Żelazne damy polityki

Opinia publiczna postrzega je jako silne i niezależne. Szybciej, niż mogłyby się spodziewać, stają się ikonami i mocnym głosem pokolenia. Są pewne, że ich siła tkwi w empatii, dzięki której potrafią zrozumieć więcej i widzieć dalej. Zdeterminowane, by uczynić świat na podobieństwo swoich marzeń. Pewne ideałów, waleczne i dzielne, nawet do ostatniej kropli politycznej krwi.

Piękna i wykształcona. Z perfekcyjnym makijażem, w garniturze skrojonym na miarę. Twarda jak stal i chłodna, niczym lód. Z uśmiechem, który znika, gdy tylko zgasną światła kamer. Nasze wyobrażenie o kobiecym obliczu polityki przez całe lata kształtowały popularne filmy i seriale zza Oceanu. Media ugruntowały wizerunek cyborga, który rozpychając się łokciami, krok po kroku niszczy męski świat… stając na jego czele.

Małgośka z żelaza

Czego pragną kobiety? Szczęścia, władzy i wielkich pieniędzy? Dlaczego uciekają od narzuconych przez stereotypy ról – matki, żony i kochanki? Tylko po to, by przez ułamek sekundy dany od losu, poczuć sprawczość i mieć świat u swych stóp?

Hillary Clinton, Margaret Thatcher czy Claire Underwood z serialu „House of Cards” na stałe wpisały się w naszą świadomość, tworząc momentami doskonały obraz polityki, w której niezłomność przeplata się z odrobiną sprytu i szczęścia.

Są pewne, że do miejsca, w którym się znalazły, zaprowadziło je poczucie służby. Nigdy nie myślały, że polityka to wyłącznie twarda gra ludzi, którzy bez skrupułów walczą o władzę. Zapach cygar, mocne rozgrywki i czasem niewybredne żarty to ich codzienność, którą traktują jako pracę.
– Panie są bardzo aktywne w sferze publicznej. W partii „Razem”, do której należę, kwestie kobiece są bardzo eksponowane. Kandydując do różnych struktur zawsze mamy ustawione parytety i wydaje mi się, że bywa więcej chętnych kobiet, niż mężczyzn – tłumaczy Aleksandra Hołubowicz.
To nie mit Margaret Thatcher przyciąga kobiety jak magnes. Najwięcej zależy od poglądów politycznych i wychowania. Żelazna Małgośka była przecież mężczyzną w spódnicy.

– Jestem daleka od podziałów na damski i męski świat w polityce. Tak się jednak dzieje, że jesteśmy nieco inaczej wychowywane, przygotowane do ról typowo opiekuńczych i pożytecznych społecznie, co z pewnością ma dobre strony – dodaje pani Aleksandra.

Walka o ogień

To pozwala, aby panie były bliżej codziennych realiów i prozy życia, która zaczyna się na zarządzaniu domowym budżetem, a kończy na decyzjach o kapitalnym remoncie mieszkania. Z opinii socjologów wynika, że mężczyźni walkę mają we krwi. Przerzucając się argumentami, czy bijąc na dokonania, dbają o prymat, niezależnie od środowiska, w jakim się to dzieje.

Kolejne badania udowadniają, że kobiety od zarania dziejów zostały przyuczone do silnego odczuwania empatii i potrzeby znalezienia kompromisu. Dalekie są od „walk kogutów”. Jednocześnie potrzeba rywalizacji i chęć kariery powoduje, że panie doskonale wtapiają się w ten męski świat, w pewien sposób łagodząc obyczaje i tonując szereg zachowań.

Współdziałanie, kooperacja, brak parcia i pchania się za wszelką cenę to widoczne na pierwszy rzut oka atuty. Polityk w sukience i szpilkach koncentruje się na sprawach realnych, mniej pozwalając sobie na dryfowanie w polu imaginacji popartym ideologią.
– Pewne podziały i gorącą dyskusję spowodowała kwestia aborcji. Panowie podejmują decyzję odrobinę bez znajomości tematu. Kwestia moralna to jedna sprawa, natomiast druga dotyczy prawa, którego mamy obowiązek przestrzegać. Rozmowy nie powinny być oderwane od rzeczywistości, dlatego panie poruszyły społeczeństwo, organizując „wyjścia na ulicę” i przedstawiając swoje stanowisko wynikające z codziennej praktyki. Rozważania „kiedy filozoficznie zaczyna się życie” do niczego nie prowadzą. Jeśli chcemy się tytułować obrońcami życia, musimy wziąć pod uwagę jego jakość: dostęp do opieki zdrowotnej, do leków, warunki ekonomiczne. Zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci z niechcianych ciąż, przy braku funduszy na przykładowo kosztowne leczenie dzieci, którego wymagają. To bardzo wybiórcze podejście do kwestii życia. – podkreśla Aleksandra Hołubowicz.

Wszystko na serio

Są traktowane coraz bardziej poważnie. Nie tylko jako piękny dodatek, ale przede wszystkim równorzędny partner w dyskusji o sprawach najbardziej istotnych. Stoi za nimi doskonałe wykształcenie, rozległa wiedza, imponujące CV i światopogląd, który pozwala mieć nadzieję, że w swojej służbie bez kłopotu zdołają zrozumieć każdego. Polityka nie jest nową zabawką, wymysłem, który pragną mieć, aby dodać adrenaliny swojej codzienności między zupą a odkurzaczem.
Pracę wykonują na serio. Każdym kawałkiem ciała i umysłu angażują się w powierzone zadania, mając poczucie odpowiedzialności, za to, co im powierzono. Zdarza się, co pokazują międzynarodowe afery, że właśnie to ciało staje się kością niezgody, punktem zapalnym, który w ułamku sekundy zmienia bieg historii. Brane pod lupę nie boją się, że świat pozna ich tajemnice. Chętniej niż panowie potrafią zmierzyć się publicznie ze swoimi wyborami. Bez trudu przyznają się do orientacji seksualnej i mówią o swoich relacjach w związkach, jak kandydatka na prezydenta jednego z większych miast, która nawet pod obstrzałem nie widziała problemu w swojej poliamoryczności.

Szkoła życia

Panie zajmujące się polityką zupełnie inaczej postrzegają to, co je otacza. Piastując stanowiska i obejmując najpoważniejsze urzędy, czują się jak gospodynie tego miejsca. Cechy im przypisane naturalnie adaptują do sfery zarządzania. Opiekuńczość, matkowanie, troska o rozwój, aby wszystko było komplementarne – zupełnie inne, niż twarde, męskie, dotąd narzucane oblicze.

– Nigdy nie miałam poczucia, że mężczyźni nie liczą się z moim zdaniem – wspomina Elżbieta Rogala-Kończak, piastująca przez 3 kadencje urząd burmistrza Rumi. – Musiałam się nauczyć odporności. Sprawić, aby mimo tego, co mam w sercu, moja skóra zawsze była twarda. To jedyna zmiana, bo znajomi pytani o podsumowanie mojej pracy w urzędzie podkreślali, że władza nigdy mnie nie zmieniła – dodaje.
Twarda, ale nie bezwzględna. Z żelaza, ale jednak z sercem. Z pewnością niepokorna, która potrafi szybko i samodzielnie rozwiązywać problemy, znajdując optymalne rozwiązania. Takie są panie, które mamy okazję podziwiać, jak ze swadą dyskutują o sprawach największej wagi.

– Co jest najważniejsze? – zastanawia się pani Elżbieta. – Charyzma i upartość. Nie wyobrażałam sobie, że mogę odpuścić, poddać się. Nawet gdy trzeba było wejść na linę, to zagryzałam zęby i z impetem szłam do przodu. Ja nie przejdę, ja? Pytałam samą siebie. Te ograniczenia związane z kobiecością zawsze motywowały mnie do jeszcze większego wysiłku. Nie próbowałam niczego na siłę udowadniać, a jedynie przekonać, że powierzone zadania są w dobrych i kompetentnych rękach – podkreśla pani Burmistrz.

Jaki foch i hormony?

Gdy wojna na argumenty bywa trudna, panowie sięgają po stary i sprawdzony stereotyp. Orężem staje się osławiony damski foch, na którego naprawdę nie ma miejsca w polityce, co podkreślają zaangażowane panie. Emocje nie są dobrym doradcą, a świadomość powagi sytuacji i urzędu powoduje, że jeśli muszą tupnąć nogą i zapłakać z rozpaczy to tylko w domu. Stuprocentowy profesjonalizm w pracy jest dla nich ogromnie ważny. Burzę hormonów zostawiają na toaletce.
– Pracę zabierałam do domu. Zdarzały się bezsenne noce, podczas których usilnie szukałam rozwiązania. Jestem uparta, nie potrafiłam nigdy rezygnować. Zależało mi, aby nie zawieść zaufania, dlatego jestem przekonana, że polityki nie da się zostawić za drzwiami i jak gdyby nigdy nic siąść do obiadu – uważa Elżbieta Rogala – Kończak.

Dla kobiet w polityce istotną rolę odgrywa otoczenie. Życzliwi i kompetentni współpracownicy powodują, że każdego dnia bez trudu są w stanie góry przenosić. Dla dobra swojego miasta, dla kraju. W imię ideałów i marzeń o lepszym jutrze, które spowodowały, że postanowiły zrobić coś nie tylko dla siebie. Nie dla pieniędzy, splendoru, sławy i profitów. Tylko dlatego, że głęboko wierzą, że to, czego chciałyby dokonać, ma sens. Ich odwaga, prężność w działaniach i wrodzona delikatność powodują, że zdominowany przez mężczyzn świat polityki staje przed nimi otworem. Zaprasza, przekonany, że równowaga płci tworzy wspaniałe uzupełnienie i dodatkową parę oczu, jaka pozwala bacznie i z jeszcze większą uwagą patrzeć na kraj. Pod rękę, ale zawsze równym krokiem, niezależnie, czy po sejmowych korytarzach, czy miejskiej manifie walczą o to, co dla nich najważniejsze. Pewne tego, że każdy z nas ma w życiu coś do zrobienia. Im, gdy tylko otwierają oczy, przyświeca jasny i szczery cel.

Tekst: Dagmara Rybicka

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *