Odwiązałam liny, opuściłam swoją rodzinną przystań i żegluję – pisze na swoim blogu Wędrująca Ruda, czyli Paulina Reperowicz. Żegluje do miejsc, gdzie mogłaby się zachwycić niezwykłą architekturą i obcą kulturą, gdzie zamiast tłumu turystów spotka tubylców, z którymi zamieni słówko… choćby na migi.
Na swoim blogu przytaczasz cytat z Marka Twaina: „Za dwadzieścia lat będziesz żałował bardziej tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.” Kiedy zdecydowałaś się odwiązać liny i opuścić swoją przystań?
Chęć podróżowania miałam w sobie od zawsze, ale ograniczały mnie finanse. Dlatego, jak tylko udało mi się odłożyć pieniądze ze stypendium, od razu ruszyłam w swoją pierwszą, wielką podróż do Tunezji. Tak się cieszyłam, że nie było to coś bliskiego, podobnego do Polski, tylko od razu Afryka. Mojej ekscytacji nie było końca! Później nie miałam stałej pracy, więc z wyjazdami bywało różnie. Dopiero od mniej więcej dwóch lat mogę sobie pozwolić na ich planowanie ze świadomością, że będę miała na nie pieniądze.
Jak często jesteś w podróży?
Co najmniej dwa razy w roku, na dwutygodniowych wyjazdach. Czasami jednak zupełnie niespodziewanie pojawiają się dodatkowe wypady. Te zresztą lubię najbardziej. Nie mam problemu z tym, żeby z dnia na dzień spakować walizkę i ruszyć przed siebie w poszukiwaniu nowych przygód. W zeszłym roku zdarzyło mi się to trzy razy.
Dokąd wtedy pojechałaś?
Do Indii, najbardziej egzotycznego rejonu, w jakim dotąd byłam, a także do Czech i na Słowację.
A jakie masz plany na ten rok?
W styczniu udało mi się zrealizować moje największe podróżnicze marzenie, jakim była Kuba. Teraz zastanawiam się nad Kenią i jakimś krótkim wypadem w Europie, na majówkę.
Jakie wrażenia przywiozłaś z Kuby?
Przed wyjazdem czytałam wiele sprzecznych komentarzy na temat tego kraju, dlatego tym bardziej chciałam się przekonać, jak tam jest naprawdę. Okazało się, że wbrew opiniom to bezpieczne państwo, nawet podczas spacerów po zmroku nie powinno stać się nic złego. Życie na Kubie toczy się zupełnie innym rytmem, bez pośpiechu i codziennej gonitwy. Malecónem mkną kolorowe kabriolety, przed domami mężczyźni grają w domino, sprzedawcy warzyw pchają swoje drewniane wózki, a wieczorem na ulicach Kubańczycy oddają się tanecznej pasji w rytm gitar i bębnów.
A sama Hawana oczarowała mnie. Tyle, że wcale nie odremontowanymi, dużymi placami turystycznymi, ale małymi uliczkami i odrapanymi, kruszącymi się kamienicami z oknami, przez które można było przyjrzeć się życiu mieszkańców.
Lubisz zbaczać z turystycznych szlaków?
Myślę, że tak, choć nie omijam też miejsc typowych i popularnych. Staram się jednak do nich nie ograniczać i pojechać do mniejszych miejscowości, gdzie nie ma tłumów zwiedzających. Tak zrobiłam w Indiach środkowych. Październikowego poranka wylądowałam w Bhopalu. To duże miasto, ale bardzo rzadko odwiedzane przez turystów, przez co biały człowiek robił tam naprawdę spore wrażenie. Mieszkańcy czujnie mnie obserwowali, a niektórzy nawet zapragnęli uwiecznić mnie na zdjęciu. To było niezwykłe doświadczenie.
Zadałam poprzednie pytanie spodziewając się niejako odpowiedzi twierdzącej, bo już podczas pierwszej podróży do Tunezji, mimo że był to wyjazd zorganizowany, zdecydowałaś się na samodzielne zwiedzanie.
Zgadza się. Do Tunezji jechałam z biurem podróży, ale wizja wylegiwania się przez 2 tygodnie na basenie nie przypadła mi do gustu. Pewnego dnia wybrałam się na dworzec i udało mi się kupić bilety na pociąg jadący w głąb kraju. Dzięki temu udało mi się zobaczyć m.in. wspaniałe koloseum w El Jemie, a także poznać życie miejscowej ludności poza typowymi ośrodkami turystycznymi.
Udało Ci się nawiązać kontakt z tubylcami?
Tak, nawet bez znajomości języka. Czasami miły uśmiech i język migowy wystarczają w komunikacji. W niektórych przypadkach są po prostu koniecznie, bo przecież istnieją regiony, gdzie ludzie nie mówią po angielsku.
Do dzisiaj mam w pamięci, jak pod wspomnianym wcześniej koloseum chciałam kupić paczkę chusteczek higienicznych – przedmiot, którego ze względu na klimat niewielu ludzi tam potrzebuje. Sprzedawca nie rozumiał angielskiego, ja z kolei nie mówiłam po francusku. Pokazywanie na migi skończyło się tym, że zaczął mi się dziwnie przyglądać. Po pewnym czasie udało mi się jednak wypatrzeć w jego asortymencie opakowanie chusteczek. Wskazałam je palcem, a starszy sprzedawca (w urokliwym turbanie na głowie) wygrzebał je, otrzepał z kurzu i z całkiem grobową miną podał. Tak wyglądały moje zakupy „gdzieś na afrykańskich bezdrożach”.
Jakie rejony najbardziej Cię przyciągają?
Ameryka Południowa, szczególnie Peru, bo bardzo się interesuję cywilizacjami przedinkaskimi – marzę o tym, by zobaczyć pozostałości po nich.
Twoje podróże są poznawcze i bardzo świadome.
Staram się, by takie były. Dużo czytam przed podróżą, próbuję jak najwięcej się dowiedzieć o regionie, do którego chciałabym pojechać, zorientować się, co warto tam zobaczyć. Chociaż na miejscu zdarza mi się zupełnie przypadkiem odkryć wiele zabytków, o jakich nie napisano w przewodnikach. Takie nieplanowane „spotkania” są najprzyjemniejsze.
Chyba dużą wagę przywiązujesz do architektury.
Zgadza się, zwracam na nią uwagę. Uwielbiam przyglądać się starym kamienicom, wyszukiwać niezwykłe detale architektoniczne, wodzić wzrokiem po marmurowych rzeźbach. Sztuka jest moją pasją. Pozwala mi zauważać najdrobniejsze szczegóły i sprawia, że z jeszcze większą energią pragnę odkrywać świat.
Są miejsca, do których chciałabyś wrócić?
Chciałabym jeszcze raz zobaczyć Barcelonę, tym razem w pełnym słońcu. Gdy odwiedziłam ją ostatnim razem było mglisto i padał deszcz. Mimo to oczarowała mnie, jest chyba najpiękniejszym miastem, jakie widziałam.
Zdarzyły Ci się jakieś podróżnicze rozczarowania?
Teneryfa zupełnie nie spełniła moich oczekiwań. Nie wyróżniające się niczym miasteczka, uboga roślinność. Podobał mi się jedynie Loro Park – coś pomiędzy zoo a stacją badawczą, gdzie zwierzęta żyją w warunkach bardzo zbliżonych do ich środowiska naturalnego.
O tych wszystkich podróżach piszesz na swoich blogu.
Tak, bo chcę dzielić się przeżyciami i odkrywać przed czytelnikami moje własne szlaki, które wytyczam podczas każdej podróży. Bardzo ważne są dla mnie impresje pojawiające się nagle i równie szybko rozpływające się w powietrzu. Architektoniczne migawki, zapamiętane zapachy, urywki rozmów, krajobrazy. To wszystko staram się rejestrować w mojej głowie i opisywać na blogu. Ja sama jestem niespokojnym duchem i po powrocie z każdej podróży chcę jak najszybciej podzielić się wrażeniami, aby nie uleciały gdzieś w przestrzeń.
Rozmawiała: Dominika Preis