Anna Brudzińska – artystka przestrzeni

Niebo jest dla Anny Brudzińskiej przedmiotem fascynacji i niewyczerpanym źródłem twórczych inspiracji. W jej obrazach jawi się w rozmaitych odcieniach, które nadają mu raz łagodny, innym razem tajemniczy i nieokiełznany charakter. Anna Brudzińska opowiada o źródłach swojego zainteresowania niebem, rozwoju drogi twórczej i o sytuacji kobiet w środowisku artystycznym.

Spotykamy się w należącej do jej męża Galerii Sztuki Współczesnej Pionova w Gdańsku. Anna, będąc artystką, równolegle pełni w niej rolę kuratorki. Gdy przychodzę, razem z zapałem aranżują galeryjną przestrzeń malarstwem Anny. Wydobyte z magazynu obrazy na nowo ożywają, zachwycając barwami błękitu. Przyglądam się im z zainteresowaniem, bo tak bardzo odbiegają od tego, co udało mi się zobaczyć na zdjęciach, niedługo przed naszą rozmową.
– Spójrz na ten – w pewnym momencie artystka wskazuje obraz, w którym dominuje głęboki, intensywny odcień niebieskiego. – Namalowałam go po podróży do Grecji, zainspirowana niezwykłym kolorem tamtejszego nieba – wyznaje.

Co się dzieje, gdy Anna Brudzińska patrzy w niebo?

Czuję przede wszystkim zachwyt i zadziwienie. Łapię wtedy głęboki oddech, zachłystuję się nieskończonością przestrzeni, jej bezmiarem. Ten widok skłania mnie do kontemplacji, w wyniku czego otwiera się we mnie jakaś nowa przestrzeń. Jest to dla mnie bardzo intensywne przeżycie.
Anna Brudzińska

Przeżycie, które prowadzi do poznania siebie?

Tak, coś w tym jest. Totalność czystej natury i emanujący spokojem kolor niebieski pozwalają mi się wyciszyć, zyskać poczucie wewnętrznej wolności, nabrać dystansu do siebie i otaczającej mnie rzeczywistości. Uświadamiam sobie, kim jestem wobec dwóch bilionów widzialnych galaktyk… to wiedza na dzień dzisiejszy. A ile więcej ich jest?

To brzmi niemal jak doświadczenie mistyczne.

Już w religiach starożytnych niebo było tym miejscem, w którym mieszkało bóstwo. To chyba najbliższe człowiekowi wierzenie. Tak, dla mnie niebo również ma wymiar mistyczny i można powiedzieć, że jego kontemplacja jest jakiegoś rodzaju modlitwą. Ale kryje się za nim jeszcze wiele innych znaczeń: nieskończoność, bezgraniczność, ale też pojęcia astronomiczne oraz zjawiska atmosferyczne.

Skąd u Pani fascynacja niebem?

Sięga czasów dzieciństwa. Już wtedy bardzo lubiłam obserwować niebo i przepływające chmury. Jednak z tamtego okresu szczególnie silnie utkwiła mi w pamięci zabawa w „sekrety” – wykopywało się dołek, do którego wkładało się znalezione gdzieś kwiatki, łodyżki czy sreberka, a następnie przykrywało się je kawałkiem szkiełka i zasypywało boki. Dzisiaj myślę, że to były moje pierwsze obrazy, już oprawione (śmiech).
Najbardziej lubiłam zbierać niebieskie szkiełka – niby talizmany, które nosiłam ze sobą w kieszeni i przynosiłam do domu. To trwało dosyć długo, bo aż do czasu studiów na Wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wybrałam tę uczelnię ze względu na kierunek – Szkło Artystyczne.

Nieprzypadkowo.

Tak, myślę, że to była kontynuacja mojej dziecięcej fascynacji – zbierania szkiełek, obserwowania witraży, przez które przebijało się światło słoneczne. To od zawsze bardzo silnie oddziaływało na moją wyobraźnię. Po dwóch latach studiowania szkła stwierdziłam jednak, że jest ono tylko materiałem i nie chcę mu poświęcać aż pięciu lat. Ważniejsza była dla mnie nauka konstruowania przestrzeni, a to, jaki wykorzystam do tego surowiec, stało się dla mnie sprawą drugorzędną. Z tego powodu przeniosłam się na rzeźbę, choć równolegle towarzyszyło mi malarstwo.

Wielokrotnie powtarzała Pani, że sztuka jest dla Pani sposobem na dotknięcie nieba. Jednym z Pani pierwszych gestów artystycznych, mających na celu doświadczenie niebiańskości, był Blue Box.

Blue Box, czyli niebieskie pudełko, to pomysł, który wciąż jest dla mnie ważny, mimo że zrealizowałam go jeszcze podczas studiów we Wrocławiu. Profesor z rzeźby oddał mi jedną z pracowni, którą w całości – wraz z oknami, drzwiami, framugami – pomalowałam na intensywny kolor niebieski. Było to działanie totalne, całkowicie zawłaszczające przestrzeń w oku – wszystkie osoby, które tam przychodziły, czuły się zanurzone w błękicie, jakby przeniesione do innego wymiaru.

W tej realizacji połączyły się Pani dwie drogi artystyczne – malarstwo i rzeźba.

To prawda. Blue Box pokazuje płynność granicy tych dwóch form sztuki. Można by się zastanawiać, czy jest to instalacja malarska, czy raczej przestrzenna, rzeźbiarska. Sam kolor niebieski ma zresztą charakter przestrzenny – jest dla mnie wyrazem przestrzennych poszukiwań. Ives Klein – francuski artysta, do którego twórczości odwołuję się w swojej pracy, zafascynowany kolorem niebieskim, mówił, iż „błękit jest niewidzialnym, które staje się widzialnym… Niebieski nie ma wymiaru”. Klein pisał o ultramarynie, natomiast ja w realizacjach przestrzennych używam „błękitu nieba”… Te dwa odcienie oddziałują w podobny sposób, co dało wyraz w działaniu Blue Boxu. Z tego względu definiuję siebie nie jako malarkę czy rzeźbiarkę, a jako artystkę przestrzeni.

Fascynuje Panią niebo, ale też to, co pomiędzy nim a Ziemią. Próbą połączenia tych dwóch sfer są „Niebieskie drzewa”.

Tak, są to pojedyncze drzewa, gałęzie czy też instalacje rzeźbiarskie złożone z konarów drzew, malowanych lub pokrywanych suchym pigmentem na jednolity niebieski kolor. Przepiękne, linearne, ale antropomorficzne formy drzew są też dla mnie bardzo ciekawe rzeźbiarsko. Drzewa mają również swoje symboliczne znaczenie: ich korzenie tkwią w ziemi, koroną sięgają nieba… Kolor niebieski je „odrealnia” – stają się drzewami niebiańskimi.
Od 1999 r. prezentuję „Niebieskie drzewa” w różnych galeriach w Polsce, ale też w przestrzeniach publicznych, takich jak Port Lotniczy czy ulica Mariacka w Gdańsku. Na stałe znalazły swoje miejsce przed Galerią Pionova i stały się niejako wizytówką Gdańska – są na okładce książki Moniki Richardson i Lidii Popiel „Polki na Bursztynowym Szlaku”, promującej Gdańsk.

Co jest dla Pani źródłem twórczych idei?

Jeśli chodzi o malarstwo, to na przykład obserwacja zdjęć Ziemi z poziomu satelit czy promów kosmicznych wpłynęła na powstanie cyklu obrazów „Pomiędzy” („Esencje Natury”). Jednak czasem wystarczy niewielka rzecz: fragment wiersza, zdanie w książce czy zestawienie kolorów w czyimś ubiorze, by w mojej głowie zrodził się pomysł na obraz lub rzeźbę.

Niekończącym się źródłem inspiracji jest też samo niebo, które przecież wygląda inaczej w różnych miejscach…
…i o różnych porach. Szczególnie mocno zauważam to przy okazji podróży, podczas których zawsze obserwuję niebo i robię zdjęcia, a następnie porównuję je ze sobą. Szukam na nich kolorów, światła.

Pani obrazy doskonale ukazują różnorodność odcieni nieba.

Kolor niebieski jest najbardziej bogatym i zróżnicowanym kolorem, bo skrywa w sobie wiele odcieni od głębokiego fioletu aż po zieleń. Trudno to jednak uchwycić na zdjęciach. Ani cyfrowa, ani analogowa fotografia nie oddaje tylu prawdziwych kolorów jak farby. Dlatego cieszę się, jeśli ktoś może zobaczyć moje obrazy na żywo.

Zdarza się Pani patrzeć na swoją twórczość jak na uzewnętrznienie kobiecości i kobiecej wrażliwości?

Na pewno filtruję moje obrazy przez kobiecą duszę, choć trudno mi powiedzieć, czy mają one płeć. Wydaje mi się, że mężczyzna mógłby je namalować inaczej, bo w inny sposób odbiera kolory. Choć spotkałam się też z opinią kogoś, kto obejrzał moje obrazy, nie znając ich autora i stwierdził, że musiał nim być mężczyzna.

Z czego to mogło wynikać?

Moi odbiorcy często byli zdziwieni, że maluję duże formaty, tworzę instalacje przestrzenne, które wymagają siły i sprawności. Być może z tego powodu łatwiej sobie wyobrazić w roli ich autora mężczyznę.

W świecie artystycznym również panuje przekonanie, że rzeźba jest męską formą sztuki?

Tak, na kierunku rzeźby zawsze jest mniej kobiet niż mężczyzn. Choć, paradoksalnie, w Polsce najlepszymi rzeźbiarkami były kobiety: Katarzyna Kobro, znana na całym świecie Magdalena Abakanowicz czy Alina Szapocznikow. To one napisały nie tylko polską historię sztuki w dziedzinie rzeźby.

Kobiety zajmujące się szeroko pojętą kulturą skarżą się na to, że są postrzegane przez pryzmat swojej płci i przez to zwykle niedoceniane. Czy zauważa Pani tę tendencję w świecie sztuki?

Pamiętam, że w czasie mojej edukacji krążył pogląd, że nie warto zwracać uwagi na twórczość studentek, bo one ostatecznie i tak wylądują w kuchni. Odbierałam te opinie jako niesprawiedliwe, choć sama nigdy osobiście nie doświadczyłam marginalizacji ze względu na płeć. Miałam szczęście trafić na otwartych, dających mi wiele twórczej swobody profesorów, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

Jednym z Pani najważniejszych dzieł jest koncepcja artystyczna pt. „Własny kawałek nieba”. Czym on jest dla Pani?

Ma wiele znaczeń, które nieustannie się dla mnie zmieniają. W sensie artystycznym jest to coś, co odbieram z realnego nieba i co następnie przechodzi przeze mnie i moją przestrzeń, którą oddaję w obrazach i rzeźbach. To pojęcie „własnego kawałka nieba” ciągle ewoluuje, począwszy od przestrzeni zamkniętej w dziecięcych „sekretach” i w tajemniczej, świetlnej materii szkła, która uwiodła mnie w sztukę. Następnym etapem była i jest przestrzeń kreowana w malarstwie, rzeźbie, instalacjach. A poprzez używanie koloru niebieskiego nastąpiło poszerzenie jej, otwarcie na dalszy „wymiar” czy „bezwymiar”… Odbierając tę metafizyczną aurę (oraz kontemplując niebo), pojawiło się u mnie otwarcie ku innej przestrzeni – przestrzeni wewnętrznej – duchowej, której eksplorowanie to zaskakująca dla mnie samej, mistyczna przygoda.… Myślę, że dlatego mogę siebie nazwać artystką przestrzeni.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *