Dla większości znana jest jako Mistrzyni Polski w Makijażu Permanentnym oraz właścicielka Metamorphosis – jednego z najpopularniejszych salonów w Gdańsku. Karolinie Konkiel daleko do wylewności i osobistych zwierzeń, dla nas zrobiła jednak wyjątek. Opowiedziała nam, jaką drogę przeszła, aby znaleźć w miejscu, w którym jest obecnie oraz o swoich planach na przyszłość i spojrzeniu na siebie z innej perspektywy. Zapraszamy na inspirujący wywiad z inspirującą kobietą.
Pani salon można śmiało uznać za jeden z najbardziej obleganych w Trójmieście. Jaka jest droga do takiego sukcesu?
Z całą pewnością w zbudowaniu tak silnej marki pomogło mi zajęcie I miejsca w Ogólnopolskich Mistrzostwach Makijażu Permanentnego w 2016 roku oraz uzyskanie tytułu Mistrzyni Polski w makijażu permanentnym 2016. To był moment, kiedy miałam już sporo klientek. Tytuł mistrzyni udało mi się właściwie wykorzystać, aby Metamorphosis nabrało rozpędu, chociaż zdaję sobie sprawę, że gdyby nie moje wewnętrzne ograniczenia, możliwe że dziś byłoby jeszcze lepiej. Nie lubię być na świeczniku, chociaż zdaję sobie sprawę, że dla biznesu często jest to konieczność. Niemniej po zdobyciu tytułu nie potrafiłam się przełamać i odmówiłam udziału w jednej z tzw. śniadaniówek. Wystąpiła wtedy za mnie koleżanka, która zajęła 2. miejsce. Nie narzekam i nie żałuję, po prostu znam swoje ograniczenia i staram się nad nimi pracować (uśmiech).
Zdobycie tytułu wymagało od Pani wiele przygotowań?
Szczerze mówiąc decyzja o tym, aby wziąć udział w mistrzostwach, nie była do końca przemyślana. Nie byłam pewna, czy sobie poradzę, ale znalazł się ktoś, kto mnie przekonał. Spróbowałam i okazało się, że było warto. W trakcie samych mistrzostw miałam wrażenie, że idzie mi nie najgorzej, miałam jedną silną konkurentkę, której się obawiałam. Dziś jest już moją koleżanką (śmiech). Czułam, że jedna osoba w jury raczej nie jest mi przychylna i to budziło moje obawy, na szczęście moja praca się obroniła.
Z wykształcenia jest Pani kosmetologiem?
Jestem licencjonowanym kosmetologiem, magistrem edukacji zdrowotnej i promocji zdrowia. Początkowo swoją karierę wiązałam z kosmetologią, ale dość szybko zorientowałam się, że to nie jest do końca moja bajka. Żeby dorobić w czasie studiów, zaczęłam przedłużać rzęsy, później namówiona przez koleżankę poszłam na szkolenie dotyczące mikropigmentacji. Okazało się, że to jest właśnie to, co chcę robić i w czym czuję się dobra. Moja kariera w makijażu permanentnym nabrała tempa po szkoleniu w Long Time Liner u pani Magdy Bogulak, za co do dziś jestem jej ogromnie wdzięczna.
A co było jeszcze wcześniej? Do Gdańska przyjechała Pani z Działdowa.
W Działdowie się wychowałam i urodziłam. Kiedy zaczęłam studia, mój tata widząc, że w naszej rodzinnej miejscowości nie mam zbyt wielu perspektyw, zaczął namawiać mnie na wyjazd do większego miasta. W grę wchodził Gdańsk i Warszawa. Wybrałam Gdańsk, bo tu miałam trochę rodziny i było mi łatwiej, chociaż łatwo i tak nie było (śmiech).
Po pierwsze nie było mi łatwo rozstać się z tatą, który po śmierci mamy wychowywał mnie zupełnie sam. Po drugie dla tak młodej dziewczyny to była ogromna zmiana. Nie byłam do końca przekonana, ale finalnie wyjechałam. Dziś mogę za to tacie tylko dziękować.
Dorabiałam, przedłużając rzęsy. Z czasem zaczęłam wynajmować mały gabinet, w końcu przebranżowiłam się na linergistkę. Pierwszy salon był skromny, ale cały czas się rozwijałam, baza klientek rosła i przyszedł w końcu czas na salon z prawdziwego zdarzenia. No i tak oto jestem tutaj. Kupiłam lokal i powstało obecne Metamorphosis.
Stwierdzenie, że przyjechała Pani do Gdańska, zaczynając od zera, i że na wszystko, co Pani ma, zapracowała Pani zupełnie sama, nie będzie przesadzone?
Widzę to trochę inaczej (śmiech). Dla mnie to taka naturalna droga, po prostu nią kroczyłam. Z całą pewnością włożyłam w to wszystko mnóstwo pracy, ale myślę, że miałam też sporo szczęścia. Chociaż rzeczywiście zdarzają mi się takie momenty, kiedy patrzę na to wszystko z boku i trudno mi uwierzyć w to, gdzie jestem, oczywiście w tym pozytywnym sensie.
Metamorphosis to nie jedyny Pani projekt zrealizowany i zakończony sukcesem.
Myślę, że Metamorphosis – przynajmniej póki co – udało mi się doprowadzić dokładnie do takiego punktu, do jakiego chciałam. W międzyczasie pojawiły się nowe marzenia. Jednym z nich był dom nad jeziorem za miastem. Nigdy wcześniej nie zajmowałam się budową, musiałam więc zmierzyć się z wieloma rzeczami, chociażby ze zrozumieniem tego, jak wiele nie rozumiem (śmiech). Udało mi się to marzenie spełnić – jest jezioro, dom z basenem i sauną – wszystko, co sobie wymarzyłam. Ale jak to bywa z marzeniami, kiedy spełni się jedno, pojawia się kolejne. Działka, na której postawiłam swój dom, jest na tyle duża, że pomieści się na niej jeszcze kilka innych. Budowa już trwa, więc mam nadzieję, że podczas najbliższego sezonu NATURAlnie będę mogła już wynajmować.
Wśród swoich znajomych jest Pani postrzegana jako oaza spokoju. Podobno prawie niemożliwe jest wytrącenie Pani z równowagi…
Tak już mam (śmiech). Nie umiem wylewać z siebie emocji. Potrzebuję czasu, żeby dać się poznać. Kiedyś tego w sobie nie lubiłam, dziś nauczyłam się już to akceptować. Dziewczyny w Metamorphosis – obie Moniki – śmieją się, że nigdy nie wiedzą, kiedy jestem zła. Niech się cieszą, dla nich to lepiej (śmiech).
Myślę, że mój charakter widać również w czasie zabiegu wykonywania makijażu. W moim gabinecie panuje cisza i spokój, a w gabinecie obok wręcz odwrotnie (śmiech). Lubię skupienie, jestem też dość pedantyczna. W życiu bywa to uciążliwe, ale w pracy okazuje się bardzo przydatne. Lubię tworzyć makijaże naturalne, ale aby osiągnąć taki efekt, konieczna jest precyzja, która dla mnie wiąże się ściśle ze skupieniem.
https://www.permanentnygdansk.pl/
Wywiad: Katarzyna Paluch