Jest przedsiębiorcą. Jest doskonałym mówcą. Jest też mężczyzną z odzysku, który przeszłości nie traktuje jak falstart, ale cenną lekcję. Ma pewność, że jeśli pyta, to rzadziej zabłądzi, o ile odpowiedzi uzna za drogowskaz. Wbrew pozorom świat jest prosty – udowadnia Krzysztof Hillar. Jego zdaniem wystarczy pamiętać, że ego bez pokory to lek najmocniej znieczulający na głupotę.
Jaki jest mężczyzna z odzysku?
Świadomy tego, co robi.
Tylko czy aż tyle?
Dzisiaj dokładnie wiem, kim jestem, a kim nie. Co ważne, zdaję sobie również sprawę, kim chcę być. Przyszłość, którą mam przed sobą, traktuję jak szansę pozwalającą zrozumieć wiele spraw. Oczywiście można przyjąć, że coś się wokół nas dzieje i to zaakceptować, lub wyciągnąć wnioski i sprawiać, by wydarzało się inaczej. W moim pojęciu najważniejsza jest świadomość, że mamy rezultaty, a nie problemy.
Chcąc przyznać, że jest się z odzysku, trzeba najpierw przejść jakiś proces?
Już nazwa sama w sobie dość śmiesznie brzmi. Jestem po rozwodzie i z Magdą (Magdalena Soszyńska, tancerka) odrobinę wyśmiewamy to, że oboje jesteśmy z rynku wtórnego. Niesamowite w tej historii jest, że – pomimo smutnych doświadczeń, obydwoje chcieliśmy mieć rodzinę.
O jakich doświadczeniach mowa?
Była rodzina i już jej nie ma. Dlatego postanowiliśmy, że możemy to scalić, o ile zadziałamy zupełnie inaczej niż za pierwszym razem.
Czyli przepis na szczęście nie powstał od razu?
Ja kupuję model, że w szkole znajdujemy miłość swojego życia i trwa ona do kresu naszych dni. Z drugiej strony widzę świat, który daje przyzwolenie, aby zmienić partnera, zamiast się dogadać. Pewnego razu, gdy gościliśmy na kanapie w „śniadaniówce”, zapytano nas, jak to jest – łatwiej zmienić partnera czy podejście? Uważam, że takie „związki na zawsze” są możliwe, ale tylko pod warunkiem umiejętnego zadbania o wiele spraw. O siebie i relację, bo przecież łączymy się po coś. Ludzie o tym zapominają. Przyjmują postawę, że jest ok, tym samym tracąc racjonalną ocenę, jak powinno być.
To jak powinno?
Czar pryska, kiedy para w związku przestaje się razem śmiać, bo jest praca, dom, dzieci i mnóstwo rzeczy do zrobienia. Przychodzi codzienność. Wiem, że ona zawsze nadejdzie, ale czy koniecznie musi zmieniać nasz świat na zawsze? Niszczyć to, co było na początku? To dwie osoby tworzą relację. Bieżączka dopadnie każdego – możemy zaakceptować to, że wypala w nas pasję, radość i zaczniemy na siebie jakoś dziwnie patrzeć. Możemy też znaleźć w niej momenty, którymi zdołamy się cieszyć – mając poczucie, że jesteśmy szczęśliwi, będąc razem i myśląc o wspólnej przyszłości.
Z pana doświadczeniami zawodowymi jest z pewnością łatwiej.
To, co robię zawodowo, jest pokłosiem sytuacji. Jako młody człowiek na studiach zacząłem własny biznes. Rozkręcałem się i poznawałem – jak mi się wtedy mi się wydawało, mądrych ludzi, których brałem za wzór. Doszedłem do sukcesu i jeszcze szybciej zbankrutowałem. Chyba szczęśliwie jestem gościem, który wyciąga lekcje z doświadczeń. Dość wcześnie obudziła się we mnie świadomość, że porażka oznacza, że mogłem zrobić coś inaczej. Warto się w takich sytuacjach uczyć, bo życie nas nie oszczędza i będzie nas różnie zaskakiwać. Każdy z nas wie, co znaczy być poturbowanym przez los, jednak zupełnie niepotrzebnie ludzie sami sobie dokładają.
Powinni powściągać emocje?
Emocje są potrzebne. Po co wpadać w czarną dziurę z myślą, że jest źle, a będzie gorzej? Dobijać się? Pomnika za to nam nie postawią (śmiech). Faktycznie, praca i przeczytana tona książek pomaga – zyskałem wiedzę, na co mam wpływ i za co powinienem wziąć odpowiedzialność.
Nic dziwnego, skoro zawodowo dostaje pan na tacy ludzkie historie, których analiza prowadzi do bezpiecznych wniosków!
W książkach jest wszystko. Wystarczy spojrzeć na bibliotekę dostępną w sieci – znajdziemy tam historie, narzędzia i rozwiązania. Jednak okazuje się, że ludziom jest wygodniej powiedzieć „ja tak mam”. Cholernie łatwo jest założyć, że jak świat się zmieni to i ja się zmienię! Potem przychodzi zaskoczenie, że tak to nie działa!
Mocno zmienił się Pan w drugim związku?
Absolutnie tak! Pierwsze małżeństwo legło w gruzach i dopiero po czasie zrozumiałem, że była to cudowna przygoda, a żona była ważną częścią mojego życia. Smucił rezultat, bo do rozpadu doprowadziliśmy sami, chociaż łatwiej byłoby powiedzieć, że to jest „twoja wina”.
Wina zawsze leży po obu stronach?
Jak bardzo cieniutki kawałek tortu byśmy chcieli ukroić, ten zawsze ma dwie strony. Gdyby każdy z nas siadł na łóżku i zadał sobie pytanie, czy coś dołożył do tego kociołka, jestem pewien, że niejedno znajdzie. Oczywiście potem przychodzi interpretacja, że to nie było takie i zobacz, co on, ona zrobiła. My ze swojego punktu widzenia zakładamy, że dla kogoś nie było to ważne. Tylko że zazwyczaj dla drugiej strony jest to turbo ważne!
Kobieta z dzieckiem, po przejściach i na świeczniku – taki z pana ryzykant?
Nie miałem pojęcia, kim Magda jest. Gdy dowiedziałem się, że ma syna, pomyślałem: w co ja się pakuję? Po rozstaniu z żoną nie chciałem wchodzić w żaden związek – chciałem kupić apartament, sportowe auto, zmienić pracę. Miałem przekonanie, że po wielkim „bum” tak powinienem zrobić.
Człowiek jest stadny. Kto chciałby być samotny?
W środku miałem pragnienie rodziny, chciałem być tatą. Potem przyszły przemyślenia: Krzychu, jak wejdziesz w nowy związek, bądź mądrzejszy!
Jak powiedział, tak zrobił?
Miałem wpływ na rozwój wydarzeń. Jak zaczęliśmy spotykać się z Magdą, ta oczekiwała trzech randek tygodniowo. Szaleństwo, odpadam – pomyślałem. Na szczęście doświadczenie spowodowało, że nie czułem się już alfą i omegą, nie utwierdzałem się w przekonaniu, że ona ma coś nie tak w głowie. Zapytałem, co te słowa oznaczają i dowiedziałem się, że w jej pojęciu być we dwójkę, zjeść sałatkę, nie zerkać na telefon i być w domu. Chociaż odpowiedź każdego faceta będzie jedna – to nie jest randka, ja byłem w stanie jej to dostarczyć. Ten związek miał przyszłość.
Kto pyta nie błądzi?
Zapytałem, kiedy czuje się kochana, piękna, bezpieczna i szanowana. Zapytałem, co uważa i jak widzi świat.
Stąpał Pan po kruchym lodzie.
Wielu mężczyzn woli nie pytać, bo zna odpowiedź.
Znają, czy to ich przekonanie?
Mają przekonanie, że znają odpowiedź. Zakładamy pewne rzeczy, bo telewizja, gazety i Internet tak mówią. Ja jednak nie chciałem już chodzić po omacku. To niesamowite, że pytasz i dostajesz odpowiedzi. Ponawiam, gdy nie zrozumiem i Magda nie ma kłopotu z wyjaśnieniem. Gdy skończyła, zaproponowałem: nie zakładaj, zapytaj mnie o to samo.
Jakież to proste! Dlaczego ludzie nie korzystają z tego sposobu na udane relacje?
Gdy ludzie są w związku, to na początku jest super, ekstra. Dopiero potem wpadają w ten kierat z przekonaniem, że już tak musi być i nie ma nadziei. My składamy się z opinii, przekonań i przeświadczeń na jakiś temat. Przyjmujemy, że je się ma, dlatego trudno z nich zrezygnować. Do zmiany potrzebna jest odwaga i chęć, by zrobić coś inaczej. Wynika to z niezgody do popełniania tych samych błędów.
Zdajemy sobie z tego sprawę?
Nie. Zdajemy sobie sprawę, że ktoś popełnił błąd. On zrobił, świat nam to sprawił, fale za wysokie, ptaki za nisko latają, a jak się rząd zmieni, to będzie super (śmiech). Czekamy, aż coś się wydarzy, rozumiejąc, że jesteśmy wynikiem okoliczności i sytuacji.
Znajomość psychiki i rządzących nią procesów ma pan w małym palcu. Dlaczego jednak zakładać, że ma Pan czyste intencje?
Ta wiedza to dar, ale również przekleństwo. Człowiek widzi bardzo dużo rzeczy, więc zawsze pojawia się pytanie, co z tym zrobić. Ale to nie działa tak, że spotykam cudowną kobietę i jestem w stanie zadziałać w taki sposób, że na nią wpłynę. Pytanie, z kim ja chcę być i jaką rodzinę chcę tworzyć. Moja ukochana musi być sobą, a ja chcę ją zrozumieć, wspierać, mądrze budować relację, nie manipulować. Zauważyłem, że te narzędzia przede wszystkim warto znać i potrafić ich używać, aby stać się najlepszą wersją siebie.
Pomimo ciemnych stron?
Gdy byłem młody, miałem monstrualne ego. Dostałem wtedy lekcję – wszechświat spytał: „Chłopie, ty już naprawdę wszystko wiesz? Tak? To cię sprawdzę!” Sprowadził na ziemię i brutalnie uczył szacunku. Amerykańscy naukowcy uważają, że to nic złego mieć ego, jeśli jest pokora. Gorzej, jeśli jej zabraknie, wtedy ego staje się lekiem znieczulającym na głupotę.