Rzuciła pracę w korporacji, bo chciała podróżować. Została więc rezydentką biura podróży, łącząc tym samym hobby z życiem zawodowym. Ewa Serwicka, autorka bloga Daleko Niedaleko opowiada o swojej pasji, planach na przyszłość i miłości do Afryki.
Obywatelka świata?
To jest moim zdaniem dosyć podniosłe określenie, ale pewnie w jakiś sposób się w nie wpisuję, ponieważ nie tylko kocham podróże, ale też w tej chwili nie potrafię znaleźć dla siebie miejsca, w którym mogłabym się zatrzymać na dłużej. I choć paszport mam polski, to rzeczywiście czuję się obywatelką całego świata.
Kiedyś przyjdzie jednak taki moment, że będziesz musiała gdzieś osiąść na stałe. Zastanawiałaś się nad tym?
Myślę, że na emeryturze zamieszkam w Lizbonie. Trafiłam do tego miasta zupełnym przypadkiem ponad 10 lat temu. Byłam wtedy na studiach i starałam się z koleżanką o wyjazd do Hiszpanii w ramach programu Erasmus. Nie znałam jednak hiszpańskiego w wystarczającym stopniu, by zdać egzaminy, wybrałam więc najbliższy możliwy kraj – Portugalię. Tak trafiłam do Lizbony i zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia.
Teraz często podróżujesz ze względu na pracę – jesteś rezydentką biura podróży. W ten sposób udaje Ci się łączyć zawód z pasją.
Tak, to prawda, choć nie od zawsze tak było. Zanim zaczęłam pracować w turystyce, zajmowałam się Public Relations. Również to uwielbiałam, mogłam się dzięki temu rozwijać, ale nie podróżować, na tyle, na ile bym tego chciała i na ile pozwala mi praca z turystami. Dlatego zdecydowałam się to zmienić. Uważam, że trzymanie się kurczowo zajęcia, które nie daje satysfakcji i nie zaspokaja potrzeb nie jest dobre, ponieważ prowadzi do szybkiego wypalenia się.
To była trudna decyzja?
Na początku tak mi się wydawało, trochę się wahałam, lecz kiedy już ją podjęłam, nie miałam wątpliwości, że była słuszna. Pomimo że porzucając pracę nie miałam jeszcze perspektyw na kolejną. Myślę jednak, że kiedy człowiek zaczyna podążać za marzeniami, szczęście zaczyna mu dopomagać.
Zdarza Ci się podróżować niezawodowo?
Oczywiście, kiedy tylko się da.
Dokąd najczęściej?
Do miejsc, które są mi nieznane z pracy, ponieważ pracując w określonym kraju, jestem w stanie na tyle poznać jego kulturę, ludzi, zwyczaje, by w czasie wolnym móc się otworzyć na zupełnie nowe rejony. Interesuje mnie tak naprawdę cały świat. Pod względem doboru kierunków prywatnych podróży staram się zatem nie ograniczać.
Na Twoim blogu można znaleźć długą listę krajów, które udało Ci się odwiedzić. Liczysz je?
Robiłam to ze dwa, trzy lata temu, kiedy moja koleżanka chwaliła się ilością zwiedzonych państw. Nie pamiętam, ile ich wtedy było w moim przypadku, nie przywiązuję do tego zbyt dużej wagi. Natomiast w tym roku dostałam od innej znajomej zdrapkę na ścianę, z której można zdrapywać kraje, które się odwiedziło. I im bardziej się jej przyglądam, z tym większym przekonaniem stwierdzam, że jest ich jeszcze mało.
Co zostało do odkrycia?
W Europie w zasadzie tylko część krajów bałkańskich, natomiast w Ameryce udało mi się zobaczyć jedynie Stany Zjednoczone, Dominikanę i Kubę, w Azji i Afryce kilka państw. Wciąż czeka na mnie cała Ameryka Południowa i Australia.
Między innymi te miejsca znajdują się na długiej liście marzeń, jaką zamieściłaś na swoim blogu. Mnie szczególnie zainteresował punkt pierwszy: stanąć u bram piekieł w Turkmenistanie.
Brama piekieł to jest dziura, z której bucha płonący gaz ziemny. To skutek zapadnięcia się ziemi i podpalenia gazu przez geologów celem zapobieżenia rozprzestrzenianiu się metanu. Na zdjęciach wygląda niesamowicie, szczególnie w nocy. Chciałabym to zobaczyć na własne oczy.
Wątek piekła przewija się także w Twoich doświadczeniach z Kenii. Mam na myśli Wąwóz Marafa, nazywany Piekielną Kuchnią.
To miejsce znajduje się na północ od Mombasy. Udałam się tam, nie zdając sobie sprawy, że jest położone tak daleko, a prowadzą do niego bardzo złe, niewyasfaltowane drogi. Bałam się, że mogę złapać gumę, na szczęście udało się dotrzeć bez problemów. A sam wąwóz okazał się wart wysiłku – piękny, gorący. Turyści rzadko tam docierają, niewielu z nich wie o tym miejscu.
W pracy często zdarza Ci się zbaczać z utartych szlaków?
To zależy od turystów. Najczęściej zauważam, że większość z nich jest zainteresowana bardziej popularnymi atrakcjami. W Kenii, na przykład, chcą przede wszystkim przeżyć safari, a także zwiedzić Mombasę. Co nie znaczy, że nie staram się wspominać o mniej znanych miejscach.
Jesteś specjalistką od Kenii. W 2014 r. ukazał się Twój przewodnik po tym kraju.
Tak, choć zdaję sobie sprawę, że wiele jest jeszcze do poznania. Spędziłam tam co prawda w sumie prawie trzy lata, ale wciąż pozostaje sporo miejsc, które chciałabym odwiedzić. Uwielbiam ten kraj i kiedy wracałam do niego w zeszłym roku, czułam się tak, jakbym wracała do drugiego domu. To jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi, polecam je każdemu.
Przypomniało mi się pewne afrykańskie przysłowie “Można wyjechać z serca Afryki, ale nie da się wyrzucić Afryki z serca człowieka”. Zgodzisz się z nim?
To kwestia raczej indywidualna, znam osoby, które pojechały do Afryki i poczuły się rozczarowane. Jednak w moim przypadku na pewno się to powiedzenie sprawdza. Ten kontynent zapadł mi głęboko w sercu. Na pewno kiedyś tam jeszcze wrócę. Mam znajomych w Kenii, chciałabym ich odwiedzić. Poza tym zostało wiele, ciekawych krajów do zobaczenia.
Na przykład?
Etiopia, Namibia, Botswana, RPA, Zimbabwe, Madagaskar…długo mogłabym jeszcze wymieniać.
Podróżowanie masz chyba we krwi.
To prawda, od dziecka gdzieś wyjeżdżałam, czy to z rodziną czy w ramach szkolnych wycieczek. Moi rodzice zresztą zawsze bardzo mnie do tego zachęcali, powtarzali, że wszystko co zobaczę i czego doświadczę, to zostanie we mnie na zawsze, dlatego trzeba inwestować w doświadczenie, a nie pieniądze, które raz są, a innym razem ich nie ma. Tak udało im się we mnie zaszczepić bakcyla podróżowania, za co jestem im bardzo wdzięczna.