Anna Kaszuba – silna, piękna, niezależna

Fot. Piotr Zagiell

„Trening, dieta, motywacja” – tak brzmi pierwsze zdanie na jej Instagramie. Jeżeli dodamy do tego jeszcze miłość i pracę, spokojnie można powiedzieć, że tak wygląda całe jej życie. Gdyby nie została trenerką, najpewniej poszłaby do wojska. I mimo tak silnej energii, która w niej drzemie, na każdym kroku udowadnia, że można być wysportowaną i jednocześnie bardzo kobiecą. Poznajcie Annę Kaszubę, trenerkę Crossfit, laureatkę 3 miejsca w konkursie Next Fitness Superstar magazynu Women’s Health oraz kobietę-wulkan.

Aniu, sport jest dla ciebie pracą, ale czy wciąż pasją?

Anna Kaszuba: Sport jest nie tylko moja wielką pasją, wokół niego kręci się całe moje życie. Wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Dzięki niemu odnalazłam siebie, cel w życiu, a nawet miłość. Będąc niedawno na wakacjach, zgadnij, czego mi najbardziej brakowało.

Czyżby treningów?

Dokładnie tak. To jest tak głęboko we mnie zakorzenione. Nie umiem bez sportu funkcjonować.

A gdy pojawia się gorszy dzień, nie masz czasami ochoty zostać w domu?

Czasami mam wielką ochotę zostać w domu, a nawet w ogóle nie wychodzić z łóżka. Zazwyczaj wystarczy odrobina pozytywnego myślenia i motywacja wraca. Przez te wszystkie lata treningów nauczyłam się słuchać własnego ciała. Jeżeli ono daje mi sygnały, że jest zmęczone i potrzebuje odpoczynku, staram się nie forsować mojego organizmu. Wystarczy jeden dzień wolnego, aby poczuć się lepiej.

Jak słuchać swojego ciała?

Teraz jest wielka moda na fitness. Treningi pozytywnie wpływają na nasz organizm i są dobre praktycznie na wszystko, ale nie można forsować organizmu za wszelką cenę. Żyjemy w stresujących czasach i ciągłym pędzie. Kariera, praca, dom, rachunki, obowiązki, dzieci, zakupy, gotowanie i tak dalej. Jeżeli w pracy miałaś stresujący dzień, szef się czepiał, terminy gonią, musiałaś zostać po godzinach, pobolewa ciebie głowa i gardło, nic dzisiaj nie zjadłaś, jesteś zmęczona i do tego pokłóciłaś się z facetem – odpuść. Twoje ciało ma już dość na dziś, a ty mówisz — muszę jeszcze iść na trening! Wróć do domu, zjedz coś, wyśpij się jak człowiek i zrób trening następnego dnia. Dobry sen i regeneracja to bardzo ważna część treningu, o której często zapominamy. Gdy ja przygotowuję się do zawodów, czasami jestem tak zmęczona, że bolą mnie nawet powieki i włosy. Przed zawodami każdy trening jest bardzo ważny, ale dla własnego zdrowia wolę sobie zrobić dzień wolnego, żeby się zregenerować. Wychodzi mi to na dobre.

Anna Kaszuba

Fot. Piotr Żagiell

Jak często trenujesz?

Zazwyczaj 5 razy w tygodniu. W weekendy nie trenuję, ale uprawiam lekki sport np. na świeżym powietrzu. Odpoczywam w ruchu.

Wciąż krąży stereotyp, że trenująca kobieta jest niekobieca. Patrzę na ciebie i widzę kobietę bardzo kobiecą. Widziałam twoje zdjęcie w czerwonej sukience, na którym wyglądałaś obłędnie. Jak myślisz, skąd w kobietach taka obawa przed treningami?
Mięśnie od zawsze były domeną mężczyzn, a siłownie były okryte złą sławą. Krążyły mity, że spotykają się tam wyłącznie bezmózdzy troglodyci. Ten stereotyp jest bardzo daleki od prawdy. Kluby fitness są teraz na bardzo wysokim poziomie. Kobieta, która ma ładnie zarysowaną sylwetkę mięśniową jest silna i zdrowa. Poza tym mięśnie są nam bardzo potrzebne. To one nadają kształt sylwetce, trzymają układ kostny, napędzają metabolizm, pomagają nam się poruszać. Ponadto, warto wiedzieć, że wyrzeźbienie i zbudowanie masy mięśniowej wymaga czasu. Ja sama robię przysiady ze 120-kilogramową sztangą i martwe ciągi po 140 kilogramów. Mój trening od lat nastawiony jest na progresję ciężaru, a czy wyglądam jak facet? Zapewniam, że jeszcze żadna kobieta nie stała się mężczyzną od dotknięcia sztangi (śmiech). Cieszy mnie fakt, że coraz mniej osób myśli w tych kategoriach. Ja bardzo lubię wyzwania, lubię pokonywać bariery, łamać stereotypy, być na językach i zwracać uwagę. Mój wygląd to efekt uboczny moich treningów crossfitowych. Jestem bardzo dumna z mojego ciała.

Jakie są twoim zdaniem atrybuty kobiecości?

Siła, piękno i niezależność.

Bardzo nowocześnie.

Taka właśnie jestem (śmiech).

A czym jest piękno?

Dla mnie to nie tylko powierzchowność, ale również dobro. Patrzę na człowieka przez pryzmat jego ciała, umysłu i duszy. Myślę, że dając dobro, otrzymujemy dobro. I to jest piękne.

Wierzysz w karmę?

Wierzę, że wszystko do nas wraca. Jeżeli wysyłamy dobre sygnały i pozytywne emocje, tak będzie wyglądało nasze życie.

Trenujesz głównie osoby dorosłe, prawda?

Głównie tak, chociaż zdarzyło mi się pracować z 12-letnią tenisistką, która potrzebowała dodatkowych treningów wzmacniających. Pracuję zarówno z kobietami, jak i z mężczyznami.

Zacznijmy zatem od kobiet. Dlaczego do ciebie przychodzą?

Powodów jest wiele i są one bardzo indywidualne. Głównie chcą poprawić swoją sylwetkę, schudnąć i wyrzeźbić ciało. Niektóre stawiają sobie cel. Chcą na przykład przebiec runmageddon, inne chcą nauczyć się techniki podnoszenia ciężarów lub po prostu potrzebują się porządnie zmęczyć i komuś wygadać. Na każdym treningu daję motywację i determinację moim klientkom.

Przychodzą, aby wyrzeźbić ciało, a wychodzą z silniejszą psychiką, prawda?

Najpierw musimy przekonać swój umysł do zmiany trybu życia, a za nim podąży nasze ciało. Musimy zmienić nastawienie, pokonać lenia, wyjść z domu na trening. Zamiast słodkich napojów wybierać wodę, zamiast dań typu fast food, ugotować zdrowy obiad. Takie zmiany sprawią, że nasze ciało przejdzie transformację. Systematyczny trening kształtuje charakter. Szybciej podda się głowa, niż zrobi to ciało. Trening sprawi, że zaczniesz w siebie wierzyć, przestaniesz mówić — nie dam rady, nie podniosę tego — tylko to robisz! A moja w tym głowa, żebyś zrobiła to poprawnie. Doskonale wiem, na ile cię stać, zanim ty się o tym przekonasz.

A co powiesz o naturalnie szczupłych kobietach? Dlaczego powinny przyjść na trening?

Punkt, z którego zaczynamy nie ma znaczenia. Jeżeli ktoś czuje się dobrze we własnym ciele i nie chce trenować to znaczy, że siłownia nie jest miejscem dla niego. To tak jak z krewetkami. Wiemy, że są zdrowe i dobre, ale niektórzy nie potrafią ich zjeść. Nie należy się zmuszać.

No dobrze, a co z mężczyznami. Jakie są ich najczęstsze motywacje?

Mężczyźni też przychodzą z różnych powodów, niektórzy chcą być silniejsi, szybsi, mocniejsi. Inni przychodzą ze względów zdrowotnych. Jeszcze inni szukają rywalizacji i adrenaliny. Większość moich klientów chce nie tylko zbudować masę mięśniową, ale przy tym poprawić kondycję. Skupiamy się na podnoszeniu wydolności organizmu, budowaniu siły, cechach gimnastycznych oraz mobilności w stawach.

Jak szybko zobaczymy pierwsze efekty?

To zależy od tego, jak przyłożymy się do systematycznych treningów. Każdy z moich klientów to indywidualny przypadek. Przychodzą do mnie osoby z wadami postawy, brakami w mobilności, musimy wtedy więcej czasu poświecić na początku, aby poprawić zakresy ruchu. Formę życia trzeba budować na solidnych fundamentach.

Fot. Piotr Zagiell

Nie jestem zwolennikiem gwałtownych zmian. Kluczem do sukcesu jest ciężka i konsekwentna praca nad sobą, wtedy efekty można już zobaczyć nawet po trzech miesiącach.

A co z dietą? Wprowadzasz reżim?

Na początku uczciwie informuję, że przez pierwszy miesiąc jest szlaban na alkohol, słodycze i fast food’y. Jeżeli klient przetrwa to wiem, że będzie nam się dobrze pracować. Nie każdy potrafi sobie odmówić tych pozornych przyjemności, dlatego osiągnięcie założonego celu trwa dłużej niż zakładamy. Nie jestem zwolenniczką reżimu dietetycznego do końca życia, wszystko jest dla ludzi, tylko w odpowiedniej dawce.

No właśnie, jak wygląda twoja dieta?

Dużo trenuję i aktywnie pracuję, więc nie muszę chodzić z kalkulatorem. Nie robię masy na zimę, a na wiosnę redukcji. Nie potrzebuję tego. Ciało utrzymuję w dobrej kondycji i formie cały rok, nie tylko sezonowo. Kiedy mam ciężkie treningi, mogę sobie pozwolić na większą kaloryczność w ciągu dnia. Gdy mam dzień wolny od sportu, moje zapotrzebowanie na energię spada, więc jem mniej. Raz w tygodniu robię sobie cheat meal i jestem szczęśliwa.

Czym są twoje żywieniowe grzechy?

Uwielbiam prawdziwą włoską pizzę na bardzo cienkim cieście! A jak chcę zaszaleć to na deser zjem lody. W tygodniu natomiast staram się jeść czysto i zdrowo. Zwracam uwagę na produkty, które kupuję. Owoców i warzyw szukam na targu, a mięsa u lokalnego rzeźnika.

Kiedy zrozumiałaś, że twoje życie będzie kręcić się wokół sportu?

Zawsze byłam bardzo energiczna. Pochodzę z małej wioski (przyp. red. Łapalice). W miasteczku obok była jedna siłownia, ale nie miałam z nią dobrych skojarzeń. Szukałam więc innych atrakcji dla siebie. Jeździłam konno, biegałam, pływałam, wszędzie było mnie pełno. Zawsze wolałam chodzić po drzewach niż bawić się lalkami. Jako że w mojej okolicy nie było klubów fitness i tak naprawdę wtedy nikt się jeszcze tym nie interesował, kiedy oznajmiłam mamie, że będę studiować AWF, zbladła i spojrzała na mnie z przerażeniem mówiąc – dziecko drogie i gdzie Ty potem będziesz pracowała? Faktycznie, wówczas perspektywy były słabe, a mama zawsze widziała mnie w mundurówce lub na jakimś urzędniczym stanowisku. Z racjonalnych powodów poszłam więc na studia ekonomiczne. Uzyskałam tytuł magistra. Pracowałam w urzędzie, ale podskórnie przeczuwałam, że w życiu czeka na mnie coś większego. Nagle dostałam propozycję pracy w Gdańsku. Kiedy się tu przeprowadziłam, oszalałam z radości, że jest tyle możliwości sportowych. Poznałam trenera, który wprowadził mnie w świat fitnessu, pokazał trening z kettlebells i zaprowadził mnie na crossfit. Tak bardzo się wkręciłam, że zaczęłam jeździć na zawody. Gdy już zdobyłam doświadczenie w treningach i diecie, zrobiłam uprawnienia instruktorskie oraz ukończyłam różne kursy i szkolenia.

Jako mała dziewczynka, czułaś, że chcesz się wyrwać z mniejszej miejscowości?

To nigdy nie był mój najważniejszy cel i marzenie. Lubiłam moje Łapalice. Miałam jednak poczucie w środku, że to jeszcze nie koniec, że muszę iść dalej. Rozumiesz, taki niepokój w sercu. Chciałam zobaczyć świat, poznać ludzi, ale to nie była jakaś wielka presja. Jedynym marzeniem była praca w sporcie, co w Łapalicach nie było niestety możliwe. Pierwsze praktyki nabywałam w urzędzie miejskim. Tam nie było źle, ale czułam, że na urzędzie moja droga się nie skończy.

Anna

Fot. Piotr Żagiell

Podejrzewam, że twój duch chciał się z tego urzędu szybko wyrwać.

To nie była zła praca, ale siedzący tryb życia nie mógł mnie porwać na dłużej. Miło wspominam tamte czasy. Dużo się nauczyłam i te doświadczenia na pewno przydadzą się do końca życia. Załatwianie spraw w urzędach dla większości bywa frustrujące, ale nie dla mnie. Zawsze wiem, jak i gdzie szybko załatwić sprawę.

Czy w swoich najśmielszych marzeniach przypuszczałaś, że znajdziesz się na okładce magazynu „Women’s Health”?

Od zawsze kupuję tę gazetę. Gdy w Polsce nie było wydania dla kobiet kupowałam „Men’s Health”, bo mieli tam bardzo ciekawe artykuły. Nigdy w życiu nie pomyślałam nawet, że mogę być na jej okładce.

Co poczułaś, gdy zobaczyłaś siebie na okładce?

Dumę i radość w sercu. Poczułam, że moja ciężka praca idzie w dobrym kierunku. To obłęd, że mogę być dla kogoś przykładem. Kocham to, co robię i jestem zaszczycona, że moja osoba motywuje innych, że jestem wzorem. To dla mnie ogromne wyróżnienie.

Niedawno skończyłaś 30 lat.

Teraz mam 31.

Coś się zmieniło?

Nic, poza tym, że właśnie teraz jestem w szczycie formy. Wygrywam zawody z dużo młodszymi dziewczynami. Lubię mój wiek. Myślę, że trzydziestka jest owiana złą sławą. Gdybym mogła się zatrzymać w jakimś momencie swojego życia, to byłoby to właśnie teraz. Dopiero po trzydziestce zrobiłam swoją formę życia. Poza tym lubię moją obecną mentalność. Czuję się jak wino, im starsza, tym lepsza (śmiech).

Ciało w dobrej formie, a umysł w lepszej niż kiedykolwiek.

Dokładnie tak. Mam poukładane w głowie, a moje doświadczenia pozwalają mi żyć pełnią życia.

Jesteś aktualnie w związku?

Tak, od ponad 2 lat. W bardzo stabilnym i szczęśliwym związku. Mój partner to przede wszystkim mój przyjaciel, który bardzo mnie wspiera, a życie ze startującą zawodniczką i pracoholiczką nie jest łatwe (śmiech).

Twój partner również trenuje, prawda?

Tak. On ćwiczy równie ciężko, jak ja i nigdy nie odpuszcza! Motywujemy się nawzajem. Nasze randki często spędzamy na treningu, a potem idziemy zjeść coś pysznego. Chociaż mamy odmienne charaktery, bo on w przeciwieństwie do mnie jest bardzo opanowany, łączy nas pasja i wspólne plany na przyszłość. Marek jest dla mnie ogromnym wsparciem. Doceniam wszystko co dla mnie robi. Kiedy nie mam już sił, on zrobi zakupy, ugotuje posiłek, przykryje kocem. Doceniam takie małe rzeczy.

Czy w związku dwóch sportowców nie pojawia się rywalizacja?

Jestem wojowniczką i rywalizacja wpisana jest w mój charakter. To właśnie Marek nauczył mnie zostawiać zbroję za drzwiami mieszania (śmiech). W naszym związku nie ma żadnej rywalizacji. Ja doceniam jego, a on mnie. Tworzymy team, jedno za drugim skoczy w ogień. Wiem, że życie ze mną nie jest lekkie. Gdy przygotowuję się do zawodów, jestem nieobecna myślami i bardzo zmęczona. Mimo wszystko on cały czas stoi obok i podnosi mnie, gdy się potknę.

Jak myślisz, czy związek pomiędzy sportowcem a osobą nieuprawiającą sport jest możliwy do pogodzenia?

Myślę, że może być ciężko. Osoba, która nie trenuje musi mieć w sobie wiele zrozumienia do pasji sportowca. Treningi zajmują bardzo dużo czasu. Powiem szczerze, że większość moich randek z Markiem odbywa się na siłowni. Rozumiemy się w tej kwestii doskonale. Najpierw trening, później kino. Mamy wspólną pasję i to nas bardzo łączy.

Ciężko jest znaleźć wspólny czas?

Musimy się mocno nagimnastykować. Mamy takie prace, że wychodzimy skoro świt, a wracamy około 21. Pozostają nam głównie weekendy.

Kim byłabyś, gdybyś nie została trenerką?

Zawsze chciałam pójść do wojska. Pewnie byłby to jakiś oddział specjalny (śmiech).

Jak prawdziwa „Badass Girl”. Taki masz nick na Instagramie.

No cóż, hardcore’owa ze mnie dziewczyna, lubię ryzykować i próbować nowych rzeczy, a to, co robię na treningach jest naprawdę hardcore’owe. Hardcore jest wpisany w całe moje życie.

Fot. Piotr Żagiell

Jesteś bardzo aktywna w mediach społecznościowych.

Tak. Wiem, że w dzisiejszych czasach jest to nieodłączna część mojego zawodu. Jeżeli chcę być rozpoznawalna, muszę istnieć w internecie. Niestety, jestem tak bardzo zapracowaną osobą, że nie mam tyle czasu, aby to jeszcze mocniej nakręcać. Instagram i Facebook traktuję bardzo dodatkowo. Poza tym najważniejsze i najprawdziwsze jest życie znad telefonu i komputera!

Czyli jeszcze na tym nie zarabiasz?

Zarabiam pośrednio. Dzięki mediom społecznościowym mam nowych klientów i kontrakty z firmami sportowymi. Bardzo szanuję to źródło komunikacji z moimi klientami.

Jakie masz plany na najbliższe 5 lat?

To bardzo ciężkie pytanie. Przez ostatni rok wydarzyło się tak wiele w moim życiu, że aż boję się, co przyniesie następny. Ten rok był dla mnie bardzo przełomowy. Zajęcie 3 miejsca w konkursie „Women’s Health”, wygrane zawody, nowe kontrakty. Tyle się wydarzyło. Nie wiem, co przyniesie mi kolejne 5 lat, ale wiem jedno – chcę nieustannie się rozwijać. Nie mogę stać w miejscu. Kocham pracę z moimi klientami, więc na pewno dalej będę ich trenować. Czy wystartuję w zawodach? Czas pokaże.

No dobrze, a co za 20 lat?

Chciałabym mieć swój własny biznes, związany ze sportem. Może będę właścicielką klubu fitness? Do tego spokojny dom za miastem. Dzisiaj mieszkam w centrum, ale myślę, że za kilkanaście lat będę przeprowadzać się na moją działkę. Najpierw muszę jednak zbudować dom. Zamieszkamy tam z moimi dziećmi i mężem…

Polecane:

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *