Ring jest jej żywiołem i jednocześnie najlepszą szkołą życia. Docenia sukces, ale siłę czerpie z porażek. Jeśli upada, to wyłącznie po to, by podnieść się z przekonaniem, że jak w życiu, tak i w sporcie panuje równowaga. Nie muszę wygrywać – podkreśla Kamila Bałanda, mistrzyni świata, mistrzyni Europy i wielokrotna mistrzyni Polski w kickboxingu i muay-thai. Przewartościowała oczekiwania, stając się autorytetem dla najbardziej wymagającej publiczności – Małych Samurajów, w oczach których jest bohaterką.
Ring znowu wzywa?
Stawką najbliższej walki jest mistrzostwo Polski w full contact. Jeśli zwyciężę, zdobędę kwalifikacje do mistrzostw świata i Europy, które odbywają się we wrześniu i październiku. Potem już zgrupowania i mocne przygotowania do najważniejszych startów.
Jest szansa na mistrzowski tytuł?
Wystartuję w innej formule, nie znam rywalek, więc o poziomie przekonam się w ringu. Mistrzostwa traktuję jako przygotowanie do zbliżającej się walki zawodowej.
Dlaczego inna formuła?
Związek zmienił termin mistrzostw Polski w K1, które przez dłuższy czas odbywały się w czerwcu lub marcu. Ja zaplanowałam w tym czasie wakacje (śmiech). Postanowiłam, że w takim razie chcę pokazać się w Polsce i zrobić kilka dobrych walk.
Na jakim poziomie są polskie kickboxerki?
Na bardzo wysokim. W każdej wadze mamy mistrzynię Europy i świata lub przynajmniej medal w innym kolorze.
Tych Tobie nie brakuje! Jak zaczęła się Twoja kariera w sportach walki?
Standardowo, przez przypadek (śmiech). Obecnego trenera poznałam na obozie dla płetwonurków. Pokazał parę fajnych kopnięć i zaprosił nas na trening. Chyba nie spodziewał się, że 17-latki wsiąkną w kickboxing. 15 lat później dalej jestem, mimo że na sportowej drodze różnie bywało.
Której porażki nie potrafisz zapomnieć?
W 2016 walczyłam z Różą Gumienną w Gdańsku. Nie dość, że przegrałam w zawodowej walce, to jeszcze złamałam rękę. Ciężko to zniosłam, tym bardziej że po każdej porażce kończę ze sportem. Każdy z nas ma chwile zwątpienia, dlatego powtarzam swoim zawodnikom, że wygrywa się łatwo, a przecież porażka jest wpisana w życie. Przyćmiewa pasmo sukcesów i trudno ją przełknąć. Najważniejsze jest się pozbierać, wypracować pokorę do sportu i do wkładanego w treningi wysiłku.
Jest limit wieku w walkach zawodowych?
Nie zastanawiam się nad tym – będę w ringu, póki jestem w formie i są propozycje konfrontacji z rywalkami. To dla mnie frajda, dawka adrenaliny i kopniak motywacyjny, by dalej trenować. Ale kiedy grasz w Polsce i przegrywasz, pada pytanie, czy nie czas na koniec kariery. Przykładem jest Aśka Jędrzejczyk, która walczy dla największych federacji na świecie. Gdy przegrywa jedną walkę w przyzwoitym stylu, zaczynają się spekulacje i dobre rady. Piłkarze raz wygrają, raz przegrają i takich pytań nie zadaje nikt.
Presja jest związana z zarobkami?
W krajowym kickboxingu nie ma mowy o dużych zarobkach. Trudno za nie kupić samochody i mieszkania (śmiech). Jeśli ktoś wychodzi z założenia, że będzie trenował i to przełoży się na dobre pieniądze, spotka go rozczarowanie! Jeśli lubisz sport, cieszy cię możliwość treningów i konfrontacja w ringu, w którą wliczone są kontuzje i porażka, to masz szansę, że raz na jakiś czas trafi ci się fajna propozycja.
Bliska gażom piłkarzy?
Zupełnie nie. Wychodzę z założenia, że w sporcie nie istnieje „musisz wygrywać”, jeśli lubisz walczyć, pływać, czy jeździć na rowerze. Wtedy nikt nie pyta, jaki czas miałaś wczoraj na 5 kilometrów w lesie. Z wiekiem zmieniłam priorytety – cieszy sama możliwość treningu i konfrontacji.
W ringu dalej odczuwasz frajdę?
Oczywiście, wystarczyło przewartościować pewne rzeczy. Był czas, że zaczęło mnie wszystko nużyć, do tego zdarzały się porażki. Dotarłam do granicy, w której musiałam odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Pewnie wielu w takim momencie kończy zabawę w sport zawodowy. Ja jednak zrozumiałam, że to moje życie i chcę z niego czerpać radość. Przetrwałam, wzrosła wewnętrzna motywacja i doczekałam się triumfu w mistrzostwach Europy w K1. Warto było wytrwać!
MMA jest klamrą Twoich umiejętności?
To zupełnie inny sport, w którym próbujemy sił, bo pieniądze są większe. Gal jest sporo, ale bywają propozycje śmiesznych walk za równie zabawne pieniądze w bardzo hard-corowych regulaminach. Na koncie w MMA mam cztery walki, w tym dwie wygrane. Wystarczy, zostaję przy kickboxingu, najbardziej mi pasuje.
Nie było marzeń o igrzyskach?
Były, dlatego zmieniłam dyscyplinę na boks. Niefortunnie jednak kategoria, w której walczyłam, nie weszła na olimpiadę. Pozostały marzenia i cel, że być może któryś z podopiecznych usłyszy polski hymn.
Jesteś autorytetem dla Małych Samurajów?
Pomysł dziecięcej sekcji narodził się po licznych telefonach rodziców. Zainteresowanie jest duże, bawimy się w sporty walki, przełamujemy stereotypy, trenują u nas nawet odważne 3-latki. Dzieciaki mnie lubią i chyba jestem dla nich ważna. Ostatnio jeden z podopiecznych przedstawił mnie w pracy konkursowej jako bohaterkę. Obok mnie były Skłodowska i Cahlo, więc poczułam się zaszczycona. Pracuję na to, będąc w ciągłym treningu i umiejętnie podnosząc się po porażkach. Kiedyś myślałam, że autorytet bez zwycięstwa runie, a okazuje się, że w oczach dzieci jestem najlepsza. To dało do myślenia. Wcale nie musisz wygrywać, żeby stać się kimś ważnym.