z partnerem przez telefon. Tęsknota była ogromna. Takie rozłąki paradoksalnie jeszcze bardziej scalają związek.

Wracasz po miesiącu nieustannej pracy i…

I masz dyżur (śmiech). Materiał trzeba jeszcze zmontować. Postprodukcja to najbardziej żmudna część pracy. Powrót ze zdjęć to nie koniec projektu, a początek kolejnego jego etapu, czyli montażu.

Komu zawdzięczasz pasję do podróżowania?

Kiedy byłam dzieckiem mój tata pracował w księgarni i przynosił do domu wielkie atlasy geograficzne. Jako 4-letnia dziewczynka oglądałam zdjęcia Machu Picchu, wyobrażałam sobie Tadż Mahal, a myślami błądziłam po Rio De Janeiro. Nad łóżkiem miałam mapę świata z flagami i stolicami. Znałam prawie wszystkie na pamięć. Już wtedy marzyłam, by odkrywać świat po swojemu. Obiecałam sobie, że gdy zacznę zarabiać pieniądze, będę realizować te marzenia, jedno po drugim. Dziś dokładnie to robię.

Fot. Piotr Żagiell

Lubisz podróżować samotnie. Czujesz się bezpieczna?

Kiedy pojechałam w samotną podróż do Brazylii i dotarłam do Rio De Janeiro, wyciągnęłam telefon komórkowy, żeby zrobić sobie zdjęcie. Nagle, podszedł do mnie starszy mężczyzna, złapał mnie za rękę i powiedział, żebym schowała telefon i nigdy więcej go nie wyciągała. Rio to szalone, cudowne, ale również niebezpieczne miasto. Jego uroki i koloryt przeplatają się z lokalną biedotą i widokami na fawele. Zdaję sobie sprawę z wielu zagrożeń, ale wiem też, że świat jest pełen dobrych ludzi, bo takich w większości spotykam. Samotne podróże to najlepszy coaching dla siebie. To próba znalezienia odpowiedzi na dwa ważne dla mnie pytania – kim jestem i czego chcę od życia. Przed wyprawą do Brazylii nie obawiałam się problemów z organizacją, tego, że się zgubię, czy sobie nie poradzę. Wierzyłam, że dam radę. Obawiałam się jedynie samotności, że będzie mi najzwyczajniej w świecie smutno, że nie będę miała z kim dzielić myśli i emocji. I wiesz co muszę Ci powiedzieć? Ani przez chwilę nie czułam się samotna. To była wyjątkowa i ważna dla mnie podróż, podczas której poznałam jeszcze więcej ludzi niż zazwyczaj.

Świat jest pełen dobrych ludzi. A co ze zdrowym rozsądkiem?

Trzeba go spakować do plecaka. Można być życiowym freakiem, ale jednak należy mieć oczy dookoła głowy. Podróże z plecakiem polegają na zaufaniu – do siebie samej i do drugiego człowieka. Jestem otwarta na innych, ale jednocześnie bardzo ostrożna. Często słucham swojej intuicji.

Może więc lepiej podróżować we dwoje?

To zupełnie inny sposób podróżowania. To sztuka kompromisu, ale i piękne doświadczenia dla dwojga zakochanych ludzi.

A jak podróżować z partnerem, żeby nie zwariować?

Żadna ze stron nie może dominować i podporządkowywać sobie drugiej osoby. Musi wyklarować się podział obowiązków, na przykład gdy jedna osoba planuje trasę, druga trzyma kasę. I przede wszystkim trzeba mieć wspólny cel. Podróżowanie we dwoje to doskonały sprawdzian na partnerstwo. Jeśli umiecie współpracować w podróży, to i w życiu. Przemierzając różne zakątki świata z plecakiem, bez sztywnego planu, można podejrzeć, jak druga osoba zachowuje się w sytuacjach kryzysowych, które podczas takich wyjazdów też się zdarzają. Można się przekonać czy partner jest osobą wygodną, czy potrafi stanąć na wysokości zadania, czy jest dobrym człowiekiem.

Patrycjo, czego nauczyły ciebie podróże?

Nauczyły mnie, że świat jest dobry, a ludziom trzeba dawać szanse. Potwierdziły utarte powiedzenie, że pozory mylą. Nauczyły mnie tolerancji i akceptacji. Dały mi wewnętrzną siłę. Gdy wracasz z takiej podróży to wiesz, że możesz przenosić góry. I przede wszystkim – podróże wciąż wyostrzają mój apetyt na życie. Z tym nie da się skończyć. To najzdrowsze uzależnienie jakie istnieje.

Polecamy artykuł: interpretacja snu o zębach!

Polecane:

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *