Do niedawna robienie na drutach kojarzyło się z pstrokatymi robótkami odkrywanymi na dnie szaf naszych babć. Prulla znalazła nowy sposób na wełnę, tworząc z niej rzeczy proste i nowoczesne. Dzięki Prulli dzierganie przeżywa renesans. Z Agnieszką Baaske, projektantką, artystką i właścicielką marki, rozmawia Wiktoria Bieżuńska.
Kiedy Prulla przestała być hobby, a zaczęła rozwijać się jako marka?
Na poważnie zaczęłam rozwijać markę latem 2013 roku w ramach Gdynia Design Days. Brałam wtedy udział w Projekt Market. Prulla znalazła się wśród wyselekcjonowanych wystawców i cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem, nie tylko jeśli chodzi o zakupy. Ludzie pytali o technologie, materiały, dziwili się, że ja, jako osoba w młodym wieku, robię coś, co się kojarzy z osobami starszymi i że można to podać w bardzo nowoczesny sposób. Wtedy uwierzyłam, że to ma sens i że Prulla ma rację bytu.
Jakie konkretnie produkty Prulli są obecnie dostępne?
W przypadku wełny są to czapki, kominy, szale, rękawiczki, swetry i narzuty. Z taśmy bawełnianej wykonuję pufy, dywany, kosze i bransoletki.
Z jakich materiałów powstają dzianiny?
Dzianiny powstają głównie z owczej wełny. Używam też mieszanek owczej wełny z alpaką, bywa też, że wykorzystuję materiały rzadziej spotykane, np. z renifera czy merynosa, które stanowią jakieś dziesięć procent kolekcji. Są bardziej kosmate i gryzą, popyt na te rzeczy jest mniejszy.
Jak możesz określi styl Prulli?
Przede wszystkim minimalizm. Uwielbiam proste sploty. Rzeczy Prulli są monochromatyczne, w naturalnych kolorach. Ważna dla mnie jest też użytkowość. Nie chcę, by były to wymyślne formy, które nadają się do noszenia przez pół sezonu. Moje rzeczy są neutralne, można je nosić przez wiele sezonów i stylizować na kilka sposobów.
Jak traktujesz to, co robisz? Jako rękodzieło, design czy może sztukę?
Mam różne fazy (śmiech). Kiedyś znalazłam takie słowa, że firma, którą prowadzimy czy twórczość, zaczyna żyć własnym życiem, jest osobnym bytem. Mam wrażenie, że Prulla jest kobietą, która ma różne twarze. Czuję, że przyjaźnię się z nią, że jesteśmy w relacji, że współpracuję ze swoją firmą. Dzięki temu, że Prulla jest żyjącym tworem, to też ewoluuje. Czasem myślę o niej jako o hobby – siedzę wieczorem, piję herbatkę i robię czapeczkę dla znajomej. A czasami mam wrażenie, że jestem w stanie dzięki niej zawojować świat. Moje rzeczy są w Tokio, będę miała tam wystawę. W takich chwilach myślę, że byłabym w stanie mocno rozbudować tę firmę.
Jest w Prulli element sztuki?
Zdecydowanie. Duże formy, swetry, ocierają się o rzeźbę. To samo w przypadku instalacji w przestrzeni publicznej, które wykonuję przy okazji różnych wydarzeń artystycznych. Prace te, jak na przykład gigantyczny hamak, który zrobiłam podczas tegorocznego Artloopa, żyją w tej przestrzeni, zmieniają się, stanowią wartość dodaną – a więc jest to sztuka. Zresztą, będąc absolwentką Akademii Sztuk Pięknych cały czas staram się przemycać element sztuki. Nawet w przypadku czapki – kiedy patrzę na nią, to widzę bardzo przemyślaną, skończoną formę, która świetnie leży. To jest design – rękodzieło w połączeniu z czymś wybitnym.
Skąd przyszedł pomysł na wykorzystanie taśmy bawełnianej?
Kiedyś na moje zajęcia znajoma przyniosła prześcieradło. Zaczęła je kroić i wiązać ze sobą paski materiału. Spodobało mi się. Nie pamiętam jak trafiłam na taśmę, chyba w jakiejś witrynie zobaczyłam wielkie szpule skrawków, odpadów z fabryk tekstylnych, które są świetnej jakości i dobrze zszyte. Robię z nich kosze oraz oczywiście pufy i dywany, w których najbardziej lubię przeskalowany splot.
W jakich wnętrzach najlepiej sprawdzają się te produkty?
Świetnie prezentują się w surowych wnętrzach, gdzie króluje drewno, naturalne materiały jak bawełna czy len, w białych, minimalistycznych przestrzeniach. Genialnie sprawdzają się w pokojach dziecięcych. Dzieci fajnie użytkują pufy, bawią się nimi. Ostatnio miałam zamówienie do pokoju chłopca, który fascynuje się astronomią. Chciał dywan, który przypominałby mu rozgwieżdżone niebo. Zrobiłam granatowy dywan z wplecionym przewodem ledowym. Światełka migają w nim jak gwiazdy.
Przejdźmy do warsztatów. Gdzie można Cię spotkać i czego można nauczyć się podczas twoich zajęć?
Stale współpracuję z Instytutem Kultury Miejskiej na ulicy Długiej w Gdańsku. Na zajęcia przychodzi już stała grupa odbiorców, ale za każdym razem mam ogromną grupę nowicjuszy, z której potem wyłaniają się kolejni stali bywalcy. Nauczyć można się w zasadzie wszystkiego z czym przychodzą uczestnicy. Każdy ma własne materiały i inspiracje, wydrukowane zdjęcia. Ja przynoszę swoje rzeczy, żeby zobaczyli co robię.
Gdzie prócz IKM bywa Prulla?
Jestem zapraszana na jednorazowe wydarzenia – festiwale artystyczne, np. Streetvawes, Artloop, Parkowanie. Oprócz tego biorę udział w targach. Bywam na Bakaliach, Mustache, Hush, by wymienić te największe. Za sprawą znajomej moje rzeczy trafiły do butiku prowadzonego przez Ayane Kaku – A small shop w Tokio. Moje rzeczy zostały tam bardzo dobrze przyjęte i w efekcie otrzymałam kolejną propozycję – tym razem wystawy moich prac w tokijskiej galerii sztuki Second Floor. To ma być pokaz form bardziej rzeźbiarskich, artystycznych. W październiku lecę więc do Tokio, aby wziąć udział w wernisażu.
W takim razie życzę Ci, żeby wystawa okazała się sukcesem.
Agnieszka Orlena Baaske (ur. 1980). Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Artystka i projektantka. Realizuje instalacje. Prowadzi autorskie warsztaty. Założycielka i właścicielka marki Prulla.