Gdy się spotykamy, nie wierzę własnym oczom, bo stoi przede mną niewysoka, drobna kobieta. Jak to możliwe, że udało jej się przejechać rowerem Pamir, wspiąć na kilka cztero- i pięciotysięczników, wylądować samej w Hondurasie i pojechać motocyklem do Francji, by wejść na Mont Blanc? – Prawdziwa siła tkwi w naszej głowie – mówi Tamara Kanecka-Brzóska i opowiada o tym, dlaczego w podróży warto wychodzić ze strefy komfortu.
Jesteś podróżniczką do zadań specjalnych.
Lubię robić rzeczy, które zostaną mi w pamięci do końca życia. Często udaję się w podróże, do których nie jestem profesjonalnie przygotowana, aby się w nich sprawdzić. Tak było z wyjazdem na Pamir Highway – trasę prowadzącą przez jedne z najwyższych gór na świecie. Pojechałam tam bez żadnego doświadczenia. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w wyprawie rowerowej, nie spędziłam na rowerze nawet dwóch dni. Stwierdziłam, że to dobry sposób, aby połączyć spełnienie marzenia o Azji Centralnej ze zdobyciem nowych umiejętności, jak jazda z sakwami czy naprawa roweru w awaryjnych sytuacjach. Rowerzyści, których spotykałam po drodze przygotowywali się do tej podróży kilka lat. Gdy usłyszeli, że mnie zajęło to kilka miesięcy, pukali się w głowę z niedowierzaniem. Chciałam przez to pokazać, że jeśli ma się wystarczająco dużo odwagi i samozaparcia, to można zrealizować marzenia i nie warto z nimi czekać.
Rzuciłaś się na głęboką wodę. Nie miałaś obaw?
Najbardziej obawiałam się tego, że zepsuje mi się rower i nie będę wiedziała, jak go naprawić. Nie miałam też pewności, jak ułożą się relacje z moją towarzyszką, którą znałam tylko z pracy. Ewelina była jedyną dziewczyną, która zgodziła się ze mną pojechać. To z założenia miała być wyprawa kobieca, bo gdy jedzie się z mężczyzną, to zawsze ma się świadomość, że można na niego liczyć w razie problemów. W kobiecym gronie, mimo wzajemnego wsparcia, trzeba bardziej liczyć na siebie.
Jakie pułapki zastawił na was Pamir?
Największą trudnością była jakość drogi. Połowa trasy biegła po asfalcie, który został wyłożony w czasach radzieckich kilkadziesiąt lat temu i do tej pory nie doczekał się remontu, można więc sobie wyobrazić, w jakim był stanie. Pozostała część drogi była szutrowa lub pokryta żwirem, kamieniami i piaskiem. Do tego dochodziły duże różnice temperatur i bardzo silny wiatr, który obniżał nasze morale. Pod koniec wyprawy wiał nam prosto w twarz przez cztery dni. Chcąc poruszać się do przodu, musiałyśmy prowadzić rower. Nie omijały nas też choroby układu pokarmowego. Raz trafiłam nawet do szpitala pod kroplówkę.
Myślisz, że coś jest jeszcze w stanie cię złamać?
Po wyprawie przez Pamir mocniej uwierzyłam w siebie, mimo że już wcześniej miałam okazję sprawdzić swoje możliwości. W przeszłości udało mi się zdobyć kilka cztero- i pięciotysięczników, na które, przez problemy z przyswajaniem pokarmu, wchodziłam bez jedzenia, ale pchana siłą woli. Przekonałam się wtedy, że większość blokad tkwi w naszej głowie.
Czego jeszcze dowiedziałaś się o sobie podczas wyprawy przez Pamir?
W czasie tej podróży sporo myślałam o ludziach żyjących w miejscach, które mijałyśmy. W Tadżykistanie bardzo dotknęła mnie panująca tam bieda. Podczas dwóch tygodni na rowerze nie natknęłyśmy się na sklep, w którym byłaby lodówka czy stały prąd. Miałam świadomość, że choć mnie też nie było łatwo, bo musiałam się zmagać z trudnymi warunkami atmosferycznymi i drogowymi, znalazłam się tam tylko na chwilę. Natomiast ludzie, których spotkałam, spędzają tam całe życie. Urzekło mnie, że mimo tak dużej biedy, pozostają gościnni i otwarci. Zatrzymywali się przy drodze, aby wręczyć nam owoce i zamienić z nami kilka słów. Nie raz popłynęły mi łzy z tego powodu.
W takich sytuacjach chyba niewiele można zrobić.
Tyle co porozmawiać i przekazać wiedzę o biednych krajach nie tylko w Azji Centralnej, ale też w Ameryce Środkowej. Zawsze zachęcam, aby się tam udać, co pomoże zwiększyć ruch turystyczny. Wydaje mi się, że to świetny sposób na poprawę sytuacji ekonomicznej państwa. Dobrym tego przykładem jest Gruzja, która rozwinęła się w dużej mierze dzięki turystyce.
Kraje, o których mówisz uchodzą za biedne, ale i niebezpieczne.
Gdy się tam jednak udać, okazuje się, że wcale niebezpieczne nie są, o czym staram się przekonywać podczas prezentacji na festiwalach i spotkaniach podróżniczych. W takich przypadkach zwykle przytaczam przykład Hondurasu, który w oficjalnych statystykach zajmuje bodajże pierwsze miejsce na świecie pod względem liczby morderstw. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, co za tym stoi, a są to głównie zabójstwa miejscowych na tle mafijnym. Jak wiadomo, mafia ma swoje udziały w turystyce i zależy jej na tym, aby turystom nic się nie stało. Dla porównania, w uchodzącej za podróżniczy raj Tajlandii występuje najwięcej śmiertelnych wypadków drogowych na świecie.
Obecnie najbardziej boimy się chyba ataków terrorystycznych.
I przez to unikamy krajów muzułmańskich. Wielokrotnie rozmawiałam z muzułmanami, którzy mówili mi, że wstydzą się za działania Państwa Islamskiego. Z reguły byli to ludzie z sercem na dłoni. Dlatego zawsze staram się nie generalizować, nie kierować uprzedzeniami i stereotypami. W każdym państwie, religii, kulturze są dobrzy i źli ludzie. W Tadżykistanie czułam się bezpiecznie. Przydarzyła nam się w zasadzie tylko jedna, stresująca sytuacja. Niedługo po tym, jak rozbiłyśmy namiot, 2 km od najbliższej wioski na granicy z Afganistanem, usłyszałyśmy trzy męskie głosy. Jak się później okazało byli to żołnierze, którzy zatrzymali się po to, aby nam powiedzieć, żebyśmy wyłączyły czołówkę, bo byłyśmy „celem” na granicy.
Podróżująca kobieta budzi zdziwienie w tym rejonie świata?
Budziłyśmy zainteresowanie, bo kobiety na Pamir Highway spotyka się rzadko. Nie byłyśmy jednak zagrożone. Bardziej obawiałam się tego w Kirgistanie. Przed wyjazdem przestrzegano mnie, żeby się ukrywać, ponieważ dochodzi tam czasami do ataków na tle seksualnym, których powodem zwykle jest alkohol. Jeśli podróżujemy z rozsądkiem, szanujemy kulturę i zwyczaje, musimy mieć dużego pecha, żeby stało nam się coś złego. Oczywiście słyszałam o takich przypadkach, ale były to pojedyncze historie, takie same, o których można poczytać na naszym, europejskim podwórku. Na pewno potencjalne niebezpieczeństwo nie jest pretekstem do tego, aby nie podróżować. Negatywne sytuacje mogą nas przecież spotkać wszędzie. Należy jednak zawsze zachować dozę ostrożności.
Co Cię przeraża w podróży?
Boję się jedynie złych ludzi. Chciałabym ich nigdy nie spotkać na swojej drodze. Staram się jednak nie myśleć o obawach. Jestem osobą, która na podróże patrzy optymistycznie i lubi przeciwstawiać się trudnościom. Jeśli czuję, że coś jest dla mnie trudne, to chcę się z tym zmierzyć.
Od początku lubiłaś wyzwania?
W wieku 18 lat pojechałam autostopem w rumuńskie Fogarasze, a rok później udałam się do Gruzji. Sama, choć tak naprawdę rzadko bywałam sama, bo wciąż kogoś poznawałam, spędzałam z kimś czas. Uważam tę wyprawę za jedną z największych przygód życia.
Co jeszcze przed Tobą?
W Pamirze polubiłam jazdę na rowerze. To dla mnie jeden z najlepszych sposobów podróżowania. Świat zwalnia, staje się bardziej namacalny, gdy nie oddziela go szyba samochodu czy hotelowe okno. Jest się wtedy bliżej natury i ludzi. Moim marzeniem jest przejechać Himalaje, ale to będzie zależało od sytuacji politycznej w tym rejonie i ograniczeń związanych z przekraczaniem granicy.
Miłość do roweru dzielisz z miłością do motocykla.
Pasją do motocykla zaraził mnie mój obecny mąż. Na początku jeździłam z nim jako pasażerka, ale szybko uznałam, że przecież też mogę mieć prawo jazdy. Kilka miesięcy po tym, jak udało mi się je zdobyć, kupiłam motocykl i jeszcze w tym samym roku wyruszyliśmy pod Mont Blanc i go zdobyliśmy. W planach mam też powrót do Azji Centralnej. To nie są łatwe wyprawy, ale bardzo ciekawe. Jazda na motocyklu wymaga dużego skupienia i wyjścia ze strefy komfortu. W ogóle uważam, że wychodzenie ze strefy komfortu jest w podróży potrzebne, bo w pamięci pozostaje nie to, co przyszło nam bez wysiłku, ale to, co było trudne, męczące, co być może się nie udało.