Freediving to coraz bardziej popularna dyscyplina sportowa, która polega na nurkowaniu na jednym wdechu. Agacie Bogusz udało się w październiku 2019 r. zejść w ten sposób na głębokość 101 m, czym pobiła rekord Polski. Najsłynniejsza polska freediverka, wielokrotna rekordzistka kraju i założycielka szkoły freedivingu Bluego opowiada o tym, co dzieje się głęboko pod wodą i jak wpływa to na zwykłe, codzienne życie.
Jakie to uczucie – znaleźć się na jednym wdechu 101 metrów pod wodą?
Takie samo jak na mniejszej głębokości. Dzięki temu, że nauczyłam się dobrze relaksować w trakcie nurkowania, przestałam odczuwać różnicę między 100, 70 czy 40 metrami. Mam wrażenie, że najwięcej przeżyć i wyzwań dostarczały mi moje pierwsze nurkowania, te do 50 metrów. Wtedy najbardziej odczuwałam ciśnienie wody.
Czym podczas nurkowania staje się dla Pani woda? Wrogiem czy sprzymierzeńcem?
Podczas nurkowania między mną a wodą wytwarza się relacja, w której to woda dyktuje warunki. Nie mogę wejść do morza, powiedzieć, że teraz ja tu rządzę i zaraz zanurkuję na głębokość 100 metrów. Taka zasada panuje zresztą nie tylko we freedivingu. Jesteśmy przecież jednostkami społecznymi, więc gdziekolwiek się nie znajdziemy, musimy stworzyć relację z otoczeniem. Swobodne nurkowanie mnie tego nauczyło i teraz często wykorzystuję to doświadczenie w pracy coachingowej.
Na czym koncentruje się Pani podczas nurkowania?
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że nurkowanie nie jest wcale tak romantyczne, jak pokazuje to choćby film Wielki Błękit. Mam w głowie listę kontrolną wszystkich kroków do zrobienia: od relaksacji przed startem, przez ostatni wdech, po zanurzenie, zmianę pozycji, techniki wyrównywania ciśnienia, ułożenia ciała czy ustawienia głowy. Muszę być wtedy maksymalnie skupiona na poprawnym technicznie wykonaniu wszystkich tych czynności, bo błąd albo pominięcie którejś z nich może mnie kosztować zdrowie lub konieczność wcześniejszego powrotu na powierzchnię. Cały czas monitoruję przy tym mój stan fizyczny.
Ciało się nie buntuje?
Zauważyłam, że gdy jestem dobrze przygotowana, nie boję się głębokości. Również ciało stawia mniejszy opór, gdy wiem, że to co robię, leży w granicach moich możliwości. Inaczej byłoby w przypadku, gdybym działała wbrew niemu – na przykład starając się uczynić zbyt szybki postęp, nie będąc przy tym mentalnie gotową na głębokie zejście. W takiej sytuacji ciało poprzez silne napięcie zamanifestuje lęk i stres. W efekcie może się to zakończyć nieudaną próbą nurkowania, w gorszym przypadku – urazem.
Dlatego przygotowując się do rekordu, dążyłam do osiągnięcia stanu, w którym głowa i ciało nie działają przeciw sobie, a znajdują się w relacji wzajemnego zaufania. Zależało mi na tym, aby mój umysł podejmował mądre decyzje z dbałością o organizm i świadomością, że jest on gotowy dać z siebie wszystko.
Dlaczego wystawia się Pani na tak ekstremalne warunki?
Jedna z odpowiedzi na to pytanie brzmi: dlatego, że można (śmiech). Od samego początku mojej przygody w freedivingiem nie miałam poczucia, że ten sport mi szkodzi i jest ponad moje możliwości. W łatwy sposób przesuwałam kolejne granice i wciąż było stać mnie na więcej. Wiedziałam, że jestem w tym naprawdę dobra. To było dla mnie fascynujące.
Ma Pani poczucie, że we freedivingu nie ma już dla Pani granic i każda głębokość jest do osiągnięcia?
Myślę, że to niemożliwe, choć jednocześnie wydaje mi się, że rekord świata jest w moim zasięgu. Póki co nie mam jednak potrzeby dążenia w tę stronę. Zrealizowałam już swoje największe marzenie – po 10 latach od rozpoczęcia przygody z freedivingiem przekroczyłam głębokość 100 metrów. Traktuję to jako ukoronowanie mojej zawodniczej kariery.
Ostatecznie żegna się Pani z freedivingiem?
Niezupełnie. Obecnie wykorzystuję elementy freedivingu do pracy psychologiczno-terapeutycznej i rozwojowej. Tym będę również zajmowała się w najbliższej przyszłości, zarówno od strony praktycznej, jak i teoretycznej. W pracy dyplomowej badałam wpływ freedivingu na kondycję psychiczną zawodników oraz umiejętność regulowania emocji. Ponieważ uzyskałam bardzo dobre wyniki – potwierdzające moją tezę, mam zamiar kontynuować badania.
Gdy była Pani mała, nie mogła jeszcze marzyć, że zajmie się w przyszłości freedivingiem, bo niewiele się o nim wtedy mówiło. Kim chciała zatem zostać kilkuletnia Agata?
Pamiętam okres we wczesnej podstawówce, kiedy udawałam, że jestem syreną. Można zatem powiedzieć, że marzenie o byciu freediverką, choć niezdefiniowane w taki sposób, pojawiło się już w dzieciństwie. Później fascynowałam się przygodami Tomka Wilmowskiego, bohatera książek Alfreda Szklarskiego. Bardzo chciałam, tak jak on, zostać podróżniczką, spotkać Indian i eksplorować cały świat. Zakorzeniło się to we mnie na tyle mocno, że wylądowałam na studiach geograficznych. Dla nich zrezygnowałam nawet z psychologii. Co ciekawe, ostatecznie wszystkie te marzenia udało mi się zrealizować. Mieszkałam przez 2 lata w Azji. Ukończyłam psychologię. Wreszcie – zostałam syreną.
Dzisiaj jest Pani wielokrotną rekordzistką Polski. Komu zawdzięcza Pani swój sukces?
Ta lista jest długa. Myślę, że miałam wyjątkowe szczęście spotkać na swojej drodze wiele osób, które mnie wspierały i popychały w kierunku freedivingu. Przede wszystkim są to moi rodzice, którzy nie tylko pozwolili mi na uprawianie “dziwnego” sportu, ale wręcz motywowali do jego trenowania. Natomiast ze świata nurkowego ważną osobą była dla mnie Ela Benducka – mój pierwszy instruktor nurkowy. Zaimponowała mi, bo była niezależną kobietą i cieszyła się dużym szacunkiem w środowisku. Zaszczepiła mi w głowie myśl, że muszę być samowystarczalna pod wodą. Drugą ważną osobą był mój kolejny instruktor i partner nurkowy Darek Wilamowski. On z kolei bardzo pracował nad moją samodzielnością i namawiał do porzucenia nurkowania z akwalungiem na rzecz freedivingu.
Dzisiaj to Pani jest inspiracją dla osób, które uczą się w Pani szkole freedivingu. Jak duże jest zainteresowanie tym sportem?
Obserwuję duży rozwój, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich 5 lat. Coraz więcej freediverów zyskuje uprawnienia instruktorskie, a dzięki temu więcej osób ma możliwość zrobienia kursu i zdobycia fachowej wiedzy. 10 lat temu, kiedy zaczynałam karierę zawodniczą, organizowałam zloty freedivirek. Dzisiaj wiele z nich jest zawodniczkami lub instruktorkami. Zależało mi na tym, aby dzięki tym spotkaniom jak najwięcej kobiet przekonało się do freedivingu i kontynuowało swoje kariery, bo widziałam, jak wiele sama zyskałam dzięki temu sportowi.
Na przykład?
Jestem spokojniejsza i dużo bardziej uważna na siebie i swoje potrzeby. Mam też więcej odwagi. Kiedy stoję przed wyzwaniem, którego bardzo się boję, mówię sobie: Spróbuj. Inaczej nie przekonasz się, czy jesteś w stanie to zrobić. Zaczęłam tak myśleć, kiedy osiągałam we freedivingu wyniki, o które bym siebie nie podejrzewała. Poza tym dzięki temu, że zajęłam się swobodnym nurkowaniem, jestem dzisiaj psychologiem, a nie tylko planistą przestrzennym. Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, bo mam wrażenie, że większość istotnych rzeczy w moim życiu wydarzyła się właśnie dzięki freedivingowi.