Lubię, gdy się dzieje

W kombinezonie wygląda zjawiskowo. Nie interesuje ją taryfa ulgowa i pewnie dlatego męski świat sportu przyjął ją z otwartymi ramionami. Uporem i talentem na stale wpisała się w tor driftingowy i jak podkreśla, machina dopiero ruszyła. O tym, że najlepszym paliwem rakietowym jest adrenalina opowiada Blanka Turska, brązowa medalistka Mistrzostw Polski w Drifcie.

Anka Dudka: W życiu też potrzebujesz driftu?

Blanka Turska: Zdecydowanie tak, musi się dużo dziać.

Jak wpadłaś na pomysł tej dyscypliny?

Choć od zawsze uwielbiałam samochody, to punktem zwrotnym był reportaż o Bartku Orłowskim. Tego mi było trzeba, uwierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych i zrealizować swoje cele. Machina ruszyła, a ja z czasem wsiadłam do wymarzonego Nissana Skyline.

Byłaś pewna, że nadajesz się na tor?

Wszystko siedzi w głowie. Do tego dochodzą predyspozycje, takie jak samokontrola i systematyczność , które w tym sporcie są kluczem do sukcesu. W połączeniu z uporem, którego mam ponad normę, byłam pewna, że się uda.

Nerwy i emocje zawsze na postronku?

Przed każdymi zawodami wyobrażam sobie krok po kroku, co będzie się działo w trakcie zmagań. Wizualizuję wszystkie pozytywne rzeczy, ale także to, co może się nadprogramowo wydarzyć i jak sobie z tym poradzę. Dzięki temu unikam zaskoczenia i zazwyczaj wszystko idzie tak, jak zaplanowałam. Chyba, że silnik wybuchnie! Wtedy pozamiatane (śmiech).

Brzmi za gładko!

Systematyczne treningi pozwalają mi czuć, ze jestem dobrze przygotowana. Rywalizacja towarzyszy mi od najmłodszych lat. Trudno policzyć w ilu zawodach jeździeckich uczestniczyłam i to było prawdziwą szkołą życia. Wiem, po co zgłaszam się do startu. Oczywiście, że nie jestem ze stali, zdarza się, że szarpią mną przeróżne emocje. Dlatego, gdy jadę na tor zawsze puszczam ulubiony kawałek, taki który nakręca mnie jeszcze bardziej. Po przejechaniu trasy autem czuję, że wtedy jest już z górki. Do kwalifikacji staram się podchodzić na luzie i pewnie dlatego wszystko znacznie lepiej wychodzi.

Gdzie jest granica brawury? Czego nigdy nie zrobisz na torze?

Nigdy nie przechodzę trasy na piechotę, wtedy każdy zakręt wydaje się strasznie długi i nie do przejechania. Wsiadam w auto i jak zaczynam driftować, nagle znika cały świat. Muszę przyznać, że jak dotąd nie pojawiły się blokady, czy granice w mojej głowie, mam nadzieję że tak pozostanie.

Łatwo się żyje w męskim świecie?

Jak w każdym, trochę łatwo, trochę trudno. Zawsze mam niesamowite wsparcie, czasem mechanicy nie do końca rozumieją o czym mówię, ale uczą się pilnie mojego języka. Męski świat to moja codzienność i 24-godzinne wyzwanie. Spróbuj zrozumieć rezolutnego synka przedszkolaka (śmiech)!

Modelowe równouprawnienie?

Tak. Na zawodach nie ma taryfy ulgowej dla kobiet. Wszyscy są traktowani równo. Moim zdaniem jest bardzo dobre.

Co udowadniają sobie drifterki?

Kto to wie (śmiech)? Ja udowadniam sobie, że jak się chce to można wszystko, choćby los rzucał Ci kłody pod nogi. Rzetelne przygotowanie pozwala mi osiągać to, do czego dążę. Dla mnie drifting jest spełnieniem marzeń, niesamowitym sportem, który dostarcza odpowiednią ilość adrenaliny potrzebnej do życia. To mój tlen.

Co w najbliższych planach?

Z pewnością starty w XXI rundzie Driftingowych Mistrzostw Polski i Drift Open. Jeśli finanse pozwolą to może King of Europe.

To wyłącznie pasja, czy da się z tego żyć?

Na tę chwilę jest to pasja, która bardzo szybko stała się stylem życia. Oczywiście, jak w każdym sporcie, kiedy kariera idzie w dobrym kierunku można pomyśleć, że stanie się to zawodem i pracą. Samochody skradły mi serce, ale nie zapominam, że jeszcze jest świat dookoła mnie.

Wywiad i tekst: Anka Dudka

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *