Z Jarkiem poznajemy się dwa razy. Lata temu na parapetówce u znajomych, gdy rozpoczynał seminarium i teraz – to on odpowiada na moje ogłoszenie w sieci. Spotkanie jest zaskoczeniem, żadne nie podejrzewało, że BDSM ponownie splecie nasze losy. Związanie, dyscyplina, dominacja i uległość – skóra trochę cierpnie i ze zdumieniem orientujemy się, że w „waniliowej” relacji jest nad wyraz spokojnie.
Ksiądz na zakręcie?
Tak czułem się w czasie seminarium. Myślę, że decyzja, aby całkowicie poświęcić się Bogu, podyktowana była strachem.
Czego się bałeś?
Nikt z najbliższych nie podejrzewał, że pewnego dnia powiem: „chcę być księdzem”. Byłem jak inni – biegałem za dziewczynami, interesował mnie seks. Miałem, podobnie jak koledzy, pokaźny zbiór sprośnych gazetek i kilka filmów „akcji” na kasetach VHS.
Masz dystans. To co zawiodło?
Oczekiwania. Seminarium było kolejnym krokiem. Najpierw korzystałem z życia z indeksem ekonomii. Lubiłem dziewczyny.
Skąd nieoczekiwany zwrot?
Chodziło o dziewczyny i pierwsze przygody, w których poczynałem sobie coraz śmielej. Uwielbiałem seks i miałem wrażenie, że każdy kolejny jest eksperymentem. Tłumaczyłem to sobie otwartym umysłem i brakiem oporu. Jednak każda kolejna partnerka zaczynała uważać mnie za zboczeńca.
Miłośnik ostrej jazdy?
Trochę odjeżdżałem, kręciły mnie sytuacje dalekie od klasycznego pożycia.
Masz pewność, że istnieje definicja klasyki w łóżku?
Analizowałem w seminarium. Najpierw zacząłem się sobą brzydzić, zrozumiałem, że robiłem tym dziewczynom krzywdę. Żądałem od nich obelg i klapsów, chciałem aby mnie podduszały zaciskając sznurek.
W domu Boga postanowiłeś zagłuszyć potrzeby?
Przemyśleć i zrozumieć. Miałem więcej czasu, zacząłem sięgać do zagranicznych artykułów. Przekonałem się, że nie jestem dewiantem, a jedynie facetem, który lubi dominować. Szedłem dalej. Okazało się, że takich jak ja jest więcej i mało kto decyduje się na samoistne wykluczenie i spadochron w postaci służby wobec Boga. Nie musiałem uciekać, wystarczyło zacząć relacje, w których druga strona wie, jakie są oczekiwania i chce tego samego.
Gray po polsku i w sutannie!
Śmiejesz się, a ja jestem przekonany, że gdybyśmy przyjrzeli się temu, co robisz w sypialni, nie powiedziałabyś już słowa (śmiech). Przecież w sieci ty znalazłaś mnie! Artykuł mógł być jedynie przykrywką.
W takim razie zamieńmy scenografię na lateks
Nosisz? Bo ja nie (śmiech)! BDSM, którego teorię zgłębiłem chyba do dna, to nie tylko lateks i okładające się pejczem pary. Nasze łóżko kształtuje się w dzieciństwie. Wpływa na nie wychowanie, które odebraliśmy, role, jakie pełniliśmy w środowisku rówieśników. W grupie natychmiast zauważysz przywódców, którzy próbują dominować. Są też ci ulegli, najchętniej niewidzialni, bez pytań dostosowujący się do wskazówek. Teraz wyobraź sobie, że człowiek mający świadomość swoich oczekiwań jest w stanie zawrzeć pewien kontrakt.
Pan i jego domina?
Tak, ale bez problemu może być odwrotnie. Zawiązujemy umowę, w której ustalamy granice. Sygnałem do przerwy jest ustalone z góry słowo lub najzwyklejsze „stop”. Zabawa kończy się bez krzywdy dla drugiej osoby.
W stałych związkach jest to również możliwe?
Swój ciągnie do swego, zwróć uwagę, że dominant i uległy wytwarzają równowagę. Znam pary, które od lat są ze sobą, jednak jest ich znacznie mniej niż singli. Ci wciąż szukają, umawiają się z kolejnymi partnerami, przekraczają swoje granice.
BDSM ma granice?
Podobno tylko wszechświat jest bez granic. Długie rozmowy między takimi partnerami nie mają na celu wyłącznie nakręcania się na kolejny seks. Ważne są emocje, dlatego obie strony precyzyjnie mówią o doznaniach i otoczce, która im towarzyszyła. Dowiadują się, czy następnym razem wspólnie spróbują czegoś jeszcze innego.
Nie potrzebują zaskoczenia?
Dominacja ma prowadzić do tego, by przykładowo uległy partner również czerpał satysfakcję z tego stanu. Są miłośnicy prowadzenia na smyczy, uderzeń batem i podduszania. Bardziej zaawansowani uprawiają seks w maskach, podnieca ich proces oddawania moczu. BDSM jest grą, od którejkolwiek strony by spojrzeć. Opartą na wspólnie ustalonych zasadach i granicach zaaprobowanych przez dwie strony. Świadomość potrzeb nie pozbawia cię odpowiedzialności. Nie można wbrew kontraktowi doprowadzać do trwałych okaleczeń, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Ma być przyjemność.
Zakładając siodło?
To ekstremalne przypadki. Mnie wychowywali surowi rodzice – ojciec wyrażał niezadowolenie wielogodzinnym milczeniem, a matka rozczarowanie zmieniała w rękoczyny. Ból, który temu towarzyszył, doprowadzał do wzwodu. Przerażało mnie to, do chwili, gdy po raz pierwszy osiągnąłem w takiej chwili orgazm. Szukając wytłumaczenia tego stanu rzeczy zacząłem eksperymentować. Prowokowałem kolejne sytuacje, wbijałem sobie czubek noża w zwyczajowo zakryte ubraniami miejsca. Osiągałem nowy poziom satysfakcji seksualnej. Bałem się i czułem jak zboczeniec.
Nastoletni Markiz de Sade?
On czerpał przyjemność z samej możliwości zadania bólu. W klasyce sado-maso wspomina się również niezbyt waniliowego Kubę Rozpruwacza.
Waniliowy to hasło?
Określenie relacji między partnerami, w której nie ma miejsca na dominację, klapsy i sznurek na szyi partnera.