Małgorzata Oracz – Chcę budzić w ludziach odwagę

fot. Dariusz Senkowski

Małgorzata Oracz, Absolwentka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz Studia Aktorskiego przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, dziś aktorka związana z Teatrem Wybrzeże. Prywatnie, jak sama o sobie mówi, matka swojego osobistego syna, kobieta wielu pasji i niekwestionowana miłośniczka ludzi. Opowiedziała nam o swoich największych miłościach, teatrze i marzeniach.

Od początku wiedziałaś, że chcesz być aktorką?

Od dzieciństwa pajacowałam (śmiech). W podstawówce z koleżanką ciągle się wygłupiałyśmy i koledzy prosili, byśmy odgrywały scenki. Wymyślałyśmy nowe i coraz więcej dzieciaków nas oglądało i się śmiało. Kiedy mieszkałam jeszcze w Dęblinie i do moich rodziców przychodzili sąsiedzi, ze szczotką do włosów stawałam w rogu pokoju i śpiewałam tym sympatycznym ludziom po śledziku (śmiech). Nie czułam obciachu. Mało tego – nie myślałam wtedy o aktorstwie. Chciałam być Miss Polonią, korona bardzo mnie pociągała (śmiech). Któregoś dnia wystąpiłam w przedstawieniu kółka teatralnego i wtedy poczułam, że granie sprawia mi ogromną frajdę.

Co poza teatrem wypełnia Twoje życie?

Mam wiele pasji. Uwielbiam obcować z przyrodą, nawet zimą śpię pod namiotem, kiedy jest -20 stopni. Zwłaszcza z fajnymi ludźmi, którzy dodatkowo grzeją (śmiech). Pływam kajakiem, nurkuję, łażę po górach. Doświadczam magii spotkań. Coś mi się przewartościowało, bo nie czekam na obsady na wstrzymanym oddechu. Kocham swój zawód, dzięki niemu mogę doświadczać bycia różnymi typami osobowości. Mogę zabić, kochać, być księżniczką, czarownicą i straszyć dzieci, mogę znajdować się w przestrzeniach, do których prywatnie bym nie dotarła. Chciałam iść na reżyserię, ale ustaliłam z osobistym synem Tadeuszem, że jeszcze nie teraz. Kiedy mam próby, nie ma mnie w domu, jeśli dołożyłabym do tego jeszcze szkołę, musiałabym umawiać się ze swoim synem już chyba tylko na kawę (śmiech). Prowadzę grupę teatralną „Po godzinach” i firmę Niepokorni.pl. Zaczęłam też reżyserować. Zajęłam się improwizacją i na jej podstawie tworzę scenariusze. Moi aktorzy nie mają ze mną lekko, ale jak tak sobie wymagam, to widzę, że są coraz zdolniejsi (śmiech). Wyreżyserowałam m.in. sztukę „Oskar i pani Róża”. Mój syn przerabiał tę lekturę i zaczęliśmy rozmawiać o śmierci i odrzuceniu. Zainspirował mnie. Tym spektaklem chciałam pomóc dzieciom. Wszyscy pędzimy za pieniędzmi i zadaniami, coraz mniej czasu poświęcamy najmłodszym. Rozmawiałam z dzieciakami i z ich ust padały zarzuty, że nie są słuchane, a one silnie doświadczają. Reżyserowałam ten spektakl i zagrałam w nim z Arturem Blanikiem. Nie zapraszałam prasy, ale po spektaklu podchodzili do mnie ludzie ze łzami w oczach i mówili, że to był piękny pomysł.

Na czym polegają organizowane przez Ciebie warsztaty?

Reżyserując, odkryłam, że chcę również zajmować się motywacją. Główną ideą warsztatów jest pokazanie, że można zacząć wszystko od początku. Wyjeżdżamy z grupą ludzi i poruszamy tematy seksualności, samotności w związku i po jego zakończeniu. Oczywiście są z nami psycholodzy. Ludzie podupadają, myślą, że ich świat się zamyka, staram się więc zrobić wszystko, by zobaczyli, że marzenia dalej istnieją. Miałam w swoim życiu czas, gdy nie wierzyłam, że mogę robić to, co chcę. Ograniczały mnie finanse i czas, chciałam nurkować, ale myślałam: ja, jak, gdzie? Chcę budzić w ludziach odwagę do zmian.

Ludzie od Ciebie lgną, co ich tak przyciąga?

Czuję się niezręcznie, mówiąc o sobie, ale wydaje mi się, że po prostu potrafię słuchać i wstrzelić się w cudzy świat. W życiu trzeba widzieć i czuć, nie patrzeć i słuchać, tylko słyszeć. Ludzie muszą czuć, że wszyscy jesteśmy tak samo ważni. Nie mam teorii na człowieka, staram się nikogo nie oceniać, lubię ludzi i ich wady. Każdy z nas potrzebuje uśmiechu, spojrzenia i uwagi. Dla mnie człowiek i jego emocje są najważniejsze, to działa też w przestrzeni teatralnej.

Od niedawna zaczęłaś nurkować i uwielbiasz kontakt z naturą. Co ci to daje?

Najbardziej kocham wodę. Mam wrażenie, że tam świat jest bardziej poukładany. Będąc pod wodą, rozumiem słowo reset. Tam Oracz milczy, co jest dla niektórych niebywale cenne (śmiech). Pod wodą mój mózg chłonie to, co jest tu i teraz. Jest woda, jestem ja, ryby i mój partner. Uwielbiam te momenty, kiedy mam przepaść pod sobą i czuję się, jakbym była zawieszona w przestrzeni, mogę doświadczać tego całego świata, podglądać go… Jest to dla mnie bardzo inspirujące.

Autor: Kasia Paluch

5/5 - (2 głosów)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *