Żadna praca nie hańbi. Upokarza jedynie wynagrodzenie – słowa Anety dźwięczą w uszach jeszcze długo po naszej rozmowie. Kobiet, które podobnie jak ona, postawiły na jedną kartę, jest więcej. Bywa, że seks za pieniądze traktują jako etat. Zdarza się, że dorabiają tak na kosmetyki, ciuchy i więcej luzu na studiach. Po godzinach pracy realizują się w roli matek i żon. Jednak zostać kochanką żadna nie zamierza.
Zawieszone pomiędzy niebem a piekłem budzą społeczny niesmak i jednocześnie przyzwolenie. Prostytutki były, są i będą – tak samo, jak mężczyźni – w potrzebie. Traktowane mało poważnie, przedmiotowo, momentami bezwzględnie – stanowią towar z metką, w którym korzystający z uciech za żadne skarby nie chcą widzieć człowieka.
Willa nad morzem
„Prostytucja to zawód, nigdy charakter” powtarzała starsza sąsiadka, która całe lata pracowała na rozpoznawalność w branży. W ciężkich czasach, jako pierwszoligowa dziewczyna do towarzystwa, zasiadała na hockerze w hotelowym barze. Kuszącym wzrokiem wyławiała z tłumu spragnionych marynarzy, dewizowców z kontraktów i frustratów, którym żona nie dała. Atrakcyjna i charakterystyczna, pomimo wieku, nadal nosi niebotyczne obcasy i buja biodrami, nawet gdy pcha wózek z wnukiem.
– W czasach komuny był to dla kobiety najłatwiejszy pieniądz. Mogłam ubierać się w Pewexie i jeździć na urlop do Bułgarii – wspomina tłuste lata. W Gdyni znała wszystkich – taksówkarzy, z którymi zawsze trzymała sztamę, cinkciarzy ukrywających się w bramach i kilku bonzów z narkotykowego podziemia, które już wtedy istniało i miało się całkiem dobrze.
– Trzymałam fason, dbałam o siebie. Pieniądze odkładałam, bo uroda mija, a ja nie wyobrażałam sobie, że skończę jako „dworcówka”, pracując za talerz zupy i papierosa podanego z ręki – opowiada koleje losu. – Alkoholu starałam się unikać. W tym fachu mało który klient pachniał fiołkami, a ja nie chciałam być niewolnicą butelki. Wolałam zarabiać dobre pieniądze i gdy tyłek opadnie, stać się kimś, całkowicie odcinając od przeszłości – wspomina. Z oszczędności i twardych reguł wybudowała willę w Orłowie, wykształciła syna i dając mu dobry start, wysłała w świat, gdzie realizuje się jako naukowiec. Matkę kocha i poważa. – Nigdy nie powiedział o mnie prostytutka, nawet w złości, a przecież musiał wiedzieć, czym się zajmuję – dodaje, głaszcząc po głowie małego Adasia, którego ojciec każdego roku zostawia babci na miesiąc.
Pretty women
Z Anetą była całkiem inna historia, która swój początek ma w ogólniaku. Życie toczyło się od imprezy do imprezy. Ekipa z dobrych domów miała sto pomysłów na minutę. Pierwszy alkohol i narkotyki. Potem nakręcili ostry film, w którym była główną aktorką. Po nim wszystko się zaczęło sypać, bo z takim luzem i gadatliwością szybko zapracowała na miano tej, co da każdemu. – Zawsze lubiłam seks, hormony buzowały, czemu miałam nie korzystać? – pyta retorycznie. To, że miał ją chyba każdy w szkole, to druga sprawa. Nieźle zdała maturę i zaczęła szukać pracy. – Bezrobocie dawało się we znaki. W kółko chodziłam na darmowy dzień próbny, po którym nikt nie dzwonił. „Jest, jak jest” myślałam i dalej marzyły mi się huczne imprezy, dobry alkohol i fajne życie. W gazecie znalazłam ogłoszenie „agencja szuka pani”. Pojechała, pogadałam, dostałam robotę – opowiada, jak to się zaczęło. Noc w noc nie było już tak fajnie, jak obiecywali. Zarabiała pieniądze, ale każdego „gola” musiała podzielić. Dla szefowej i ochrony. Dla niej zostawała reszta i brak słowa „nie”, nawet gdy w grę wchodziły perwersyjne oczekiwania i bolesne fantazje.
– Pierwszy rok minął szybko. Cały czas się wstydziłam i krępowałam. Koleżanki z burdelu pomagały jak mogły. Mówiły, że teraz się przekonam, jaka jestem piękna i częstowały kokainą, bo klienci chcieli płacić za seks na najwyższych obrotach. Pierwsze pobicie przepłakałam. Po nim jakoś zebrałam się z ziemi, gdy klient oddał na mnie mocz, wyzywając, że nie zapłaci. Należność odebrał ochroniarz, który za interwencję też naliczył usługę – wspomina.
Dziwne, ale czasu w burdelu wcale nie wyznacza noc. Największy ruch dzieje się w porze lunchu, seks za pieniądze i bez zobowiązań pozwala rozładować stres na stanowisku. – Od poniedziałku do piątku czekałyśmy przy barze w pełnym składzie i gotowości. Żadna nie była bezrobotna. Agencja stała się drugim domem. Z dziewczynami jeździła na zakupy i nie raz słyszała, jak ludzie mówili „O patrz, k***y idą”. Śmiały się, bo przecież k****a to charakter, a one są z branży „zawsze do usług”.
– Nie zastanawiałam się nad przyszłością. Żyłam szybko tu i teraz, nic nie odkładałam, bo wydawało mi się, że zawsze będzie raj. Nawet gdy dostanę w „mazak”, przecież gęba nie szklanka. Obsługując dziennie przynajmniej 6 klientów, można się znieczulić. Bywali tacy, którzy przychodzili specjalnie do niej. „Chcę do mistrzyni” prosili, a ona witała ich z obiecującym uśmiechem, prowadząc do pokoju nad barem.
– Pewnie kilku się zakochało – śmieje się. Wytrwał tylko jeden. W średnim wieku, bez obrączki i taki trochę nijaki. Lubił pogadać o życiu, opowiadał, że podróże są fajne. Roztaczał zupełnie inny świat, w którym nawet problemy wydawały się różowe. Wtedy ona straciła głowę, odliczała czas do kolejnego spotkania. – O rękę poprosił mnie w burdelu. Szefowa prawie posikała się ze śmiechu, a ochroniarze ryczeli, co za frajer. Był majętny, więc bez trudu wykupił mój angaż. Potem sprezentował dom i siebie. Cuda się zdarzają, nawet pierwsze dziecko udało się w podróży.
witam na najtajniejszym ajak