Cudze chwalicie, swego nie znacie – mówi popularne powiedzenie. Z całą pewnością nie można tego powiedzieć o Darii Strączyńskiej, która od kilku lat przemierza polskie drogi, odkrywając uroki rodzimych krajobrazów, architekturę i smaki.
Pasję podróżowania zaszczepili w niej rodzice. – Miałam to szczęście, że nie lubili spędzać weekendów w domu, tylko zabierali mnie i moją siostrę na jedno- czy dwudniowe wycieczki. Jeździliśmy bardzo dużo, dzięki czemu zamki Szlaku Orlich Gniazd, Tatry, rejony Świętokrzyskiego do końca szkoły miałam dobrze opanowane – wspomina Daria.
Zaczęło się od obserwacji ptaków
Jej późniejsze wędrówki wiodły początkowo śladem ptaków. – Jakiś czas temu zainteresowałam się ich obserwacją – mówi. – By realizować to hobby trzeba było za nimi jeździć czy to nad morze, czy w góry. Dzięki tym ptasim wyjazdom odkrywałam nowe miejsca, a Polska coraz bardziej mi się podobała – dodaje. Dzisiaj ptaki nie są już głównym powodem jej podróży.
Lubi przebywać na łonie natury, ale odwiedza też miasta, interesuje się ich architekturą i zabytkami. Podczas każdej wyprawy stara się łączyć oba te zamiłowania i niejako dwa oblicza swojej osobowości. Z zawodu jest bowiem historykiem, a z natury miłośnikiem przyrody. – Od miast zdecydowanie wolę zieleń, ale z racji wykształcenia ciągnie mnie do zabytków i skarbów historii – przyznaje. Niezmiennie zachwycają ją Bieszczady, płaskie krajobrazy Mazowsza i Podlasia, które jako krakowianka szczególnie docenia, podobnie jak jeziora i morze. To ostatnie zwłaszcza zimą. – Zawsze miałam ochotę zobaczyć Bałtyk o tej porze roku. Oczarowała mnie pustka plaży i zaskoczył wiatr, który niemalże urwał mi głowę – wspomina ze śmiechem.
W drodze spędza każdy weekend, zawsze z papierową mapą w dłoni. – Pod tym względem jestem tradycjonalistką. Opieram się na planach, znakach oraz przewodnikach. Na nich zawsze można polegać – tłumaczy Daria. O celu jej wędrówki decyduje przede wszystkim pora roku. – Od marca do połowy czerwca i jesienią obserwuję ptaki, bo trwają wtedy ich przeloty – mówi. Najlepszymi ku temu rejonami są Bagna Biebrzańskie, Ujście Warty, Dolina Baryczy. – Z kolei latem mam więcej czasu na chodzenie po górach – dodaje.
Nie jeżdżę w ciemno
Stara się nie ograniczać. – Nie tworzę większych planów. Czasem coś po prostu przyjdzie mi do głowy. Zdarza się, że o wyjeździe decyduje chwila. Jestem dosyć elastyczna i potrafię szybko zorganizować sobie wycieczkę – mówi. Inspiracji zwykle dostarczają jej książki. – Mam ich całe mnóstwo, od obszernych opracowań po monografie konkretnych regionów – przyznaje. To od nich rozpoczyna poszukiwanie pomysłów na wyjazdy. – Dopiero później szperam w internecie, na blogach – tłumaczy. Na tej podstawie tworzy listę miejsc, które chciałaby zobaczyć. Polega też na opinii miejscowych. – Takie osoby najlepiej znają okolicę. To oni mogą dużo opowiedzieć o historii, kulturze, ciekawych atrakcjach – mówi Daria.
Lubi być dobrze przygotowana do podróży. – Rzadko mi się zdarza jechać gdzieś, nie wiedząc co tam będę robić. Raczej staram się zaplanować każdy dzień, wykorzystać wszystko to, co dane miejsce ma do zaoferowania, bo tak się je poznaje najlepiej. Choć oczywiście czasem trzeba te plany na bieżąco weryfikować – przyznaje.
Zwłaszcza, gdy zawodzi komunikacja. – Nie zawsze dobrze funkcjonuje, szczególnie w małych miejscowościach. Bardzo często mi się zdarza, że coś, co miało przyjechać, nie przyjeżdża – przyznaje. W takich sytuacjach czasem udaje jej się złapać autostop. – W niektórych rejonach Polski bardzo dobrze to funkcjonuje, na przykład w Bieszczadach, Beskidzie Niskim, nad Biebrzą – stwierdza. Jednak częściej musi polegać na własnych nogach. – Na szczęście nie boję się chodzić, więc nie przeraża mnie ostatni autobus, który uciekł – zapewnia.
Lubię miejsca z pobocza dróg
Wędrówka jest jej ulubionym sposobem podróżowania. – Staram się nie korzystać z samochodu. Z punktu A do punktu B zwykle przemieszczam się komunikacją zbiorową lub pieszo – tłumaczy. Każdego dnia pokonuje od 20 do 30 kilometrów. Prawdziwym wyzwaniem była dla niej wędrówka Szlakiem Orlich Gniazd. – To jedyny raz kiedy zdarzyło mi się codziennie przez cały tydzień brać plecak i przemierzać 20-kilometrowe trasy bez względu na pogodę i chęci. Wtedy każdy kilometr był na wagę złota. Mimo to wspominam tę wyprawę jako jedną z najprzyjemniejszych. Wiele się o sobie dowiedziałam, o swoich możliwościach, wędrówce – przyznaje. Tę wyprawę traktuje jako próbę przed pokonaniem Głównego Szlaku Beskidzkiego prowadzącego z Ustronia, w okolicach Cieszyna, do Wołosatego w Bieszczadach. – To moje wielkie marzenie, na pewno do zrealizowania. Muszę tylko popracować nad kondycją – stwierdza Daria.
Wędruje głównie po bezdrożach i poboczach dróg, wydeptuje własne ścieżki, zagląda do małych miejscowości. – Unikam tłumów, dlatego częściej podróżuję po sezonie, a w sezonie szukam miejsc mniej popularnych turystycznie – mówi. Tak odkrywa Polskę jeszcze nie w pełni poznaną i nieco zapomnianą, choć nie rezygnuje też z popularnych atrakcji turystycznych. – Są miejsca, których po prostu nie można pominąć. W Krakowie trzeba wysłuchać hejnału i zjeść obwarzanka, a w Poznaniu zobaczyć Koziołki – mówi. Do jej ulubionych miast należą: Sandomierz, Toruń, Kazimierz Dolny, Wrocław z jego specyficznym klimatem. – Uważam, że także mniejsze ośrodki, takie jak Zamość, Płock, Grudziądz mają wiele do pokazania i można je uznać za prawdziwe perełki – stwierdza. – Ostatnio byłam w Stargardzie. To miasto bardzo zniszczone, ale okazało się dla mnie dużym zaskoczeniem, bo różniło się od naszych południowych miejscowości, Przemyśla czy Tarnowa – wspomina.
Daję się zaskoczyć
W podróży daje się zaskoczyć danemu miejscu, maksymalnie się na nie otwiera i wyzbywa wszelkich oczekiwań. Tak było na przykład z Suwalszczyzną. – To jeden z najprzyjemniejszych rejonów w Polsce, jakie znam i w którym jestem absolutnie zakochana. Mnóstwo tu maleńkich, zagubionych kompletnie wiosek, nad jeziorami, za kurzem dróg – stwierdza Daria. Zachwyciła ją także kuchnia tego regionu. – Uwielbiam ziemniaki, a ilość przyrządzonych z nich potraw zupełnie mnie zaskoczyła. Wszelkiego rodzaju kartacze, babki, cepeliny. Chociażby dlatego pojechałabym tam w każdej chwili – śmieje się.
W podróży skupia się na mikroregionach, co pozwala jej na głębsze poznanie okolicy. Jej ostatnim odkryciem jest Mechowo na Pomorzu. – I to nie groty mechowskie, które są chyba znane, ale kościół szachulcowy. Zawsze staram się wędrować do takich miejsc, jak świątynie czy muzea, gdzie można znaleźć mnóstwo ciekawostek – przyznaje. Wiele takich obiektów odnajduje na Dolnym Śląsku. – Dobrze wędruje się tu poza szlakiem w poszukiwaniu pałaców, zamków pełnych tajemnic. I choć często tu bywam, to wiem, że wciąż kryje się tam wiele miejsc do zobaczenia – dodaje. – Te wyjazdy wspominam bardzo dobrze, zwłaszcza w Góry Sowie, bo to teren otoczony aurą tajemniczości. Zawsze wydaje mi się, że natknę się tu na coś nowego – mówi.
Każde nowo odkryte miejsce przekonuje ją o walorach naszego kraju. – Podróżuję, bo Polska jest piękna, i jest to zdecydowanie moje miejsce na ziemi. Jeździłam wcześniej za granicę, więc mam porównanie. Bardziej odpowiadają mi nasze miasta, góry, morze. Mamy wiele do pokazania i odkrycia – stwierdza z przekonaniem Daria.
Wywiad i tekst: Dominika Prais