Fit-szczyt!

fot. Magdalena Marciniak

FKtóregoś pięknego dnia olśniło mnie, że nadwagę kiepsko się nosi. Okazało się, że są dwie drogi. Obie zbadałam. W TV zobaczyłam program, w którym znana psycholog mówiła o tym, że nie trzeba chudnąć. Należy siebie zaakceptować. Jako posiadaczka sporego ciałka wypadła wiarygodnie. Pomyślałam, że każdy człowiek, prawdziwie wierzący w swoją aurę piękna, jest nią otoczony. No właśnie, prawdziwie… Druga droga to zdrowie. Oprócz zewnętrznej aury istnieje również badanie analizujące skład masy ciała. Zbadałam swoje wnętrze i dostałam “korby”:

Zmiana! Natychmiast! Postanowiłam przejść na jasną stronę mocy. Wiem, że nawet z nadwagą miewam tę aurę, ale chcę być fit! Postanowione: z sympatycznej, atrakcyjnej foczki zmienię się w syrenę. Zdobędę ten szczyt! Zaczęłam czytać o zdrowym odżywianiu, oglądać programy, wyobrażać sobie, jaka będę boska. Dokonałam odkrycia: nie muszę zajadać problemów. Ja je wypocę! Muszę być atrakcyjna! Przecież jestem aktorką!

fot. Magdalena Marciniak

Odkurzyłam sportowe buty, znalazłam legginsy z różowymi wstawkami (żeby nie było nudy), bluzkę luźną, bo na pewno są lustra. START! Zapisałam się na indywidualny trening. Nadszarpnięty budżet, bo rata jak za samochód, ale czego się nie robi dla dobrej zmiany?

Ćwiczyłam dzielnie, stawałam się mocniejsza fizycznie, więc i ćwiczenia były bardziej intensywne. Wyznaczałam sobie nowe cele, ale… zaczęło być ciężko. Próbowałam czasami wspomnieć o złym samopoczuciu, problemie sięgania po słodycze, braku chęci. Jednocześnie czułam, że trenerzy – zwykle bardzo młodzi i wysportowani, znają się na ćwiczeniach, ale nie wiedzą co zrobić z osobą, która traci motywację. Zrezygnowałam. Straciłam wiarę w sukces. Efekt: pół roku przerwy i parę kilo więcej. Codziennie mówiłam sobie: od jutra…

I przyszło jutro. Postanowiłam zrobić wszystko powoli. Podziwiam świat na rowerze, chodzę na ćwiczenia obwodowe, błądzę w diecie. A przede wszystkim poznaję i słucham innych. I wiecie co? Kiedy słyszę od młodych trenerów teksty typu: “ona po treningu zjadła pączka, to po co ćwiczy”, „ten jest dzielny, w miesiąc schudł 10 kg” czy „załamać się można, ona nie przychodzi już przez dwa tygodnie, a płaci”, to nie wytrzymuję. Raz wypaliłam: „A może ma depresję?”. Nastała cisza, a ja uświadomiłam sobie, że trudne jest znalezienie trenera rozumiejącego poważne problemy ludzi zmagających się z nadwagą. Trenera, przy którym staramy się wypocić wszystkie złe moce, zmniejszyć siebie i swoje problemy…

Wkurzyłam się. Właśnie jestem w trakcie przygotowań z psychologiem sportu do szkolenia przeznaczonego dla tych, którzy opiekują się swoimi ćwiczącymi wojownikami. Mam nadzieję, że skorzystają i poznają motywację pozytywną, która pomoże wytrwać.

A ja w tempie foczki walczę dalej. W czerwcu biegnę z fajną ekipą w Runmageddonie – to mój dziki szczyt!

Autor: Małgorzata Oraczaktorka Teatru Wybrzeże, absolwentka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz Studia Aktorskiego przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Właścicielka firmy Nie-pokorni, zajmującej się prowadzeniem szkoleń oraz warsztatów rozwojowych.

5/5 - (4 głosów)

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *