Chirurgiczna ostateczność

Tajna broń bywa ostatnią deską ratunku w walce z otyłością. Dwa zabiegi, wokół których lęk miesza się z nadzieją, a pooperacyjne dolegliwości są niczym wobec zmarnowanego życia. Zmniejszanie żołądka i liposukcja dają spektakularne efekty oraz poczucie, że zdrowie i lepsza sylwetka są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy jeden podpis i doświadczone ręce lekarza.

Znajduje się na czubku listy chorób cywilizacyjnych. Tempo życia, stres, nieregularne i niskiej jakości jedzenie i brak ruchu powodują, że pewnego dnia waga wymyka się spod kontroli. Frustracja i zniechęcenie wywołują kolejną przekąskę, która staje się najlepszym pocieszycielem na otarcie łez. Na szali waży się zdrowie i uzasadnione obawy, że tak dalej być nie może.

Wór na jedzenie

Wszystkie początki są podobne. Za ciasne spodnie skłaniają do odchudzania. Zaczyna się wybór diety i oczekiwania momentu, gdy wszystko się zmieni. Kilka pak ciastek staje się normą, której uzasadnieniem jest dobre samopoczucie psychiczne. Zaczyna się błędne koło, w którym trudno o efekty. Upór i konsekwencja przegrywają z duszą, która już na samą myśl o apetycznym ukojeniu daje się we znaki rozdzierającym płaczem.

– Ocknęłam się po kilku miesiącach po odejściu męża. W fałdy tłuszczu wpijały się nawet wielkie dresowe spodnie, które wówczas były dla mnie strojem na każdą okazję. Do sklepu, do kościoła i na przyjęcie, chociaż na te ostatnie już mało kto mnie zapraszał. Jakby z obawy, że zmiotę wszystko, co zaserwują na stole – Anita nie boi się zmierzyć z wielką przeszłością.

Najpierw mówiła o sobie pani domu, po chwili mama, a potem już tylko służąca męża, który coraz później wracał z pracy i nie stronił od komentarzy, że szafa gdańska to przy niej mebelek. Stała się wielka i przyznaje, że tyła niemal z dnia na dzień, dosłownie od powietrza.

– Bałam się napić nawet łyk wody, bo czułam, że tyję. Zupełnie serio – nie byłam w stanie przestać jeść. Spore śniadanie, przekąski przed obiadem, tony słodyczy i łyżka za łyżką kolejnych specjałów, które najpierw podawałam rodzinie, a potem zajadałam do telewizora. Zrobiła się ze mnie klasyczna gruba baba, która w tym wstydzie nie miała siły dźwignąć się z fotela. Tyłam i jadłam, jadłam i tyłam, a kulinarna rozpusta stawała się antidotum na każdy stres.
Na radykalne cięcie zdecydowała się w momencie, gdy po kilku godzinach spędzonych na podłodze udało jej się wreszcie znaleźć się w karetce, znoszona przez kilku sanitariuszy. Miała świadomość, że jedyną nadzieją jest dla niej operacja. Coraz częściej stosowane zmniejszenie żołądka spowodowało, że zjadając trzy frytki, czuła się pełna.

– Konsekwencje przebytego zabiegu uświadomił mi lekarz. Wyśnił, że wielki wór na żarcie zamienił skalpelem na malutki żołądek. Są szwy i pod żadnym pozorem nie powinnam kusić losu, ponieważ próby wielkiej pizzy mogłabym nie przetrwać, ryzykując przede wszystkim życie. Tego bałam się najbardziej – wspomina.

Cud, miód i tłuste uda

Genetyka, a może trochę pech spowodowały, że piękna Sabina wcale się za taką nie uważała. Porcelanowa cera, ogromne sarnie oczy i błyszczące czarne pierścionki włosów powodowały, że kto stanął na jej drodze, wzdychał od razu.

– Póki nie spojrzał w dół – sarkastycznie przyznaje Sabina. Pięknej dziewczynie natura sprawiła psikusa. Mocne uda i brzuch, po którym było widać każdy zjedzony smakołyk, powodowały, że czuła się brzydka i nieakceptowana. Mimo lat, jak ognia unikała zbliżeń, chroniąc tajemnicę pod kolejną modną spódnicą. Spodniom lata temu powiedziała zdecydowane nie!

– Na liposukcję namówiła mnie koleżanka. Obejrzała program, w którym bohaterka miała podobny problem do mojego. Tyle że więcej odwagi, aby pokazać się nago i mniej pieniędzy, by zdobyć się na tak publiczny akt desperacji. Szczęśliwie Sabina zarabiała dobrze. Wydatek na zabieg nie nadwerężał budżetu i gdy tylko lekarz uznał, że można, była gotowa teraz i natychmiast.

– Po serii kompleksowych badań w klinice nadszedł wreszcie oczekiwany wielki dzień. Tłumaczono mi, że to prosty zabieg, ale po jego zakończeniu czułam się jak po wielogodzinnej, ciężkiej operacji. Ból był nie do zniesienia, a wystające dreny powodowały, że coraz bardziej panikowałam, po co w ogóle to zrobiłam. Gdy usłyszałam, że ilością tłuszczu mogłabym obdzielić całą grupę, mało nie zapadłam się pod ziemię. Pomyślałam „jest źle, ale mogło być przecież gorzej”.

Zasady jasne jak słońce

Zabieg bez komplikacji pozwalał na dobre rokowania. Newralgiczne partie wyglądały o niebo lepiej, a Sabina z pełnym zaufaniem słuchała, że za chwilę zapomni o niedogodnościach związanych z liposukcją. Nawet małe „ale” nie było w stanie zmącić jej radości, że oto nadchodzi czas nowego rozdania. Każdego dnia przypominała sobie, że brak zmiany nawyków żywieniowych sprawi, że wszystko wróci do normy, o której jak najszybciej wołała zapomnieć.
Operacyjne zmniejszenie żołądka jest ostatecznością. Liposukcję panie robią częściej, chcąc poprawić mankamenty. Łączy je problem – największe nieszczęście. Chorobliwe obżarstwo i złe nawyki żywieniowe sprawiają, że doprowadzone do stateczności stają pod ścianą. Wtedy ratunkiem jest skalpel i dren. Potem, zmieniając życie, widzą w nim dar od losu, do którego wolałyby się nie przyznawać.

Oceń ten artykuł

Polecane:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *