Ladies’ Festival 2017 trwa i daje naprawdę wyjątkowe show!
Z 13 koncertów na 13-lecie festiwalu mamy już dwa wielkie za sobą.
Trzynastą edycję Ladies’ Jazz Festival rozpoczął koncert największej bodajże naszej rodzimej wokalistki jazzowej Urszuli Dudziak. Jazzmanka (choć powinno być Jazzwomanka lub jakże na miejscu Jazz Lady) dała wyśmienity show na wypełnionej niemal do ostatnich krzeseł scenie Teatru Muzycznego w Gdyni. Bawiła publiczność śpiewem, słowem, anegdotą. Pokazała, że wiek człowieka ma się w sercu i głowie, a nie w dowodzie osobistym. Tyle werwy, dowcipu, dystansu do siebie – daj Boże nam wszystkim taką energię!
Fantastycznie zagrane i zaśpiewane wcale nie najłatwiejsze w odbiorze kompozycje, wcale nie te najbardziej znane (nie było np. sławnej pieśni o owocu egzotycznym na „P” i nikomu to nie przeszkadzało) dowiodły, że damy jazzu nie muszą li tylko kusić publiczność tkliwymi balladami, a mogą pokazać pazur i jest im z tym do twarzy.
Urszuli Dudziak na scenie towarzyszyli: Cezary Paciorek na fortepianie i akordeonie, Krzysztof Pacan na basie, Łukasz Poprawski na saksofonie, Robert Cichy na gitarze i Sebastian Frankiewicz na perkusji.
Koncert nabrał jeszcze większego tempa i ludowego wigoru, gdy do gwiazdy wieczoru dołączyła jeszcze jedna bywalczyni Ladies’ Jazz Festival, pani Grażyna Auguścik: publiczność dostała fenomenalny, wręcz wzorcowy pokaz mocy naszej polskiej muzyki tradycyjnej zaimplementowanej na dwa genialne głosy i świetny jazzowy band. Teatr Muzyczny drżał, a widownia chłonęła wspaniałe wokalizy, bitwę na głosy, scatowaną dyskusję przyjaciółek… Jeśli ktoś chciałby poznać granice ludzkiego głosu, to polecam gorąco odwiedzić najbliższy możliwy koncert którejkolwiek z dwóch wielkich naszych wokalistek – nie pożałują państwo.
13 edycja festiwalu dam jazzu miała swe wielkie otwarcie!
Już następnego dnia czekała nas kolejna atrakcja: w Filharmonii Kaszubskiej Ladies’ Jazz Festival i cała Polska gościły po raz pierwszy fantastyczną Kandace Springs. To młoda amerykańska pianistka, wokalistka, autorka. To (wiemy już teraz na pewno i doświadczyliśmy tego na żywo) genialna dziewczyna z krwi i kości, dowcipna, swobodna, osłuchana, pełna bluesa, jazz, soulu, funky…
Ona, jej hommondowskie klawisze zamieniane co pewien czas na fortepian, bas i perkusja – uwieżcie państwo na słowo: tyle wystarczy, by być w niebie!
Prince po wspólnych koncertach powiedział, że jej głos roztapia śniegi i wcale nie kłamał: żadnego wysiłku, żadnego napinania się po granice możliwości. Swoboda i lekkość wykonania. Zrozumienie i panowanie nad przekazem. Frajda dla ucha i oka. Co niektórzy już teraz (mimo że Kandace ma dopiero jedną płytę na swym koncie) twierdzą, że Eryka Badu, Mercy Grey, Esperanza czy nawet pani Costellowa powinny zerkać z niepokojem na rozwój tej kariery. I mają rację: bezpretensjonalność, wdzięk, wrodzona melodyjność, zabawa i jednoczesne poszanowanie tradycji (oj, żeby państwo słyszeli, co ta dziewczyna wyprawiała z Chopinem na próbie – ta wstawka koncertowa, to była co najwyżej wprawka…). A tej jej wykonania World is a getto, Human, genialne The first time ever I saw your face, czy zagrane już jako naprawdę ostatni bis Stay with me – szanowni państwo szukajcie jej koncertów, bo za chwilę trzeba będzie za te bilety płacić tyle co za samochód!
Mimo wszystko to nie koniec festiwalu, a dopiero początek! Przed nami osiem koncertów finałowych w ramach Grand Prix, które są otwarte dla publiczności i od wtorku do piątku będą odbywać się od 17:00 w Muszli koncertowej na placu Grunwaldzkim w Gdyni, a w sobotę po 15 latach znów na koncercie w Polsce Bebel Gilberto, a w niedzielę Krystyna Durys z piosenkami Elli Fitzgerald i po niej Wendy Lands pierwszy raz w Polsce i to nie tylko ze swym Szpilmanem. Zdecydowanie warto tam być!
fot. Piotr Żagiell