Los bywa nieprzewidywalny i plecie różne historie. Jak jeszcze nie tak dawno zakompleksiona nastolatka stała się fotomodelką i twarzą lipcowej okładki Mademoiselle? Dlaczego to właśnie ona przełamuje stereotypy? Zapraszamy do wywiadu z Karoliną Kopicką – naszą lipcową Mademoiselle!
Wygrana okładki Mademoiselle była dla Ciebie zaskoczeniem?
Poszłam na targi kosmetyczne, zobaczyłam konkurs Mademoiselle i stwierdziłam, że zaryzykuję. Nie miałam zbyt wielkich nadziei, a nagle okazało się, że jestem w pierwszej trójce. Nie do końca jednak wierzyłam, że uda mi się wygrać, bo miałam bardzo ładne rywalki. Wiadomość o wygranej była dla mnie sporym zaskoczeniem (śmiech).
Okładka Mademoiselle nie jest Twoją pierwszą okładką?
Wzięłam kiedyś udział w konkursie Hebe. Dowiedziałam się, że jest możliwość wysłania zdjęć i stania się twarzą okładki. Wysłałam zdjęcia, ale że nie liczyłam na wygraną, szybko zapomniałam o swoim zgłoszeniu. Aż któregoś dnia ktoś do mnie zadzwonił z informacją, że wygrałam. To było szaleństwo (śmiech).
Fotomodeling był Twoim marzeniem?
Moja przygoda z fotomodelingiem zaczęła się właściwie przez przypadek. Jakieś dwa lata temu stwierdziłam, że najwyższy czas zmienić swoje zdjęcie profilowe na facebook’u. Poprosiłam mamę, żeby w ramach prezentu urodzinowego opłaciła mi sesję u fotografa, którego sobie wybiorę. Udało się. Po sesji fotografka zasugerowała mi, że powinnam gdzieś wrzucić swoje zdjęcia, bo są na tyle dobre, że nie wykluczone, że kogoś zainteresuje mój typ urody. Tak zrobiłam, bo praca przed aparatem okazała się dla mnie zaskakująco dobrą zabawą. Rzeczywiście, niedługo po tym, jak udostępniłam zdjęcia, zaczęły odzywać się do mnie różne osoby. Najpierw wpadło mi jedno zlecenie, później drugie i kolejne. No i tak do dzisiaj, gdzieś zahaczam się o tę branżę.
Czy jakaś sesja szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
Oczywiście sesja dla Mademoiselle (śmiech). A tak na poważnie, trudno mi wybrać tę jedną jedyną. Było dużo takich, które były i wyzwaniem i sporą satysfakcją, ale chyba ta, której nie zapomnę do końca życia, to właśnie ta pierwsza. Nie dość, że pierwsza sesja w życiu, to w dodatku okładkowa i jeszcze w Warszawie. Można powiedzieć, ze w kwestii sesji zdjęciowych jestem trochę ryzykantką. Opieram się na swojej intuicji. Jeśli ktoś się do mnie odzywa i od razu mi przypasuje, nigdy nie odmawiam. Kiedyś dostałam wiadomość, dość długą, w której dziewczyna prosiła mnie, abym zgodziła się dla niej zapozować, bo potrzebuje mnie jako modelki do swojej pracy dyplomowej. Bardzo starała się mnie przekonać, a ja po prostu odpisałam “OK” (śmiech). Wyjechałyśmy na sesję na Mazury i ta współpraca później bardzo fajnie zaowocowała, bo kilkakrotnie jeszcze razem pracowałyśmy.
Co uważasz za swoje największe osiągnięcie, jeśli chodzi o modeling?
Właściwie, chyba na razie nie mogę się jeszcze pochwalić jakimś spektakularnym sukcesem. Wychodzę z założenia, że każda sesja i każdy postawiony przed obiektywem krok jest jakimś moim sukcesem, ale nie czuję, abym osiągnęła już szczyt moich możliwości. Brałam udział w wielu ciekawych projektach, zawsze mnie one cieszą, ale jeszcze nie jestem zwycięzcą (śmiech). Dwa razy wystąpiłam w teledysku, to także było bardzo ciekawe doświadczenie, prowadzę swój własny kanał na YouTube i staram się być przed kamerą, więc miałam okazję podpatrzeć, jak wygląda praca przy produkcji. Zawsze żartuje, że moim największym sukcesem będzie ten moment, kiedy zobaczę się na bilbordzie (śmiech). Każda sesja mnie rozwija, przynosi satysfakcję i buduje, ale to nie jest jeszcze koniec. Chcę się rozwijać i uczyć. Jeśli zbyt szybko uznam, że osiągnęłam sukces, stanę w miejscu, a przecież rozwój jest najważniejszy.
Co najbardziej pociąga Cię w pracy fotomodelki?
Wszystko (śmiech). Nie mieszczę się w stereotypowym kanonie piękną. Jestem malutką osobą, nie jestem super szczupła i mam mocną budowę ciała. Jestem dowodem na to, że nie trzeba być wysoką modelką o rozmiarze 34, żeby móc jakoś zaistnieć w branży fotomodelingu. Myślę, że w jakiś sposób pokazuję, że nie zawsze piękne jest to, co powszechnie za takie się uważa. Ciesze się, że mogę przełamywać ten stereotyp. Chcę, by ludzie czuli się piękni i umieli to piękno znaleźć w sobie. W fotomodelingu uwielbiam to, że mogę się oderwać i przez chwilę pobyć kimś innym. Lubię też to, że na niektórych zdjęciach jestem po prostu sobą, bez wielkiego uśmiechu na twarzy, że jestem naturalna. Nie jestem z natury smutna, ale chyba nikt z nas, kiedy jest sam, nie siedzi uśmiechnięty od ucha do ucha.
Co jest najtrudniejsze w pracy przed obiektywem?
Oprócz świecenia blendą po oczach chyba nic (śmiech). Na samym początku to, co sprawiało mi trudność, to przebieranie się i rozbieranie przy ludziach. Martwiłam się też, czy zdjęcia dobrze wyjdą, czy nie wyjdzie jakaś fałdka… Udało mi się jednak jakoś z tym zmierzyć i dziś to nie jest już dla mnie problemem. Jeśli dobrze mi się współpracuje z fotografem i wiem, czego ode mnie oczekuje, sesja nie niesie dla mnie żadnych problemów. Lubię luz na sesjach, umiem skupić się na pracy i dostosować do wymagań, ale dobra atmosfera mi to ułatwia. Jeśli zgadzam się na sesję, artystycznie oddaję się fotografowi, ufam mu i wierzę, że poprowadzi mnie tak, by sesja wyszła. Z doświadczenia wiem, że kiedy jest to zaufanie i dobra współpraca, zdjęcia wychodzą. Oczywiście trudnością bywa pogodą. Miałam kiedyś sesję, która była robiona zimą na plaży. Leżałam w staniku na zimnym piasku, a przechodnie podchodzili i pytali, czy wszystko jest ok, czy mają wzywać karetkę (śmiech). Myślę, że kiedy uda się już wypracować w sobie odwagę i jakąś pewność siebie, praca przed obiektywem staje się znacznie łatwiejsza.
Sesje, zdjęcia, praca fotomodelki – zmieniło Cię to?
Tak, ale na lepsze. Od 15 roku życia choruję na niedoczynność tarczycy. Jeszcze jakieś trzy lata temu ważyłam 15 kilogramów więcej, byłam bardzo zakompleksiona. Nie lubiłam siebie. Nie akceptowałam swojego rozmiaru, wagi, ciała. Diety, siłownie – nic nie pomagało. Kiedy idziesz na studniówkę i ubierasz sukienkę, powinnaś czuć się pięknie, a ja nie mogłam na siebie patrzeć w lustrze. Kiedy zdiagnozowano u mnie niedoczynność, zaczęłam się leczyć, brać leki, które prawdopodobnie będę brała już do końca życia, ale choroba jakoś ucichła. Schudłam i poczułam się nową osobą. To ta zmiana zmotywowała mnie, by zrobić tę pierwszą urodzinową sesję. Staram się doceniać to, co mam i akceptować siebie. Może nie jestem idealna, ale ciągle sobie powtarzam, że kiedyś było przecież dużo gorzej. Podejrzewam, że gdybym nie zgubiła tych kilogramów, nigdy bym się nie zdobyła na to, by komukolwiek pozwolić na zrobienie mi jakichkolwiek zdjęć. Nabrałam dystansu do siebie, jestem też dużo pewniejsza siebie, a pewność siebie bardzo pomaga w życiu. Lubię siebie taką, jaką jestem. Każda sesja i każde zdjęcie uświadamiają mi, że jest dobrze. Ciesze się, ze wszystko tak się potoczyło.
Czym zajmujesz się poza modelingiem?
Z zawodu jestem masażystką i kosmetyczką, właśnie zdałam ostatnie egzaminy (śmiech)! Na razie, jeszcze zawodowo nie pracuję. Trochę dorabiam jako masażysta i bardzo chcę się cały czas rozwijać w tym kierunku.
Wspominałaś też o kanale na YouTube.
Od jakiegoś czasu zaczęłam prowadzić własny kanał o nazwie Karolina Kopicka. Staram się na nim pokazywać ciekawe miejsca i opowiadać o nich. Ostatnio kilka materiałów nagrałam we Włoszech, kilka w Gdańsku. To też mnie strasznie kręci (śmiech). Nie jestem nastawiona na spektakularny sukces, robię to, bo lubię. A jeśli kiedyś okaże się, że coś z tego wyjdzie, to będę się cieszyć, że moja pasja przerodziła się w coś więcej.
Marzenia i plany na przyszłość?
Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, to chciałabym zdać egzamin na prawo jazdy (śmiech). A w kwestii tych dalszych planów i marzeń, chciałabym rozwijać się w masażu, mieć klientów, móc utrzymywać się z tej pracy i sama być sobie szefem. Oczywiście fotomodeling też mi się marzy, ale podchodzę do tego na spokojnie. Staram się wykorzystywać szanse, które dostaję. Nigdy nie marzyłam i w dalszym ciągu nie marzę o tym, by stać się gwiazdą dużego formatu, chociaż oczywiście, jeśli mi się to przydarzy, nie będę narzekać (śmiech). Chcę żyć tak, by być szczęśliwą i cieszyć się tym, co robię – to chyba moja największe marzenie.
Co najbardziej cenisz w ludziach?
Przede wszystkim szczerość, bo dzięki niej mogę się rozwijać i pracować nad sobą. Kolejna cecha, którą cenię w ludziach, to dobroć i gotowość pomocy innym. Jako nastolatka zostałam wolontariuszką w jednym z gdańskich hospicjów. Nauczyłam się tam, że czasami wystarczy komuś dać naprawdę niewiele, by mu pomóc. Często wystarczy po prostu być, powiedzieć komuś dobre słowo albo się uśmiechnąć, żeby odmienić komuś dzień. Trochę radości, trochę uśmiechu i świat staje się lepszy.
Wywiad: Katarzyna Paluch
Zdjęcia: Adrian Kulesza “Raven Cave”
Makijaż: Marzena Niewiarowska “Stylab”
Stylizacje: Karina Borejszo “Vintage For Ever”
Deska surfingowa: Decathlon Polska
Auto: @Kurczak 3city