Oczekiwania – wobec siebie, innych, życia. Towarzyszą nam codziennie, a te niespełnione wywołują złość, frustracje, smutek. Te, które są wygórowane i nierealne zazwyczaj powodują rozczarowania. Kiedy myślimy, że coś ma być dokładnie takie, jak to sobie zaplanowaliśmy, zamykamy siebie, a także innych w sztywne ramy myślenia. Niestety, brak w nich elastyczności. Tracimy na tym nie tylko my, ale także nasi bliscy: partnerzy, dzieci, rodzice, przyjaciele, współpracownicy. To trochę tak, jakbyśmy sobie wymyślili, jaki ktoś ma dokładnie być, jak ma się zachowywać, co ma robić i co ma mówić.
Te, często wyidealizowane wyobrażenia powodują, że nie jesteśmy w stanie spojrzeć na drugiego człowieka ani na siebie i ujrzeć, jaki ktoś lub my naprawdę jesteśmy. Według mnie brzmi to wręcz okropnie. Nie widzieć siebie nawzajem i nie widzieć siebie, to chyba najgorsze, co może być. Właśnie, jak w ogóle być? Skoro jesteśmy nieobecni w danej chwili, skoro zamiast patrzeć i czuć snujemy w swojej głowie wyobrażenia. Wymysły o tym, jacy powinniśmy być, a nie wiemy, kim właściwie jesteśmy. Kreujemy listy podpunktów do zrealizowania, abyśmy nareszcie mogli być szczęśliwi albo aby ktoś swoimi czarodziejskimi działaniami mógł nas zadowolić. Hura! – wybrzmiewa w naszej głowie, gdy ktoś spełnił nasze oczekiwanie i wielkie Buu! – gdy ktoś był na tyle nieuprzejmy, żeby nie sprostać naszym skrzętnie wymyślonym: „powinieneś/musisz to i tamto”. Już samo słowo „musisz” w odniesieniu do kogoś bądź do siebie wzbudza opór. Brzmi trochę tragicznie? A jednak! Robimy to sobie i robimy to innym. Dlatego może warto by było się nad tym zastanowić.
Przyjazne dialogi i obserwacja – rozwiązaniem pętli oczekiwań
Zamiast oczekiwać, może lepiej porozmawiać. Umówić się na to i na tamto. A przede wszystkim szczerze i otwarcie powiedzieć, co czujemy i czego nam potrzeba. Wtedy jest szansa, że zmieni się zarówno nasza perspektywa na wiele spraw, jak i perspektywa drugiej osoby. Warto chociażby spróbować. Sama wiem, że nie jest to łatwe, ale nie jest też łatwe przeżywanie rozczarowań. Zatem, jeśli stoję przed wyborem: rozmowa, która może przynieść pozytywne skutki i zmienić moje życie na lepsze, albo ukrywanie swoich uczuć i odczuwanie emocjonalnego bólu – to pierwsze, wydaje się o wiele lepszym rozwiązaniem. Można zacząć powoli, a kiedy zobaczymy, co takie rozmowy wnoszą do naszego życia, być może odważymy się na nie częściej. Może czasami wystarczy o coś poprosić? Tak po prostu, zwyczajnie. I wiem, że często samo proszenie o pomoc może być problemem, ale to już temat na inny artykuł.
Dialog nie tylko z innymi, ale także ze sobą może nam pomóc. Tak, wiem – mam gadać ze sobą? Odpowiem więc krótko – a co ci szkodzi? Przecież to ze sobą spędzasz najwięcej czasu w życiu. Widziałaś kiedyś, aby przez cały czas trwania relacji ktoś milczał?
Obserwacja siebie i swoich oczekiwań jest znakomitą okazją, aby uzyskać wiele przydanych informacji o nas samych. Przyjrzenie się sobie i swoim reakcjom na określone sytuacje, pozwoli dostrzec zapisane w nas schematy, a co za tym idzie umożliwi zrozumienie siebie. Kiedy to zrobimy, łatwiej będzie nam panować nad emocjami, zobaczyć to, co jest dla nas ważne i w końcu nauczyć się w zdrowy sposób zaspokajać swoje potrzeby.
Nierealistyczne oczekiwania powodują ból emocjonalny, dlatego też tak ważne jest, aby odszyfrować, co siedzi w naszej głowie i krok po kroku przedefiniować nasze często sztywne przekonania. Wtedy będzie żyło się nam po prostu lepiej.
Nie chodzi o to, żeby godzić się na coś, co nam nie odpowiada, ale niech te rzeczy będą realistyczne. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi. Spójrz na drugiego człowieka jako na osobę, która tak samo jak ty, stara się żyć. Kiedyś przeczytałam taki tekst, o tym, aby w innych zauważać tylko dobro, spojrzeć na ich wewnętrzne światło. To, co można ujrzeć w innych ludziach, jeśli chce się naprawdę zobaczyć ich, jest prawdziwym darem. Warto spojrzeć z tej perspektywy i o tym pamiętać, choć przyznam, że i mnie zdarza się w różnych sytuacjach o tym zapominać. A szkoda.
Wizja siebie – ja idealna, dokonam niemożliwego!
Niekończące się oczekiwania wobec siebie. Myśl o byciu perfekcyjnym w każdej dziedzinie życia, a na dodatek, oczekiwanie tego od siebie to moim zdaniem prosta droga do nieszczęścia. Zazwyczaj poprzeczkę stawiamy sobie bardzo wysoko. „Powinnam być taka i taka, a nie jestem” – takie myślenie powoduje spadek poczucia własnej wartości. To brak akceptacji siebie, w obecnej wersji, a stąd już tak łatwo stwierdzić: „jestem niewystarczająca; jestem do niczego”.
Uważam, że kiedy myślimy o oczekiwaniach wobec siebie, które często nazywamy naszymi celami, dobrze jest się zastanowić, czy one są na pewno nasze? Czy nie pochodzą przypadkiem od rodziny, z telewizji, od społeczeństwa – czy to wszystko jest nam rzeczywiście potrzebne do szczęścia? Czy raczej powoduje, że czujemy się jak „chodząca porażka”, gdy nie wychodzi nam spełnianie naszych własnych oczekiwań. Kiedy o tym piszę, nagle wytwarza się we mnie takie miejsce na współczucie sobie. Nie wolno tego mylić z litością. Czuję, że sama często stawiałam sobie poprzeczki tak bardzo wysoko, że nic dziwnego, że nigdy tam nie dotarłam, a tyczka, na której miałam się wybić. złamała się gdzieś w połowie. W głowie pojawia mi się jedno pytanie – po co to sobie robię? Patrząc na to z dystansu, stwierdzam, że to jakaś tortura. Stawiam przed sobą zadanie, niczym sroga nauczycielka, które jest ponad moje siły, a po niewykonaniu go karcę się słowami – „No i co? Znowu nie dałaś rady”. Takich przykładów jest przecież pełno i chodzi nie tylko o jakieś dalekosiężne plany, cele, ale o zwykłą codzienność. I tak czasami, kiedy źle się czujesz, to zamiast odpocząć, chcesz udowadniać sobie i innym, że zawsze i wszędzie dasz radę. A jeśli nie, to dasz sobie mentalnego klapsa. I tak w kółko! Przecież to jakaś paranoja! Wiadomo, warto sobie robić wyzwania i je realizować, ale niech te wyzwania będą też realne. Jeśli nigdy nie biegałam, to ciężko będzie mi nagle przebiec 10-kilometrowy maraton, ale jeśli będę się do niego przygotowywać, trenować i wtedy uda mi się przebiec go całego – to super! Jest sukces, ale nie wymagam od siebie, że na 100% to zrobię. Mogę oczywiście siebie w tym dopingować, mówić sobie, że się nie poddam, ale jeśli w trakcie zemdleję, to nie będę mówić sobie na koniec – „ty taka i owaka, nie dałaś rady”, ale będę gratulować sobie, wspierać się i wiedzieć, że dałam z siebie wszystko to, co mogłam i jestem z siebie dumna i zadowolona. Nie ma tu miejsca na frustrację, złość, nieszczęście, a zamast tego: „jestem szczęśliwa!”.
I sama do siebie mówię teraz – dosyć! Dość nierealnym oczekiwaniom wobec siebie. Może i ty spróbujesz? Razem raźniej.
Masz sprawić, że będę szczęśliwy, czyli oczekiwania innych wobec nas
Kolejną sprawą są oczekiwania innych wobec nas. Tak jak my mamy oczekiwania wobec innych, tak inni wymagają czegoś od nas. Często czegoś, o czym w ogóle nie wiemy. W takim razie, jak mielibyśmy to spełnić, skoro nawet się tego nie domyślamy? Mam nadzieję, że teraz widać absurd tych wzajemnych oczekiwań. Dlaczego zatem inni wymagają od nas niemożliwego? Prawdopodobnie dlatego, że wymagają też cudów od siebie. I to nic, że im nie wychodzi. Może ktoś inny mnie uszczęśliwi, skoro ja sam nie mogę. Nikt nie jest ani lepszy, ani gorszy. Jeśli ktoś sprawia, że czujemy się niewystarczająco dobrzy, to nie do końca jest to nasz problem. Jedyny problem, jaki w tym widzę, to jest to poczucie bycia niewystarczającym, a ono jest błędne. Bądźmy zatem wystarczająco dobrzy dla siebie. Jeśli czujesz, że robisz wszystko i dajesz z siebie tyle, ile potrafisz dać, to jest to wystarczające. I tyle, i kropka. Nie jesteśmy tutaj po to, żeby innych uszczęśliwiać, to przede wszystkim my mamy czuć się dobrze. Oczywiście, że szczęście innych uszczęśliwia również nas, ale niech zostanie zachowana równowaga. Nie możemy dać szczęścia drugiej osobie, jeśli nie mamy go w sobie. Żeby się czymś dzielić, trzeba to najpierw mieć. Oczywiście, że ktoś może być naszym szczęściem i może nam je dawać, ale nie zapominajmy przy tym, że szczęście pochodzi również z wnętrza nas. Spójrz, przecież ono tam jest.
To co, już niczego nie oczekiwać? Ani szacunku, ani niczego?. Podejdę do tego bardzo krótko – oczekujesz szacunku innych do siebie, szanuj siebie, a ten szacunek na pewno będziesz mieć. I właściwie można to odnieść do wszystkiego.
Otwórz oczy, otwórz serce
Nie rób więc już sobie długiej na 2 metry listy oczekiwań wobec siebie bądź innych na Nowy Rok. Przecież dobrze wiesz, że przynajmniej połowy nie zrealizujesz. A potem znów zapętlisz się w pretensje do siebie. To nie ma sensu. Sens ma natomiast, jak sądzę, np. postanowienie, że schudnę (wybrałam akurat to, bo to takie popularne). Tylko samo „schudnę”, a nie: „schudnę 20 kilogramów w ciągu miesiąca”. Podchodzimy do siebie i innych realistycznie. Z troską i z miłością. Uwaga też na używanie słowa „postaram się”. Jak kiedyś słusznie zwróciła mi uwagę moja przyjaciółka psycholożka, a później gdzieś też o tym wyczytałam, samo „postaram się” jest takie trochę nijakie, albo co jeszcze gorsze mówienie sobie: „muszę”. O wiele lepsze jest użycie słów: „chcę”, „zrobię to”, bo takie słowa zupełnie inaczej oddziałują na nasz mózg. I działa – sprawdziłam.
Życzę zatem wszystkim Wam i Waszym bliskim, a także sobie, abyśmy się przede wszystkim widzieli! Gdyż prawdziwie zobaczyć drugiego człowieka, oznacza otwarcie bram na cudowności. Otwierajmy oczy! Otwierajmy nasze serca!
Bardzo mądre słowa, nad którymi warto się zatrzymać i zastanowić. Tyle w naszym życiu jest słów „muszę”, „powinnam”, „trzeba”, a tak mało miłości i zrozumienia dla samego siebie. Zaopiekujmy się sami sobą – to gwarantuje poczucie szczęścia