Z piły i okleiniarki korzysta z zamkniętymi oczami, więc nikogo nie dziwi, gdy na hali produkcyjnej pokazuje, że można szybciej i – co ważne – lepiej. O drewnie wie tak wiele, że czasem samodzielnie montuje u zdumionych klientów stworzone przez siebie kuchnie marzeń. Iza Wysocka zdradza jednak, że nie ma zamiaru stać się bohaterką w swoim domu, ponieważ chyba każda dziewczyna pragnie widzieć rycerza w partnerze. Dla niej męskie zajęcia są pasją, chyba że właśnie jest w pracy i docina kolejne elementy kuchni.
Nie wolałaś czesać lalek?
Od dziecka lubiłam męskie zajęcia. Lalki posiadałam, ale gdy miałam do wyboru składać szafki, zabawki przegrywały i lądowały na półce. Stolarstwem zajęłam się na poważnie dwa lata temu, wspierając tatę, który musiał się odrobinę „przebranżowić” z tapicerstwa na stolarstwo. Pierwsze zlecenie otrzymaliśmy od znajomych, którym zamarzyły się meble kuchenne. Słowo się rzekło, a stolarstwo wciągnęło bez reszty.
Odnalazłaś się przy maszynach?
Zaczęłam od zaglądania do hali produkcyjnej. Przystawałam to tu, to tam i okazywało się, że sporo potrafię. W początkach firmy wspierał nas mój partner Grzegorz, który po pół roku wrócił już spokojnie do swoich zajęć. Nagle okazało się, że przebranżowieni jak tata pracownicy mają średnie pojęcie o okleiniarce – wtedy do akcji wkroczyłam ja!
Kobieta, która żadnej pracy się nie boi?
Kobieta, która nieco więcej wiedziała. Pokazywałam, pomagałam i w końcu sama zaczęłam obsługiwać maszyny.
Nie ma żartów!
Jest mała przerwa z uwagi, że spodziewamy się dziecka. Aktualnie więcej czasu spędzam w biurze, projektując meble i jeżdżąc na pomiary. Na szczęście montaż też się czasem zdarza (śmiech).
Studia okazały się pomocne?
Zaskoczę Cię, ale jestem absolwentką Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Trudno okiełznać maszyny?
Praca w stolarni nie należy do lekkich. Płyty trochę ważą, szczególnie jeśli do obróbki trafiają większe elementy. Mam nieco trudniej niż mężczyźni, czasem bolą plecy, ale jakoś nigdy nie szukałam taryfy ulgowej. Od początku starałam się pokazać chłopakom, że automatyzacja jest sprzymierzeńcem, dzięki czemu wiele rzeczy można zrobić szybciej.
Stolarstwo wymaga szczególnej precyzji?
Każdy błąd, złe ustawienie piły czy innej maszyny powoduje niezgodność elementów, a w konsekwencji problem ze złożeniem i powieszeniem w trakcie montażu. Liczy się każdy milimetr i tak mnie to uwarunkowało, że na co dzień mam problem z większymi liczbami.
Jak to możliwe?
Wszystko automatycznie liczę w milimetrach i gdy mam dodać większą liczbę, robi się naprawdę duży problem!
Projektujesz i przygotowujesz kuchnie wyłącznie za pomocą programu komputerowego?
Teoretycznie tak, ale i tak wychodzą niuanse. W momencie, gdy robię pomiar, ustawiam szczegóły w programie, jednak będąc na miejscu okazuje się, że wychodzi inaczej. Są odchylenia, bo nikt nie buduje idealnie.
Ile czasu potrzebujesz, aby przygotować moją wymarzoną kuchnię?
Wszystko zależy od fantazji i rozmachu. Często sami klienci oczekują, że to ja zaproponuję, czego im trzeba. Mam pole do popisu i w przypadku małej kuchni potrzebuję od paru dni do miesiąca.
Jaki był Twój pierwszy zrobiony samodzielnie mebel?
Kiedyś tata robił dla jednego ze znajomych kuchnię. Został kawałek płyty, który trafiłby do śmietnika. Planowałam, że posprzątam halę, ale nie mogłam oderwać od tego kawałka drewna wzroku. Rozrysowałam kuchnię, samodzielnie ją wycięłam, okleiłam, poskręcałam, poskładałam i wyszło bardzo przyzwoicie. Nikt nie miał o tym pojęcia, bo był to czas, gdy miałam zakaz samodzielnych zabaw z piłą.
Nie boisz się maszyn, przy których moment nieuwagi może kosztować życie?
Bardziej niż piły boję się wiertarki – zdarzyło mi się przewiercić sobie palec, którego do tej pory nie czuję. Wierzę, że najważniejsze są rozwaga i skupienie, z nimi wszystko będzie w porządku.
Jakie narzędzia znajdę w twojej torebce?
Miarkę i coś do pisania (śmiech).
Widzisz kawałek drewna i masz wizję?
Przeważnie tak, chociaż zdarzają się dylematy. Doświadczenie, które mam, sprawia, że bardzo szybko jestem w stanie wyobrazić sobie efektowny finał.
Tak męska praca nie peszy znajomych?
Nie sądzę. Przyzwyczaili się, że zawsze dłubałam w bardziej męskich zadaniach i otaczałam się kolegami. Mnie cieszy proces tworzenia, lubię widzieć efekty mojej pracy.
To kto jest bohaterem w Waszym domu?
Wyłącznie Grzesiek. Ja podaję narzędzia i rady (śmiech).
Wyłapiesz każdy mankament?
Po paru latach od zamówienia naszej kuchni marzeń patrzę i jestem przerażona. Widzę każde niedociągnięcie i sama łapię się na tym, że gdy jestem u kogoś, natychmiast skupiam uwagę na tych szczegółach. Walczę, aby mimo wszystko robić to dyskretnie, ale to bardzo trudne.
Bywasz w popularnych meblarskich sieciówkach?
Zdarza się, ale zawsze ze świadomością, że czymś innym jest i będzie produkcja masowa. Liczy się ilość, a nie jakość – dlatego sieciówki pracują na drewnie o grubości 16 mm, a my na 18. Zawsze zamawiamy grubsze, lepsze elementy i dodatki.
Zdarzyło się, że osobiście u klienta skręcałaś meble?
Jak najbardziej. Zdziwienie bywa pozytywne – kiedyś po montażu kuchni dostałam kwiatek, który do tej pory ciepło wspominam. Tak, klienci patrzą inaczej, gdy przyjeżdża i rozmawia z nimi kobieta, przekonani, że jej rolą jest wyłącznie projektowanie. Dziewczyn, które realizują się na hali produkcyjnej, jest mało, ale mam pewność, że wszystkie są doskonałe. O damskiej precyzji od wieków krążą legendy.