Marina Abramović – taka babcia to nie babcia

Babcia performance’u – tak mówi się o Marinie Abramović, artystce intermedialnej, urodzonej w 1946 roku w Belgradzie. Jej twórczość niemal od początku budziła liczne kontrowersje – prace artystki w dużej mierze są związane z pochodzeniem, sytuacją na Bałkanach i kondycją człowieka przełomu wieków. Marina używa swojego ciała jako narzędzia. To ono najczęściej staje się tematem jej twórczości.

Dzisiaj jest cenioną artystką światowej sławy. Zanim jednak doszła do tego momentu w życiu i karierze, musiała niczym lwica walczyć o swoją twórczą wolność i swobodę wyrazu. Odsądzana od czci i wiary, potrafiła w najbardziej bezwzględny, pozbawiony skrupułów sposób posługiwać się swoim ciałem. Na brzuchu wycinała nożem gwiazdę Dawidę, wypijała dzban wina i dzban miodu, pokazując w ten sposób, czym jest współczesny konsumpcjonizm. Nie oszczędzała samej siebie, bo, jak to zazwyczaj bywa w działaniach performatywnych, jej ciało stało się środkiem artystycznego wyrazu. Niezrozumiana, wyzywana, publicznie biczowana – nie poddała się. I udowodniła, że performance to nie sztuczka wariatki, a pełnoprawna sztuka.

Abramović, zanim jeszcze stała się sławna, studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Belgradzie. Na początku jej pasją było malarstwo, lecz wkrótce zastąpiła je bardziej cielesną, jednorazową sztuką. W młodości zrealizowała swoje pierwsze akty twórcze, których tematyka oscylowała wokół bólu, odrzucenia, ludzkiej reakcji na cierpienie. W pracy „Art Must Be Beautiful/Artist Must Be Beautiful” z 1975 tak długo czesała włosy, aż na jej głowie utworzyła się otwarta rana. Performance to sztuka wymagająca obecności drugiego człowieka – widza. Bez nich Marina nie byłaby tym, kim jest dzisiaj. To właśnie jednorazowość, chwilowość i otwartość jej sztuki wyniosła ją na szczyt artystycznego panteonu. Dla sztuki poświęciła także swoją miłość. Jej związek z niemieckim artystą Ulayem trwał dwanaście lat i stał się jednym z najczęściej analizowanych i trawionych ogniem pytań związków wszechczasów. Para żyła razem i pracowała razem. Ich działania opierały się na połączeniu dwóch pierwiastków – męskiego i żeńskiego. Dopełniali się i uzupełniali tak w pracy, jak i w życiu. Po 1980 roku ich wspólne występy zaczęły ewoluować – wraz z ich miłością. Mniej więcej wtedy powstało dzieło „Night Sea Crossing” polegające na… siedzeniu naprzeciwko siebie. Najpierw przez siedem godzin, później – trzy dni. Na końcu prawie dwa tygodnie. To symbol ich wspólnego życia, uczucia, które przecież realizuje się także w ciszy. Najbardziej znanym wspólnym performancem Mariny i Ulaya był jednak „The Lovers/The Great Wall” z 1988 roku. Para przemierzała Mur Chiński – ona ze wschodu, on z zachodu. Po dziewięćdziesięciu dniach spotkali się w połowie drogi i tym symbolicznym gestem zakończyli swój związek.

Ostatni głośny performance Mariny Abramović nosił tytuł „Artystka obecna”. Kobieta siedziała na krześle ustawionym w nowojorskim MOMA. Przed nią stał stół, po drugiej stronie drugie krzesło. Kolejno siadali na nim widzowie, którzy chcieli w ten sposób spotkać się z artystką. Projekt ten był najdłużej trwającym performancem Abramović, która spędziła w bezruchu około siedmiuset godzin.
Dziś, wiele lat później, Marina jest cenioną na całym świecie, odważną, silną kobietą-artystką. Robi co chce bo, jak mówi, teraz już może.

Oceń ten artykuł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *