Mam tę moc. Jakub Krzyżak

„Piękna, ale słaba” – komplement i zarzut w jednym przez całe lata ucierał się w świadomości dorastających pań. Teraz siła jest kobietą – przekonuje Jakub Krzyżak, trener personalny, właściciel marki XTrainer.pl., ambasador Lexus Trójmiasto i kampanii #żyjhybrydowo. Jest pewien, że kobieca moc ma niewyobrażalną paletę barw. Począwszy od szczelnie zakręconego słoika, przez Mount Everest, na arenie sportowej i politycznej kończąc.

Silna jest bestia w damskim ciele?

Tak i nie. Są silne, co potwierdza wiele publikacji medycznych. Mają stalową psychikę i nią deklasują panów, co wielokrotnie udowodniły podczas różnych eventów sportowych.

Sport stał się dla nich polem do rywalizacji?

Raczej miejscem, w którym kobiety się realizują. Obserwuję, jak rosną w siłę, uskrzydlone najdrobniejszym sukcesem. Kobiecość to również determinacja i precyzyjnie wyznaczone cele. Rozsądnie prowadzone trzymają się obranej drogi. W tym wyprzedzają mężczyzn, dla których porażka oznacza kryzys, po którym zdarza się, że nie mają siły, aby się podnieść. Faceci znacznie szybciej odpuszczają. Bywa, że mówię podopiecznym „Nie zachowuj się, jak facet”.

Obelga?

Dodatkowa motywacja, szczególnie że faceci zachowują się momentami jak słaba płeć. Do tej pory zdarza się, że jestem zaskoczony poziomem damskiej determinacji. Joannę Jabłczyńską poznałem na najcięższym wyścigu rowerowym w Polsce. Każdy, kto widział ją na ekranie, zdaje sobie sprawę, że to filigranowa, delikatna dziewczyna i pewnie mało kto jest w stanie ją sobie wyobrazić w ekstremalnie sportowej odsłonie. Dla mnie, doświadczonego kolarza, ten wyścig był piekłem, a Asia dojechała na metę wieczorem, w fatalnych warunkach, bez jednego hamulca. Taka jazda nie miała najmniejszego sensu, większość wycofałaby się od razu, a ona była tak uparta, aby dokończyć wyścig, że zrobiłaby to najprawdopodobniej nawet ze złamaną nogą.

Panie górą?

Kobiety są mocne psychicznie, jednak w zestawieniu z cechami fizjologicznymi i fizjonomicznymi zawsze trudniej będzie im podjąć równorzędną rywalizację z facetami. Owszem, zdarzają się dziewczyny nad wyraz silne, bardzo dobrze wytrenowane, ale to niewielki procent. Siła pozostaje po męskiej stronie, taki dar natury. Podziwiam, że braki nadrabiają niesamowitą głową.

Przychodzi pani do trenera. Ten traktuje ją poważnie?

Zawsze! Traktuję panie bardzo poważnie, z taką samą uwagą jak zawodników. Wymagam sporo, czego przykładem jest współpraca z Hanią Bruss. Łapię się na tym, że cisnę ją mocno i dokręcam śrubę, jednak wiem, że to jedyna droga, aby mogła zrealizować ambitne cele sportowe w wysokich górach.

Zapominasz, że to baba?

Zdarza się. Zmuszanie Hani do maksimum wysiłku, momentami na granicy możliwości, przekłada się na prognozowane przygotowanie. Analiza treningu powoduje, że finał jest spełnieniem oczekiwań. Daje dawkę codziennej motywacji, ponieważ przekroczenie własnych granic pozwala poczuć się niesamowicie.

Kontrolujesz to?

Tak, nie jestem trenerem–psychopatą. Taki model pracy jest wynikiem mojej wiedzy i doświadczenia. Sukces potwierdza to, że robimy dobrze. To, co ma miejsce, służy głowie oraz kształtuje ciało. Efekty nie dzieją się od razu, potrzebna jest świadomość, pokora i odrobiona lekcja cierpliwości.

Co pcha dziewczyny w sporty typowe dla mężczyzn?

Pytasz o sporty siłowe i crossfit? Wiele kobiet, które podnoszą ciężary, ma do tego ogromne predyspozycje. Natura sama pcha je w taką stronę, predestynuje w stronę sztangi, rzutu młotem i kulą. Nie robią tego drobniutkie dziewczynki tylko babki, których sylwetka z pewnością wyklucza balet, biegi czy kolarstwo. Mając taką pulę genów i umięśnienie, nadają się do dyscyplin siłowych. W lekkich kategoriach wagowych na podeście stają panie, których nigdy nie podejrzewałabyś o podnoszenie takich ciężarów. Kobiece, posiadające subtelne sylwetki, wskazujące, że lubią sport.

Mają powodzenie?

Dlaczego miałyby nie mieć? Jestem pewien, że wielu panów zachowuje się przy nich na randce szarmancko. Mają świadomość, że słaby żarcik mógłby ich wysłać na dłuższe L4.

To nie jest zamiana ról?

Obecna kultura, równouprawnienie, gros akcji społecznych są znakiem czasu. Kobiety nie chcą czuć się gorsze.

Jednak słoik powinien odkręcać facet?

Patrzę z niepokojem, ponieważ pewne zachowania skręciły w ślepy zaułek. Fajnie, że dziewczyny ćwiczą, podnoszą duże ciężary. To kształtuje sylwetkę. Natomiast jeśli wpadają w obsesję, powoli stają się wizualnie facetami. Przykładem są zawodowe crossfiterki. Której nie zapytasz, jest przekonana o swojej kobiecości. Dla mnie Kasia świadomie stała się Andrzejem.

Odrzucając szczęście, jakie daje rodzina?

Zakładają, że kiedyś wejdą w role żony i matki. Zawodowstwo ich z tego nie wyklucza. Ciężki „gaz” treningowy powoduje, że dziewczyna może zapomnieć o zajściu w ciążę. Do tego dochodzi sterydowe wspomaganie.

Cena sukcesu?

Moment zatracenia w sporcie. Jest presja na wynik, masz parcie, aby być coraz lepszą i lepszą. Niestety ciało więcej nie przyjmuje. Szukasz rozwiązań, myślisz, że możesz ciężej trenować, mieć efekty pracy i trofea na zawodach. Niestety to jedynie oszukiwanie siebie. Naturalna kolej rzeczy w przejściu od amatora do zawodowca. W crossficie kontrole dopingowe to rzadkość, więc od razu widać, która „weszła w towar”. Jeśli postawisz 10 dziewczyn obok siebie, z czego 8 bierze koks, z punktu je rozpoznasz.

Co na to faceci?

Jest niewielka grupa, których to podnieca. Reszta puka się w głowę, mówiąc głośno „to nie jest fajne”. Tym bardziej sexy. Faceci lubią oglądać kobiety takie jak Anka Kaszuba, które podnoszą ciężary, ale do tego mają super tyłek, wcięcie w talii, ładny brzuch i normalne piersi. Bez przekraczania granicy hiper męskiego wyglądu. Natomiast te, które mają predyspozycje do rozrostu mięśni, plus do tego podjadają, zaczynają odbiegać od damskiego standardu.

Świadoma transformacja to składowa siły i determinacji?

Tak, wielka determinacja, która powoduje, że praca nad sylwetką przyjmuje zły obrót. Ciało jest opakowaniem, wszystko zaczyna się w głowie. Wystarczy posłuchać, by się przekonać, że motywacją jest najczęściej strach i brak samoakceptacji. To one powodują, że sport staje się najważniejszy i właściwie jest jedyną rzeczą, jaką mają w życiu. Popularne hasła motywacyjne i narzucane w social mediach przesłania powodują przekonanie, że z bagna – w którym w swoim pojęciu tkwią – są w stanie stać się super sportowcami.

Nie widzę korzyści

Dla mnie również zabrnęło to za daleko. Udowadnianie, że kobiety są takie jak faceci, jest całkowicie bez sensu. Nie uważam, że ich miejsce jest w kuchni czy na parkiecie w zwiewnej sukience, ale pod żadnym pozorem nie powinno to skręcać w utratę kobiecości. Lekka niezaradność i potrzeba pomocy faceta są w naszej kulturze normalne. Nie widzę sensu rywalizacji i podkreślania, że mężczyzna jest łajzą. Przez to obrywamy. Dostajemy potężnym rykoszetem i sytuacja przypomina „Seksmisję”, w której przestajemy być potrzebni do czegokolwiek. Fajnie, że kobiety walczą o swoje, jednak sporo z nich zaczyna przeginać. Mając trzydzieści kilka lat Zosia-Samosia przestaje być silna i płacze wieczorem nad lampką wina. Pewnych rzeczy nie da się oszukać, a ja nie zmieniałbym tego, co zakodowała natura.

Na treningu też płacze?

Trening powoduje, że puszczają emocje. Wiele pań traktuje ten czas jako psychoterapię.

Jesteś powiernikiem dusz?

Każdy trener, który buduje długoterminowe relacje z podopiecznymi, nim jest. Jestem jednocześnie powiernikiem, psychologiem, przyjacielem. Tytuł trenera traktuję jako zawód zaufania publicznego. Dlatego podopieczni wiedzą, że to, co mówię, jest zawsze z myślą o nich. Nie chcę zaszkodzić, nieważne czy jesteśmy w górach, na sali crossfitowej czy rowerze. Mam szczęście, że przyciągam osoby, z którymi lubię pracować. Chemia musi być, więc na te spotkania czekamy. Nie są relacją klient – usługodawca, wspólne treningi nas związują. Ludzie czują, że chce dla nich jak najlepiej. To moja wewnętrzna misja.

Zdarzyło się powiedzieć „jesteś kobietą”?

Nie. Nigdy nie musiałem wytaczać ciężkich dział, aby wrócić zdrowy rozsądek. Trenowane przeze mnie dziewczyny mają świadomość oczekiwań i własnych ograniczeń. Cele, jakie sobie stawiają, są tylko podkreśleniem siły i niesamowitej pokory wobec wykonywanych zadań. A te w połączeniu z determinacją i żelaznym charakterem malują je na podobieństwo ideałów. Jestem pewien, że takie właśnie są w oczach swoich partnerów.

5/5 - (1 głosów)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *