Jeżdżę po świecie nieprzerwanie od maja 2016 roku. To już nie jest podróż. To życie w drodze – mówi Maja Sontag, autorka bloga majubaju.pl i książki „Majubaju, czyli żyrafy wychodzą z szafy”, w której zrelacjonowała swoją półtoraroczną wyprawę dookoła świata.
Skąd pomysł, żeby opisać swoje podróże?
Lubię pisać. Jedni w drodze robią zdjęcia, kręcą filmy, zbierają pamiątki, a ja piszę. To porządkuje wspomnienia, układa je w głowie i robi miejsce na nowe. No i poza tym, zabezpiecza na wypadek standardowego „siadaj i opowiadaj” po powrocie. Podczas pierwszych egzotycznych podróży, kiedy udało mi się znaleźć jakąś kafejkę internetową, pisałam długie maile do rodziny, przyjaciół. To było w 2000 roku. Dziesięć lat później, gdy szykowałam się do wyprawy dookoła świata, przyjaciele stwierdzili, że tak dalej być nie może. Postawili mi blog, który nazwałam „Majubaju” – i tak to hulało przez jakiś czas. Teraz łatwiej mi relacjonować moje podróże na Facebooku. A tak właściwie to wszystko zaczęło się od widokówek zapisanych maczkiem – tak drobnym, że moi znajomi potrzebowali lupy, żeby je odczytać. Wiesz, to nie kończyło się na „pozdrawiam skądś tam, Maja”. Ja na jednej pocztówce opisywałam wszystkie swoje przygody. Moi rodzice trzymają je do dzisiaj jako dowód początków mojej twórczości.
Twoje podróżnicze relacje pozwalają zobaczyć, jak wiele masz już za sobą. Początkowo planowałam zadać Ci pytanie, gdzie już byłaś, ale doszłam do wniosku, że szybko byśmy naszej rozmowy nie skończyły, a Tobie się spieszy w kolejną podróż. Powinnam może zatem zapytać, gdzie jeszcze nie byłaś?
Jestem chyba akurat na półmetku. Byłam w jakichś stu krajach, a jest ich dwieście parę. Ale nie o to chodzi, żeby „odfajkować” kolejne miejsca. Zauważyłam, że im więcej podróżuję, tym wolniej to robię, bardziej gruntownie, by poczuć i zrozumieć, poznać ludzi, zbudować trwalsze relacje. Teraz wiem, że całego świata nie zobaczę w tym moim żółwim tempie. Ostatnio spędziłam trzy miesiące w Maroku, dwa w Algierii. Życia by mi zabrakło, gdybym miała w każdym kraju pobyć tak długo. Zwłaszcza że bardzo chętnie bym wróciła do tych miejsc, w których już byłam. Wydaje mi się, że ten drugi raz jest zawsze ciekawszy, bo wtedy ma się już zwiedzone wszystkie turystyczne atrakcje i można zboczyć z utartego szlaku, zobaczyć coś bardziej autentycznego.
W podróży nauczyłaś się podróżować?
Ostatnio wzięłam do ręki moją pierwszą książkę o samotnej wyprawie dookoła świata, która była takim backpackerskim podróżowaniem „na hura”, byle do przodu, za wszystkimi. Łatwo i przyjemnie. Tak każdy zaczyna. Ja jestem już na etapie „trudno i fantastycznie”. Sama na motocyklu, szutrami przez góry i lasy. Do wszystkiego się dojrzewa. Bardzo lubię ten proces, który odbyłam od podróżowania ze strachem, spania w hostelach i trzymania się towarzystwa zachodniaków, aż po moment, kiedy zaczęłam czuć się lepiej otoczona tubylcami, pośrodku niczego, z dala od tłumów i atrakcji. Widzę też, w jakim zastraszającym tempie postępuje globalizacja, świat się homogenizuje. Zrozumiałam, że to są ostatnie chwile, żeby coś autentycznego jeszcze zobaczyć. Ścigam się trochę z czasem, trochę z turystami, aby dotrzeć do miejsc, których folklor i kultura mogą już niedługo zniknąć.
Stronisz od turystycznych atrakcji?
Omijam je szerokim łukiem. Te miejsca, choć cały czas są wyjątkowe, straciły swój czar, magię, obrosły w turystyczną infrastrukturę, stały się maszynkami do zarabiania pieniędzy. Można ich doświadczać w jedyny słuszny i zaplanowany sposób – podążając z biletem w ręku za resztą, odmachując się od naganiaczy, tracąc energię na negocjację ceny za kibel. Nie spotka cię tu przygoda, nic cię nie zaskoczy (może tylko ceny), wszystko będzie jak na milionie zdjęć, które i tak już wcześniej widziałeś. Moim zdaniem naprawdę lepiej już zobaczyć sobie w telewizji jakiś dokument o Angkor Wat, niż przedzierać się tam przez masę turystów.
Ja staram się podróżować tak, jak się kiedyś podróżowało i jak, moim zdaniem, powinno się podróżować – z ciekawością i otwartością na nowe i inne, z poszanowaniem tego, co się spotyka i kogo się spotyka, nie zmieniając niczego, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów poza uśmiechem, serdecznością czy widokówką z Polski.
Kiedy umawiałyśmy się na rozmowę, wspomniałaś, że wybierasz się w kolejną podróż. Dokąd ruszasz?
W listopadzie, po rocznej trasie z Maroka przez Saharę, Włochy, Turcję i Iran, dotarłam do Gruzji. Tam zastała mnie zima. Zostawiłam więc swój motocykl i poleciałam do Indii i na Sri Lankę. Teraz wracam, żeby kontynuować podróż na wschód, przez Azerbejdżan, Turkmenistan, Kirgistan, Tadżykistan aż do Mongolii.
Jak złapałaś motocyklowego bakcyla?
Nigdy nie miałam motocyklowej zajawki i do tej pory nie uważam się za motocyklistkę, mimo przejechanych dziesiątek tysięcy kilometrów. W pewnym momencie mojego podróżowania busami zrozumiałam, że najciekawsze miejsca mijam po drodze, oglądając je przez okno autobusu. Punkty startowy i docelowy były zwykle głośnymi, chaotycznymi, brzydkimi miastami. Prawdziwe życie było gdzieś tam we wioskach, mieścinach, na wzgórzach, polach.
Na początku wypożyczałam lub kupowałam motory, robiłam nimi pętle, więc ostatecznie lądowałam tam, skąd wyjechałam, żeby motocykl oddać lub sprzedać. To nie było to, ja wolałam jechać przed siebie, przez świat, bez konieczności przymusowego zatrzymywania się lub zawracania. Dlatego ostatecznie kupiłam sobie motor i teraz jeżdżę już na swoim. To mi daje prawdziwą wolność i możliwość dotarcia do miejsc, do których nikomu nie jest po drodze.
Motocykl zmienił Twój sposób podróżowania, ale sprawił też, że stałaś się sławna.
Przykuwam uwagę – to na pewno. Do sławy jeszcze daleko, ale popularność niespecjalnie mnie interesuje. Czasem wykorzystuję ją do jakiegoś celu. Tak jak teraz w Indiach. Kontakty i spotkania z lokalnymi motocyklistkami i motocyklistami przyniosły zainteresowanie mediów. Wywiady, zdjęcia, flesze. Brnęłam w to, bo podczas tych rozmów, bardzo mądrych zresztą, stawiano mnie za wzór kobiecej niezależności. W Indiach, gdzie sytuacja kobiet jest trudna, okazało się to bardzo potrzebne. Później docierały do mnie głosy, że ktoś to przeczytał i postanowił wyruszyć w podróż tak jak ja. Może nie dookoła świata, ale do Bombaju.
A Ciebie co zainspirowało do podróży dookoła świata?
Facebook regularnie przypomina mi taki moment w moim życiu, kiedy zamarzyłam sobie być wszędzie. Zwiedzić cały świat. Dwa dni po tym wpisie umieściłam kolejny post. Krótki: „zbieram na gap year”. Bo marzeniom trzeba pomóc. Od słów do czynów. Zaoszczędziłam, pojechałam i starałam się jak najdłużej przeżyć z tego, co mam. Później wróciłam na cztery lata do pracy. Zaczęłam na nowo odkładać, jak poprzednio, i trzy lata temu znowu wyruszyłam.
Jak zmienia się życie po powrocie?
Nabiera się zdrowego podejścia. Jest się poza kapitalistycznym systemem. Nie, żebym z tym walczyła – to dzieje się naturalnie. Moje problemy sprowadzają się do podstawowych potrzeb, żeby mieć gdzie spać, co jeść, co na siebie włożyć, kupić mydło. Kiedy po półtora roku wróciłam do pustego mieszkania, nie mogłam znaleźć w sobie motywacji, żeby zacząć rozpakowywać kartony pełne rzeczy, które nie były mi potrzebne – mogłam przecież żyć bez nich przez ostatnie 18 miesięcy. Dla mnie powroty do Polski są zawsze trudne, bo nie nadążam za rytmem życia tutaj. Przyjeżdżam do Warszawy i nie mam czasu na nic. Tutaj się ciągle gdzieś spieszy, za czymś biega. Za swoim ogonem najczęściej.
Żyjesz między skrajnościami, ale chyba dzięki temu udaje Ci się zachowywać życiowy balans.
Widzę to w podróży. W Indiach spotkałam się z ambasadorem Polski. Wieczorem elegancka kolacja, a następnego dnia spanie w bida domku, ale z serdecznymi ludźmi. To, że możemy tak przeskakiwać ze skrajności w skrajność, jest szalenie ciekawe. To ogromny przywilej i szczęście. Szerokie spektrum obserwacji.
Przeczytaj co oznacza sennik włosy.