Zanim życie wręczy swoje najwspanialsze prezenty, niekiedy owija je starannie w największe przeciwności losu. Te trafiły pod dachy pocztą, mailem i na „callu” powodując, że w ułamku sekundy rozpadł się świat masowo zwalnianych pracowników. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zatrudnienie znajdziemy, ale dając sobie przyzwolenie na to, że może wyglądać odrobinę inaczej. Otwórzmy się na elastyczność i pewność, że miejsca pracy wrócą, bo pełen potrzeb rynek nie zniesie próżni – podkreśla Monika Paliwoda, prowadząca szkolenia rozwojowe i doradztwo zawodowe, założycielka hello-future.pl.
Dziś zwolnienie, a jutro początek katastrofy?
Najpierw spróbujmy ochłonąć, potem zabierzmy się za „jutro”, zwracając się w stronę posiadanych zasobów, czyli doświadczenia, wiedzy i dotychczasowych relacji. To zrozumiałe, że sytuacja w której tracimy pracę podkopuje pewność siebie i burzy spokój, a w takim momencie pierwsze myśli krążą wokół niedoborów.
Niedoborów w kompetencjach?
Nie zawsze. Zaczynamy panicznie myśleć o braku pieniędzy i pracy, więc najbliższa przyszłość jawi się w ciemnych barwach. Najważniejsze, by w chwili stresu nie skupiać się na stracie i zamartwianiu się, kiedy znów będę pracować – tylko dokonać analizy, która pozwoli nam spojrzeć na nowo na swój potencjał.
Ile potrzeba czasu, aby zapanować nad stresem?
Wszystko zależy od kondycji psychicznej i sytuacji finansowej, w jakiej się znajdujemy. Mimo wszystko chwila oddechu jest niezbędna i nawet jeśli nie mamy czasu na dłuższą regenerację to pierwsze dwa czy trzy dni powinny pozwolić się wyciszyć i uspokoić nerwy. Pozwólmy sobie na dystans i zrozumienie, z czego możemy skorzystać, przygotowując „ofertę” dla kolejnego pracodawcy.
Radzisz wrócić do podstaw?
W pewien sposób tak. Nie ma sensu chaotyczna wysyłka starego CV, w którym postawiliśmy na kompetencje, które teraz mogą okazać się mniej przydatne na rynku. Nic to nie da i prawdopodobne jest, że aplikacja zostanie pominięta w procesie rekrutacji. Pozbierajmy myśli, oceńmy umiejętności i podejdźmy do nowych oczekiwań elastycznie. To, że straciliśmy pracę, jest bezsprzecznie trudnością – firmy do których chcemy aplikować również borykają się z różnymi problemami, więc pokażmy przyszłemu pracodawcy, że jesteśmy w stanie pomóc mu w rozwiązaniu zadań, z którymi jego firma teraz się mierzy. Wykażmy umiejętności i wiedzę, która nam w tym pomoże.
Powinniśmy przyznać się do zwolnienia?
Tak, przyznałabym, co jest powodem spotkania i dlaczego szukam pracy. Jednak z punktu widzenia etyki biznesowej przekażmy tę informację bez wylewania żalu na poprzedniego pracodawcy. Potraktujmy tę wiadomość czysto informacyjnie.
Co robić, jeśli rekruter naciska na szczegóły?
Informujmy o zwolnieniu na skutek sytuacji, która się wydarzyła na świecie, jednak nie pokazujmy w tym żalu i złości. To, że uczciwie powiemy o naszej obecnej sytuacji, jest również informacją dla przyszłego pracodawcy: jestem gotowa do działania nawet od jutra. Gdy próbujemy kłamać, w dłuższej i pogłębionej rozmowie niespójność zostanie wychwycona, a to może mocno podważyć naszą wiarygodność.
Nie uwierzą w restrukturyzację?
Tak, gdy restrukturyzacja jest powodem zakończenia współpracy. W przypadku takich zwolnień radzę poprosić o list referencyjny, który najlepiej uwiarygodni powód rozstania. Pokaże, że nie wydarzyło się ono na skutek naszych błędów czy zaniedbań, a jedynie z przyczyn mniej zależnych od pracownika.
Koronawirus pozwolił wreszcie pracodawcom na czystki?
Może to mieć miejsce w przypadku firm, które bały się dotychczas decyzji o zmianach. Koronawirus mógł okazać się dla nich wytrychem i argumentem, z jakim trudno polemizować. Taka praktyka świadczy jednak niekorzystnie o modelu zarządzania firmą, bo gdy współpraca z danym pracownikiem przebiegała źle, gdy nie jesteśmy zadowoleni z efektów jego pracy, to korzystanie z wytrychu, jakim są hasłq: kryzys i wirus – jest fatalnym rozwiązaniem.
Skończyła się era pracownika, wracamy do „jak się nie podoba, to za bramą stoi dziesięciu”?
Aż tak się nie stanie. Faktycznie przez ostatnie lata rosła bańka rynku pracownika, szczególnie w obszarze IT. Obserwowałam w swojej pracy, jak ta sytuacja się wzmaga, gdy oczekiwania pracowników stawały się nierealne i niekiedy kuriozalne. Decyzje o zmianie pracy podejmowane z dnia na dzień powodowały ogromną rotację w firmach. Obecnie procesy rekrutacyjne potrwają dłużej – jest więcej kandydatów i firmy ostrożniej podchodzą do planowania wydatków. Wierzę, że nie wrócimy do czasów przeganiania pracowników, lecz pracodawcy będą zmuszeni skupić się na jakości pracy.
Czyli ludzie z doświadczeniem mogą spać spokojnie?
Doświadczenie, wiedza i wysoka jakość wykonywanych zadań będą w kręgu zainteresowania. Jeśli do tego dochodzi umiejętność pracy zespołowej i gotowość do rozwijania nowych umiejętności, to mamy duże szanse na powodzenie. Takie osoby znajdą pracę nawet w chwili pandemii. Podkreślam, że jakość będzie miała kluczowe znaczenie, bo lupa rekruterska zostanie bliżej przyłożona do kandydatów na przyszłych pracowników.
Nie zniechęci wiek ani sytuacja rodzinna?
Decyzje rekruterów są bardziej dojrzałe, na szczęście polskie firmy wyrastają z obaw przed zatrudnieniem kobiety, bo „może zajść w ciążę”, czy osób po 40. roku życia, bo „może mu się już nie chcieć”. Jesteśmy częścią globalnego rynku, przestała nas ograniczać geografia, a znajomość chociażby języka angielskiego, otwiera nam wrota do pracy na całym świecie.
Zwolnienie to dobry moment, aby się przekwalifikować?
Przekwalifikowanie jest zmianą, której musimy się spodziewać. Nie zawsze oznacza zupełnie inny zawód, ale nabudowanie nowych umiejętności na bazie tego, co już potrafimy. Nowe kompetencje pozwalają zmienić kierunek i zejść z utartego szlaku. Tego zacznie oczekiwać od nas rynek, bo tempo zmian związanych z rozwojem technologii pokazuje, że bez względu na branżę, zmiana dotyczy każdego. Musimy mentalnie zgodzić się na ciągłą naukę lub przekwalifikowanie. To bowiem kolejne etapy rozwoju zawodowego. Jeśli przestaniemy się uczyć, sytuacja na rynku nas zwyczajnie wyprzedzi. Cieszmy się, bo rozwój pozwala na większą satysfakcję z pracy, a podążanie za dynamiką zmian jest pasjonujące.
Skoro „świat jest w upadku”, na ile powinniśmy się wycenić?
Stawka powinna być oparta na naszym dotychczasowym doświadczeniu i wiedzy. Potraktujmy ją, jako złożenie oferty partnerowi biznesowemu – przestając myśleć, że rozmowa o pracę jest jednokierunkowa. Moja wiedza i moje doświadczenie mają swoją cenę – wysokość wynagrodzenia bazuje na kompleksowej wartości, jaką moja praca może dać firmie. Dostępne są raporty, które w podziale na województwa pokazują, jakie jest średnie wynagrodzenia w danej branży. Pamiętajmy, że rozmowa rekrutacyjna otwiera mininegocjacje, jeśli przyszły pracodawca będzie zainteresowany, ale uzna, że kwota przerasta jego budżet, zapyta, czy jesteśmy w stanie przystać na inne warunki. Powinniśmy być gotowi na taki scenariusz. Rozmowa o pieniądzach jest naturalna, nie bójmy się jej!
Brzmi super, ale czy pozbieramy się po twardym lądowaniu ze zwolnieniem w ręku?
Skupmy się na tym, co możemy zaoferować. Koncentracja na niedoborach i brakach poskutkuje błędnym kołem chronicznego stresu, w którym wszystko wydaje się niemożliwe. Jeśli czujemy, że nie damy rady, skorzystajmy z krótkiej współpracy z mentorem czy doradcą zawodowym. Pomogą spojrzeć na doświadczenie i umiejętności, redagując na nowo naszą sytuację na rynku pracy. Pracę znajdziemy, ale dając sobie przyzwolenie na to, że może ona wyglądać odrobinę inaczej. Z kryzysem mierzy się cały świat, więc otwórzmy się na elastyczność. Miejsca pracy wrócą, bo pełen potrzeb rynek nie zniesie próżni.
Zdjęcie grupowe, fot. Ewelina Nom