Była na ustach całego kraju. Zmieniła nie tylko oblicze programów rozrywkowych, ale przede wszystkim podzieliła widzów, rozgrzewając emocje do czerwoności. W najlepszym czasie antenowym słupki skakały, a niedowierzanie, zachwyt i fala nienawiści mieszały się ze sobą. Dorosła w jednej sekundzie i przekonała się, że życie pod obstrzałem jest iluzją. Prawda nie ma żadnego znaczenia, nawet jeśli dobrze się sprzedaje… Taką pewność ma Michalina Manios. Gdy światła zgasły, najbardziej kontrowersyjna uczestniczka wszystkich edycji programu po prostu robi swoje, mając pewność, że to najlepszy patent na szczęście.
Program stał się już wyłącznie wspomnieniem?
Od mojego udziału w programie minęło kilka dobrych lat. Teraz patrzę na tamte wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Wiele się zmieniło. Przede wszystkim dojrzałam. Doświadczenia spowodowały, że zrozumiałam, iż świat wcale nie jest taki idealny (śmiech).
Michalina dorasta i porzuca wielki świat mody?
Świat mody jest mi wciąż bardzo bliski. Faktycznie upływ czasu spowodował, że zrewidowałam wiele poglądów. Jednak ku mojemu zaskoczeniu wciąż otrzymuję listy od ludzi, których zainspirowała moja historia.
Historia, która elektryzowała Polskę.
Kolejami losu, które w pewien sposób odcisnęły piętno przynajmniej na polskim modelingu. Czuję satysfakcję, że nie potraktowano tego jako próby zdobycia pięciu minut sławy, z których zamierzałam jedynie skorzystać. Można powiedzieć, że historia jakich wiele. Kanwa programu rozrywkowego spowodowała, że podzieliłam się nią z widzami.
Przetarła Pani szlaki!
Zdałam sobie z tego sprawę dopiero po pewnym czasie. Decydując się na udział w show, nie miałam świadomości, że tak się to wszystko potoczy. Miałam niewielkie wyobrażenie o tym, jak działają media. Zdawałam sobie sprawę, że może być różnie, ale chciałam przede wszystkim pokazać siebie.
Zupełnie nie podejrzewała pani drugiego dna?
Wydawało mi się, że nie będzie nacisku na kwestię osobistą. Miałam sporo pewności siebie, ponieważ otrzymywałam wielkie wsparcie od najbliższych i zrozumienie od znajomych. Nikogo nie zaskoczyła moja inność. Dopiero na antenie zmiana płci okazała się tym, co nakręcało show.
Myślała pani, że da się przemilczeć?
W swej naiwności tak. Chciałam pójść ja – Michalina, w odsłonie, którą czułam. Byłam zestresowana, gdy przekonałam się, że poruszone zostaną najbardziej intymne kwestie. Skoro jednak powiedziałam „a”, byłam zdecydowana iść w to dalej.
Kto zdradził tajemnicę?
To, że urodziłam się hermafrodytą, nigdy nie było tajemnicą. Z drugiej strony nie traktowałam zmiany jako argumentu ani tym bardziej jako trampoliny. Nie potrzebowałam wzbudzać ciekawości i spekulacji. Pragnęłam się sprawdzić i zrealizować jedno ze swoich marzeń. Na castingach wchodziłyśmy na scenę w kilkuosobowych grupach. Wałkowano nas na tysiąc sposobów, tematy osobiste były tym, czego oczekiwali producenci. Przyznałam, że miałam różne zakręty życiowe i nie sądzę, że są warte uwagi.
Odpuścili?
Zarzucili, że jestem mało otwarta. To, co ma miejsce za kulisami, jest ciekawostką dla widza. Ten nie ma pojęcia, że za sceną pracują z uczestnikami specjaliści mający ogromną wiedzę psychologiczną. Ich zadaniem jest znaleźć i wykorzystać „smaczki”.
To trwa?
Zmienia się, a powoduje to dominacja social media. Ludzie mają większą świadomość. Wtedy było inaczej. Za kulisami bez kłopotów udawało się wyciągnąć to, co dobrze się sprzeda. Celem programu jest rozrywka, a to, co dostaje widz, jest doskonałą formą podbijania oglądalności. Prawdziwe historie, najlepiej z dramatem w tle, są sprawdzonym sposobem na sukces.
Wtedy pani ufnie mówiła, jak jest. Znajomi byli w szoku?
Przecież wszyscy wiedzieli. To nie był mój pierwszy „coming out”. Przez całe moje życie ludzie będący w moim otoczeniu orientowali się – mniej lub bardziej – jaka jest sytuacja. Żaden szok. Rozumieli zamysł – chciałam spełniać pasję i postawić pierwszy krok w modelingu. Aspekt historii stał się losowym wydarzeniem. Początkowo, po pierwszych podejściach, zrezygnowałam z udziału.
Dlaczego?
Wydawało mi się, że ja zdołam wyjść z tego obronną ręką, ale nie chciałam wciągać w to rodziny. Miałam wsparcie ze strony rodziców, którzy podkreślali, że skoro tego chcę i taką podjęłam decyzję, są pewni mojej odwagi i wierzą, że pójdę do przodu.
Poszła pani?
Najpierw miotały mną różne emocje. Wiedziałam, że mogę dużo uczynić, poruszyć tematy tabu, które krążyły w eterze, a społeczeństwo udawało, że ich nie ma. Przecież są ludzie w podobnej sytuacji, którzy cierpią, nie potrafią wyjść ze skorupy, uwidocznić się, by mieć odwagę do życia w zgodzie ze sobą. Najpierw starałam się odnaleźć w pierwszych próbach na scenie. Wróciłam do domu i wpadłam w czas rozmyślania, zastanawiając się, czy to dobry krok, czy może lepiej się wycofać. Obawiałam się chaosu, jaki pojawi się w moim życiu, które nigdy nie było usłane różami. Nigdy nie goniłam za sensacją.
Podobno wręcz przeciwnie.
Oskarżenia padały. Słyszałam, że chciałam sensacji i spodobało mi się celebryckie życie. Padłam ofiarą własnej naiwności. Zaufałam nieodpowiednim ludziom, którzy nie mieli skrupułów. Tabloidy też nie zostawiły suchej nitki, depcząc moje intencje.
Jaki był cel?
Poszłam do programu z prostymi przesłankami. Nie chciałam udawać, wierzyłam, że pozostanę autentyczna w świecie, który ma pełno masek i podstępu. Byłam owieczką idącą na rzeź.
Frycowe wiele kosztowało?
Bardzo wiele, ale mało kto o tym wiedział. Brukowce pisały o sensacji i nikt nie zastanawiał się, jak to przeżywam.
Kiedy było najtrudniej?
Zaraz po programie. Zderzyłam się z falą hejtu. Porównując obecną skalę, na którą potrafi się on wznieść, widzę, że i tak dali mi żyć. Każda sensacja wzbudza dwojaką reakcję: lubimy lub skrajnie nienawidzimy. Otarłam się o groźby i stalking, które zgłaszałam na policję. Jesteśmy silną rodziną, daliśmy sobie radę i szybko nauczyliśmy się, z czym to się je. Musiałam zebrać się w sobie i połapać, o co chodzi.
Nie wiedziała pani?
Wychowałam się w domu z wartościami, w którym szanuje się drugiego człowieka. Wydawało mi się, że gdy daję serce, otrzymam to samo. Okazało się, że ten świat stoi na głowie. Liczy się konkurencja i nikt nie przebiera w środkach. Zaczęła się dla mnie bardziej burzliwa droga.
Modeling spełnił oczekiwania?
Nie do końca. Poszukiwałam swojej drogi. Pod względem artystycznym był tym, czego chciałam. Lubiłam kontakt z artystami, z ciekawymi twórcami żyjącymi pasją. Jednak cała otoczka, a przede wszystkim działania agencji pozostawiały wiele do życzenia. Głośno o tym mówiłam, ku przestrodze dla innych młodych dziewczyn.
Młodszych od pani?
Pracę w modelingu zaczynają nastolatki. Nieukształtowane, w trudnym momencie wchodzenia w dojrzałość. Gdy trafiają w ręce nieodpowiedniej agencji, zaczyna się ich osobista tragedia. Ja zaczynałam, będąc już skrystalizowaną osobą, potrafiłam oprzeć się tym tendencjom.
Co ma pani na myśli?
Agencje wpływają na wizualność dziewczyn. Oczywiście zrozumiałe jest, że w tym fachu pracuje się ciałem, ale są pewne normy. Wystarczy po prostu być człowiekiem.
Nieludzkie traktowanie?
Całkowity brak humanitarnego spojrzenia. Nawet od bardzo chudych dziewczynek oczekuje się utraty masy ciała.
O tym właśnie krążą legendy!
W każdej plotce jest źdźbło prawdy. W marketingu modelingowym jest, jak jest. Mówi się, że standardy ulegają zmianie, jednak to klasyczna „mowa trawa”. Dziewczyny są marionetkami. Dla mnie było to ciężkie. Miałam inne wyobrażenie.
Jakie?
Wdzięcznego zawodu, w którym będę wyrażać siebie, gdzie liczy się moja osobowość. Zderzyłam się ze ścianą, bo instrumentalne traktowanie pozwalało jedynie na bycie produktem. Modelki są kreowane zgodnie z wizją fotografa i projektanta. Nikt nie słucha, co mają do powiedzenia. Jeżdżąc po świecie, a mój ostatni kontrakt był w Chinach, przekonałam się, że to prawda. Podupadłam na zdrowiu, miałam wrażenie, że wylądowałam na innej planecie. Nie ułożyło się, ponieważ jako człowiek staram się być zawsze fair.
Brak zasad?
Były inne niż mój system wartości. Do jednej z agencji trafiłam w spadku po programie. Nie było swobody, umowa całkowicie jednostronna, zwyczajowa dla reality show. Człowiek wychodząc z takiego programu. najczęściej ginie – ma założone kajdany, jest produktem pozbawionym swobody działania. Program spija śmietankę oglądalności, wszyscy są zadowoleni. Ja też byłam taką atrakcją, moja historia podnosiła oglądalność, pozwalając ludziom polubić mnie lub do cna znienawidzić. Widzowie zasiadali przed telewizorami, stacja była zadowolona. Ja mogłam jedynie płakać w kącie.
Fakt, zmiana płci to było coś!
Osoba, która szła do programu, nie była ważna, chociaż gorąco mnie o tym zapewniano. Ilością obietnic i kłamstw, które padły, spokojnie udałoby się obdarować pół świata (śmiech). Oczywiście bez pokrycia. Wyciśnięto ze mnie meritum, dzięki któremu program rozrywkowy zyskał oglądalność, a ja zostałam pozostawiona na pastwę losu. Wówczas zrozumiałam konsternację, którą przechodzą uczestnicy tego typu realizacji. Z perspektywy czasu nie żałuję, bo mimo wszystko każde doświadczenie traktuję jako cenną lekcję. Zapewne, gdybym tego nie przeszła, nie miałabym pojęcia o mechanizmach rządzących tym biznesem i żyłabym w iluzji oraz poczuciu niespełnienia.
W sumie wyszło na plus?
Można tak ująć. Poznałam świat, który całkowicie nie jest mój – pełen fałszu i całkowicie daleki od mojego systemu wartości. Gdy rozpoczynały się kolejne edycje, pisało do mnie sporo dziewczyn, pytając, jak to jest w takim show. Starałam się wypowiadać w neutralny sposób, koncentrując wyłącznie na moim przykładzie, bez sugestii, że tak musi być w przypadku innych. Podkreślałam, że może być super, ale dobrze zwracać uwagę na pewne mechanizmy. Być świadomym i nie płakać potem nad rozlanym mlekiem.
Program był początkiem pani zmiany?
Operację zmiany płci przeszłam przed programem. Dlatego reakcja mojego otoczenia nie była szokiem. Program był kolejnym etapem, a te najważniejsze dla mnie kwestie zdołałam zamknąć przed nim. Mogę to określić jako pewnego rodzaju przystanek do wyznaczonego celu. W zakresie zdrowia zmiana była planowana i oczekiwana.
Droga wydaje się trudna.
Gdyby nie wsparcie mojej rodziny byłoby o wiele trudniej. Moje życie było diametralnie inne niż moich rówieśników. Znalazłam się w sytuacji, w której przez bardzo długi czas czuje się związane ręce. Uczyłam się, że wzbudzam różne emocje i reakcje ludzi. Było to trudne, gdyż byłam dzieckiem wrażliwym na niechęć i docinki ze strony środowiska. Przeszłam szkołę życia, ale umocniło mnie to i dodało poczucia, że wiem, czego chcę. Nie było zwątpienia.
Nigdy?
Nie, zawsze miałam determinację i wolę walki. Nie załamywałam rąk, tracąc sens. Sama napędzałam się do działania.
Co było pani siłą?
Rodzina i silne poczucie sensu oraz wiara.
W Boga?
Jestem osobą silnie wierzącą w siłę człowieka. Wierzę w ludzi i w to, że pomimo wszystko jest sprawiedliwość, zadośćuczynienie i karma. Pewne rzeczy dzieją się po prostu po coś. By dodać nam siły tam, gdzie jesteśmy słabsi. Czuję, że coś nade mną czuwa i prowadzi mnie przez życie, nie pozwalając zwątpić. W trudnych sytuacjach takie podejście jest dla mnie ratunkiem. Hart ducha, wiara i nadzieja w sens wielokrotnie trzymały mnie na ziemi. Twardo na obu stopach.
Prowadząc panią do Szwecji.
Szwecja zaczęła się dzięki moim rodzicom i ich pomyśle na realizację ekologicznych domów z drewna, które są szalenie popularne na rynku skandynawskim. Mam predyspozycje językowe, więc od najmłodszych lat w tyle głowy miałam ten kierunek. Stąd wybór lingwistyki stosowanej, którą wsparłam skandynawistyką ze specjalnością szwedzką. Tu z resztą studiowałam, dostałam się na dwa uniwersytety – na najstarszy w Europie w Uppsali i w Sztokholmie. W tym kierunku się rozwijam. Jest moją pasją, o której starałam się mówić, ale zginęło to w natłoku medialnej historii. Michalina Manios to nie tylko wycięty obrazek z programu… Mam do pokazania znacznie więcej.
Pasja nie miała wartości?
Pasja chyba słabo się w takich produkcjach sprzedaje. Dowodem są zarzuty, które padały pod moim adresem, że dostałam się do programu wyłącznie dzięki historii. Tak jakbym nic więcej sobą nie reprezentowała.
Czego jeszcze nie wiemy o Michalinie?
Wrażliwa, twarda i odporna na krytykę. Dociera do mnie wszystko i muszę przyznać, że to przeżywam. Nawet drobne fale hejtu były trudne i bolesne. Szczęśliwie mam umiejętność przerabiania emocji. Wykrzyczę, wypłaczę w poduszkę i idę dalej. Czarna rozpacz prowadzi donikąd, tego nauczyli mnie rodzice – ludzie czynu, bardzo pracowici, którzy podkreślali, że nie można osiąść na mieliźnie i poddać się negatywnym myślom. Uczyli, jak się z nich wydostawać, by z jeszcze większą siłą iść do przodu. Przekonywali, że o tym, kim jesteśmy, świadczą wyłącznie nasze działania. Słowa w dzisiejszych czasach są płytkie. Chyba w każdej kategorii zbyt łatwo możemy je wypowiadać. To, co wyniosłam z domu, dało mi autentyczność.
Słowa mogą zaczarować…
Szokowało mnie to na początku w Warszawie. Dostawałam ich tonę i nigdy nie miały przełożenia na czyny. Czuję pewien zawód i zdaję sobie sprawę, że moja bezceremonialność w wypowiedziach nie przysparza zwolenników, jednak nigdy nie starałam się mydlić oczu. Pewnie dlatego nie poszło mi w mediach. Byłam niewygodna i chyba odrobinę nieprzewidywalna. Zmieniłam kierunek i wybrałam drogę prawdy.
Błysk migawki nadal pani towarzyszy?
Po ekscesach związanych z agencjami powiedziałam dość! Zanim się to stało, wierzyłam, że modeling może być moją drogą, ale potrzebuję jeszcze więcej determinacji. W końcu stanęłam przed ścianą i zrozumiałam, że nie liczą się charyzma i osobowość, tylko koneksje i schodzenie na poboczne drogi w różnym rozumieniu tego słowa. Pomimo szeregu takich propozycji, mówiłam nie. Mój kręgosłup był i jest sztywny.
Nawet dla sławy, wielkich pieniędzy i spełnionego marzenia?
Nigdy się nie nagięłam. Nie wyobrażam sobie, by robić coś, po czym nie spojrzę sobie w twarz.
W książce rozliczy się pani z przeszłością? Niektórzy powinni się bać?
Nie mam takiego celu. Książka ma przede wszystkim podać rękę osobom, które znajdują się w podobnej sytuacji do mojej. Kanwą oczywiście będą przygody i momentami mrożące krew w żyłach perypetie ze światka modelingu, ale nie jest moim zamysłem uderzanie w kogokolwiek. Chcę opisać kawałek życia, pokazać, jak bardzo wszystko się zmieniło. Z wrodzonym optymizmem i krztyną marzycielstwa, bo przecież to, co nas spotyka, kształtuje nasze widzenie świata. Doświadczenia uczą nas zupełnie nowego postrzegania, wyostrzają spojrzenie i powodują, że sami jesteśmy w stanie odpowiedzieć sobie na wiele najważniejszych pytań.
Zdjęcia: „Raven Cave” Adrian Kulesza
Make up: Żaneta Kreft
Fryzura: Patrycja Choczaj, Salon Fryzjerski „Excellentq”
Stylizacje: Bosa Club
Miejsce: Forum Gdańsk